Z liczącej 200 tys. osób polskiej społeczności na Litwie o spolszczenie zapisu swoich zlituanizowanych nazwisk wystąpiło nieco ponad 200 osób.
Przez 30 lat postulat legalizacji pisowni nazwisk zgodnej z zasadami polszczyzny należał do głównych oczekiwań polskiej mniejszości. Gdy w 2022 r. Wilno na fali ocieplenia relacji z Warszawą poszło na ustępstwa, okazało się, że taka zmiana mało kogo interesuje.
Przepisy pozwoliły na stosowanie podstawowych liter alfabetu, które w litewskiej ortografii nie są stosowane. Chodzi o „q”, „w” i „x” oraz dwuznaki w rodzaju „cz”, „nn” czy „sz”. Wilno wciąż nie chce się natomiast zgodzić na znaki diakrytyczne nieobecne w litewskim alfabecie. W przypadku Polaków odpadają więc „ł”, „ś” itp. Wcześniej obce nazwiska były dostosowywane do zasad ortografii litewskiej. Jak mówi DGP Dalia Milkevičienė, doradczyni szefowej resortu sprawiedliwości Eweliny Dobrowolskiej, od 1 maja ministerstwo zaakceptowało 821 wniosków o zgodę na zmianę. 70 proc. przypadków dotyczyło litewskich małżonków cudzoziemców. Spośród 244 osób, które skorzystały z drugiej przesłanki, czyli dostosowania zapisu do języka mniejszości etnicznej, nieco ponad 200 to Polacy.
Pierwsza była polityczka, która promowała zmianę: minister Dobrowolska (wcześniej: Evelina Dobrovolska). Duża część ludzi, którzy zdecydowali się na zmianę, to właśnie osoby publiczne: politycy, dziennikarze i naukowcy, jak lider Akcji Wyborczej Polaków na Litwie – Związku Chrześcijańskich Rodzin (AWPL) Waldemar Tomaszewski (wcześniej: Valdemar Tomaševski). O tym, że dla przewodniczącego nie była to sprawa gardłowa, może świadczyć to, że wcześniej jako europoseł nie wymógł na Parlamencie Europejskim zmiany zapisu. Było to możliwe, co udowodnił rosyjski deputowany z Łotwy, który w PE funkcjonował jako Alexander Mirsky, choć w dokumentach, zgodnie z podobnym do litewskiego prawem, występował jako Aleksandrs Mirskis. – Ja nie miałem wątpliwości – mówi politolog Mariusz Antonowicz (wcześniej: Marijuš Antonovič). – Przeszkadzało mi „j” w imieniu i fakt, że za granicą brano mnie za Chorwata czy Serba. Teraz moje nazwisko pisze się tak samo po angielsku, litewsku i polsku. Osiągnąłem osobistą integralność – tłumaczy.
– Miałem obawę, czy nie zagrzebię się w biurokracji, ale pomyślałem, że wiele kobiet od wieków przyjmuje po ślubie nazwisko męża i jakoś żyją – dodaje. Wniosek można złożyć przez internetowy serwis e-usług Epaslaugos.lt, pocztą albo osobiście. Zmiana kosztuje 12 euro. – Mało chętnych to częściowo efekt obaw, że wiążą się z tym jakieś ogromne przeszkody praktyczne. Faktycznie trzeba wymienić dokumenty czy adres e-mail, pod który ludzie mają podpięte różne subskrypcje. Drugi problem dotyczy znaków diakrytycznych. Część czeka na ich legalizację – mówi Antonowicz. Takim przypadkiem jest Maria Rekść (w dokumentach: Marija Rekst), wileńska radna AWPL. Zakaz diakrytów fortelem obszedł doradca prezydenta, który zamiast Jaroslav Neverovič, od kilku tygodni oficjalnie nazywa się Jarek Niewierowicz. Jarosławem mógłby zostać, gdy Litwa zezwoli na „ł”.
Sprawa pisowni długo stanowiła kość niezgody w relacjach z Polakami. Pojawiały się wprawdzie projekty zezwalające na oryginalny zapis, ale długo nie znajdywały większości w Sejmie. Przeciwnicy uważali, że zmiana naruszy konstytucję, według której językiem urzędowym jest litewski, a zgodnie z jego zasadami obce nazwiska muszą być transkrybowane. Warszawa odwoływała się do zasady wzajemności; posiadacze litewskich nazwisk mogą w polskich dokumentach stosować takie znaki, jak „č”, „ė” czy „ū”. Po ociepleniu relacji i utworzeniu w 2020 r. rządu, w którym stanowisko ministerialne objęła Dobrowolska, udało się przełamać opory, choć i wtedy przeciwnicy skierowali sprawę do Sądu Konstytucyjnego. Ten w lipcu uznał w końcu, że „w” w papierach nie łamie ustawy zasadniczej.
Teraz sędziowie zajmą się sprawą diakrytów. O spolszczenie danych od lat stara się historyk Jarosław Wołkonowski (oficjalnie: Jaroslav Volkonovski). W pierwszej instancji zgodzono się na „ł”, orzeczenie się uprawomocniło, ale prokurator generalna postawiła weto i poprosiła o wznowienie procesu, zaś sąd rejonowy zwrócił się do Sądu Konstytucyjnego. Prokuratura twierdzi, że zgoda na polski znak narusza interes publiczny. Najpewniej także w przypadku diakrytów sprawa będzie musiała zostać rozwiązana ustawowo. Stosowny projekt w kwietniu złożyła AWPL, ale nie ma dla niego większości. Zresztą nie wszyscy politycy Akcji zdecydowali się na spolszczenie nazwisk. Radna Wanda Krawczonok (oficjalnie: Vanda Kravčionok) tłumaczyła, że przyjęła nazwisko męża Białorusina i nie chce mieć odrębnych od niego danych. ©℗