Wyczerpanie zapasów oraz polityka będą ograniczać dostawy sprzętu dla ukraińskich obrońców. Szansy na kolejną kontrofensywę nie będzie.

Dostawy uzbrojenia dla Ukrainy już nie tak dynamiczne

Jeśli chodzi o dostawy sprzętu wojskowego z Zachodu, to zdecydowanym liderem, odpowiadającym za ponad połowę wszystkich dostaw, są Stany Zjednoczone. Od początku wybuchu wojny wartość zadeklarowanej i w przeważające mierze już dostarczonej pomocy to 43,9 mld dol. Ukraina otrzymała zza Atlantyku m.in. systemy obrony powietrznej Patriot i NASAMS, 38 systemów artylerii dalekiego zasięgu HIMARS, prawie 200 zestawów artylerii lufowej czy ponad 2 mln sztuk amunicji 155 mm.

Europejscy sojusznicy dostarczyli za to znacznie więcej czołgów (sama Polska ponad 350 sztuk), ale również system Patriot (Niemcy) czy samoloty MiG-29 (Polska i Słowacja) oraz nowoczesne systemy artyleryjskie (m.in. Francja i Szwecja). Jednak sumaryczna wartość dostaw europejskich jest znacznie mniejsza. Wszyscy donatorzy spotykają się regularnie w ramach tzw. grupy z Ramstein, której przewodniczy amerykański sekretarz obrony Lloyd Austin.

Dostawy uzbrojenia zachodniego, ale także postsowieckiego, skupowanego czasem przez kraje zachodnie, a czasem udostępnianego z własnych zasobów krajów dawnego Układu Warszawskiego, są dla obrońców ukraińskich kluczowe. – Problemem strategicznym Ukrainy jest to, że jest zależna od dostaw z Zachodu, czy to sprzętu, czy amunicji. Inaczej rzecz ujmując, Kijów nie jest kowalem własnego losu. Jednocześnie Rosja wciąż produkuje sprzęt na własne potrzeby – tłumaczył na łamach DGP Konrad Muzyka, analityk militarny z Rochan Consulting. – Jeśli kontrofensywa nie odniesie oczekiwanego sukcesu, to Ukraina może się znaleźć w sytuacji, kiedy jej zasoby będą w mocnym stopniu wyczerpane. Możliwości odbudowy potencjału lądowego Ukrainy w 2024 r. będą mocno ograniczone, gdyż w Europie nie ma już wystarczającej ilości sprzętu – wyjaśniał ekspert już kilka tygodni temu.

Proces zmniejszenia dostaw ze Starego Kontynentu nie będzie gwałtowny, ponieważ ma on dużą inercję. Na przykład przekazanie amerykańskich czołgów Abrams, które w ubiegłym tygodniu trafiły na Wschód, było ogłoszone już na początku roku, z kolei na zapowiedziane dostawy samolotów F-16 przez Holandię i Danię najpewniej trzeba będzie czekać do przyszłego roku.

Ale Ukraińcy będą to odczuwali. Do toczącej się obecnie kontrofensywy zgromadzili po kilkaset czołgów, transporterów opancerzonych czy bojowych wozów piechoty, mieli też pewien zapas amunicji. Niezależnie od wyniku obecnych działań nic nie zapowiada, by w najbliższym czasie udało im się zgromadzić podobnie dużą ilość sprzętu. Jeśli na Zachodzie zdolności produkcyjne amunicji zwiększają się, to bardzo powoli, efekty tego będzie można zobaczyć najwcześniej za rok czy dwa, a bardziej znaczące w 2026 r.

Wsparcie militarne USA dla Ukrainy

Nieco inaczej sprawa wygląda w Stanach Zjednoczonych. O ile w wielu krajach europejskich nie ma wystarczającego poparcia politycznego dla zwycięstwa Ukrainy, a w żadnym nie ma odpowiednich zasobów sprzętowych, to za Atlantykiem takie zapasy są.

Mam świadomość potencjału militarnego USA i moim zdaniem nie zrobili nawet 10 proc. tego, co mogliby zrobić bez angażowania własnych żołnierzy – mówi dr Sławomir Dębski, dyrektor Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych, który twierdzi, że w najbliższych miesiącach wielkość dostaw amerykańskiego sprzętu będzie zależeć od tego, czy to się przyda w kampanii prezydenckiej prezydenta Bidena. Bardziej jednak prawdopodobny jest scenariusz ograniczania, a nie zwiększania tych dostaw, tym bardziej że w Waszyngtonie wciąż z uwagą patrzy się na Azję Południowo-Wschodnią i napięcia wokół Tajwanu.

Co się zdarzy na froncie ukraińskim, gdy dostawy sprzętu z Zachodu osłabną? – Trzeba pamiętać, że oprócz braków sprzętowych na Ukrainie pojawiają się także problemy z pozyskiwaniem żołnierzy. Wkrótce może być tak, że nie będą mieli kim i czym walczyć. Putin widzi, że armia ukraińska się wyczerpuje, a Rosja mobilizację prowadzi od miesięcy. Niestety, czas działa na jej korzyść – prognozuje gen. Waldemar Skrzypczak, były dowódca Wojsk Lądowych. – Nie spodziewam się kolejnej ukraińskiej kontrofensywy, już raczej natarcia rosyjskiego. Jeśli Ukraińcy nie rozpoczną mobilizacji, to na wiosnę nie będą mieli kim się bić – dodaje wojskowy.

Jeśli chodzi o dostawy sprzętu, Ukraińcy zdają sobie sprawę, że źródła zachodnie wysychają i zapewne to był także jeden z powodów, dla których w ostatnich tygodniach prezydent Wołodymyr Zełenski podkreślał zwiększanie mocy produkcyjnych ukraińskiej zbrojeniówki. Jednak trudno ocenić, czy to się uda, bowiem duża część ukraińskiego przemysłu obronnego została zniszczona podczas rosyjskich ataków rakietowych. ©℗