Ubiegłotygodniowe spotkanie Europejskiej Wspólnoty Politycznej było trzecią już okazją do udowodnienia, że projekt Emmanuela Macrona, mający być pokazem siły przyciągania UE, ma sens i warto go rozwijać. Po czwartkowych dyskusjach w gronie ponad 40 liderów państw można śmiało powiedzieć, że nie ma on sensu i nie warto go rozwijać.

Otóż format ten miał być w zamyśle platformą do kierunkowych dyskusji w gronie wszystkich chętnych państw europejskich – EWP zrzesza bowiem 44 kraje, zarówno członków UE, jak i państw do Unii aspirujących. Dla tych, dla których perspektywa szybkiego członkostwa w Unii jest niemożliwa, Macron wymyślił ten specjalny format po to, żeby wspomnianym państwom z jednej strony pokazać, jak wygląda proces decyzyjny w tak szerokim gronie, a z drugiej strony sprawiać wrażenie współuczestnictwa w europejskim projekcie. A jak to wygląda w praktyce?

W praktyce ambicją było m.in. odegranie czołowej roli w zażegnaniu konfliktu w Górskim Karabachu. Tymczasem prezydent Azerbejdżanu İlham Əliyev w rozmowach udziału nie wziął, a dodatkowo oskarżył Macrona o stronniczość w negocjacjach na linii Baku–Erywań i zagroził, że jeśli Francja wesprze militarnie Armenię, to Azerbejdżan nie pozostawi tego bez odpowiedzi. Pierwsze fiasko EWP mamy odhaczone. Kolejną misją tego formatu miały być mediacje w rozmowach między Kosowem a Serbią. Tymczasem prezydent Kosowa Vjosa Osmani odmówiła rozmów z Aleksandarem Vučićem do czasu nałożenia na serbskie władze sankcji za incydent, w którym z rąk Serbów zginął funkcjonariusz kosowskiej policji we wsi Banjska. Drugie fiasko również odhaczone. Na deser media otrzymały odwołaną konferencję prasową, w miejsce której Wielka Brytania zorganizowała dodatkowe spotkanie z niektórymi liderami na temat migracji, a w sprawie potencjalnego rozszerzenia UE kraje aspirujące otrzymały zapewnienie, że „27” docenia ich wysiłki, ale najpierw musi sama zreformować swoje instytucje, żeby mówić realnie o akcesie nowych państw. Trzecie fiasko też odhaczone.

Europejska Wspólnota Polityczna jak w soczewce skupia problemy unijnej polityki zagranicznej, w której liczba formatów współpracy, organizacji i instytucji jest wręcz odwrotnie proporcjonalna do dyplomatycznych sukcesów. Choć w pierwszych miesiącach rosyjskiej inwazji w Ukrainie wydawało się, że „27” wraz z Komisją Europejską dojrzały do prowadzenia niemal jednolitej (z pominięciem Węgier) polityki zagranicznej, to obecny rok nie pozostawia złudzeń. UE nie udały się jakiekolwiek próby mediacji po zamachu stanu w Nigrze, skąd ostatecznie Francja była zmuszona wycofać swoje wojska. Po sobotnich atakach Hamasu na Izrael Unię stać było co najwyżej na kilka kurtuazyjnych oświadczeń, a europejskie media rozpisują się o tym, która stolica podświetliła izraelskimi flagami poszczególne (reprezentacyjne!) budynki. I nikt nie próbuje nawet udawać, że UE w tym konflikcie będzie odgrywać jakąkolwiek istotniejszą rolę niż bycie biernym widzem.

Proces decyzyjny w UE jest skomplikowany i taki niestety musi pozostać, choć trudno o jednomyślność nawet w tak teoretycznie jednoznacznych sprawach jak dalsze wsparcie Ukrainy. Często „proces decyzyjny” przypomina błądzenie po omacku i podejmowanie losowych wyborów. W dyskusjach nad reformami UE nacisk jest jednak postawiony na razie wyłącznie na szybkość podejmowania decyzji, a lekiem na całe zło ma być większość kwalifikowana w miejsce jednomyślności. Jedyne, do czego może to doprowadzić, to do rozszerzania klubu „czarnych owiec” niezadowolonych z unijnej polityki zagranicznej. Owszem, decyzje będą w takim trybie podejmowane szybciej, ale będą to decyzje suflowane przez dominujące stolice, czyli Berlin i Paryż, które coraz bardziej zacieśniają relacje pod rządami Scholza i Macrona. Tymczasem reforma unijnej dyplomacji powinna objąć całe struktury funkcjonujące w ramach Europejskiej Służby Działań Zewnętrznych, a przede wszystkim relacje między ESDZ a państwami członkowskimi. Niejasna hierarchia, mnogość formatów współpracy i duża autonomia tak komisarzy, jak i państw służy jedynie chaosowi i dezorientacji. A te dwa przymioty zdecydowanie cechują unijną dyplomację pod rządami Josepa Borrella, którego niefrasobliwość i de facto brak autorytetu nie sprzyjają budowaniu siły UE na arenie między narodowej. ©℗

UE ma za sobą sezon porażek na arenie międzynarodowej i działań pozorowanych