Tepper: Na pewno nie ma takiego podejścia, że powrotu do interesów z Rosją nie będzie. Biznes w Niemczech nie chce palić mostów ani umierać za Ukrainę, wolałby, żeby ta ścieżka pozostała dla niego otwarta.
Odbieram słowa Marka Spiekera jako test i element gry pomiędzy biznesem a rządem federalnym. W relacjach biznesu z władzami w Berlinie mamy dziś kryzys. Przemysł oczekuje dostępu do taniej energii albo przynajmniej wytyczenia strategii, która pozwoli liczyć na nią w przyszłości. W jego przekonaniu to się nie stało. Koncerny mają poczucie, że o ile dotychczasowy kurs został zakwestionowany, o tyle nie pojawiła się czytelna alternatywa, a rządowa wizja Energiewende nie jest ani jasna, ani stabilna. Coraz częściej rozważa się przenoszenie produkcji tam, gdzie warunki prowadzenia biznesu są korzystniejsze, ale Niemcom zależy przecież na utrzymaniu wiodącej roli przemysłu w swojej gospodarce. W tej sytuacji, z jednej strony, lobbuje się za wsparciem finansowym, które pomoże przejść suchą stopą przez kryzys, a z drugiej – sonduje możliwość powrotu do status quo ante. Nie sądzę, by powrót do współpracy z Rosją był politycznie możliwy, dopóki trwa wojna, ale biznes chciałby potwierdzenia, że rząd nie zamierza takiej ścieżki w sposób ostateczny zamykać.
Wypowiedź Spiekera wywołała kontrowersje w Polsce, w Niemczech przeszła w zasadzie bez echa. Nieco większe zgrzyty spowodowało sformułowanie dwa miesiące temu postulatu odbudowy Nord Streamu przez premiera Saksonii Michaela Kretschmera. Można się zastanawiać, na ile ta różnica wynika ze zmiany nastrojów, a na ile z tego, że wówczas chodziło o ważnego polityka chadecji, a jego słowa odbiegały od oficjalnej partyjnej narracji.
Jest wątpliwe, żeby trójkolorowa koalicja otwarcie ten kierunek zakwestionowała, np. otwierając na nowo dyskusję o Nord Streamie. Na taki krok na pewno nie zgodziliby się Zieloni – szefowa dyplomacji Annalena Baerbock deklarowała przecież jednoznacznie, że nie ma powrotu do importu rosyjskich surowców energetycznych. Odwrót byłby zresztą wizerunkowo bolesny dla całego rządu, który powiązał swój los z hasłem strategicznego zwrotu.
Rzeczywiście, notowania Zielonych, jako koalicjanta, który jest najsilniej kojarzony np. z kosztami transformacji, załamały się. Wzmocnienie formacji antysystemowych, takich jak AfD, które opowiadają się za powrotem do współpracy z Rosją, może wpływać na zmianę podejścia w głównym nurcie, zwłaszcza w perspektywie kolejnych wyborów. Przedstawiciele szeroko pojętego politycznego centrum mogą wtedy dojść do wniosku, że odwołanie się do tych sentymentów jest dobrym sposobem, żeby powalczyć o wyborców rozczarowanych. Ale do wyborów jeszcze długa droga, więc niekorzystne sondaże nie wywołują paniki u rządzących. O ile koalicji nie „rozsadzą” spory wewnętrzne, będą mieli szanse na odbudowanie poparcia.
Na pewno postrzeganie Rosji zmieniło się także po stronie niemieckich przedsiębiorców. Pojawiła się świadomość, że interesy z nią są obarczone ryzykiem. Mimo to dwie trzecie niemieckich firm, które działały na rosyjskim rynku, z różnych względów nadal tam funkcjonuje. Nie rozwijają swojej działalności, nie inwestują, ale trwają i płacą podatki do budżetu Kremla. Na pewno nie ma też podejścia, że powrotu do interesów z Rosją nie będzie. Biznes w Niemczech nie chce palić mostów ani umierać za Ukrainę, wolałby, żeby ta ścieżka pozostała dla niego otwarta.
Wyniki śledztwa mogą mieć istotny wpływ na opinię publiczną. Dziś mało kto w Niemczech uważa, że za wysadzeniem rurociągów stoi Moskwa. Scholz deklaruje, że sprawa musi zostać wyjaśniona, nawet jeśli wynik dochodzenia „miałby nam się nie spodobać”. Wydaje mi się, że jeżeli dowiedziono by, że w jakiś sposób zamieszane w zamach były Ukraina lub państwa zachodnie, wzmocniłoby to zwolenników współpracy z Gazpromem i tych, którzy chcą widzieć w interesach z Rosją realizację suwerennego interesu narodowego Niemiec. Zamiast o błędnej polityce wpychania kraju w zależność od Rosji, której wyrazem była budowa dwóch rurociągów transbałtyckich, mogłyby się pojawić postulaty walki o odszkodowania dla niemieckich firm czy żądania sfinansowania odbudowy infrastruktury.
To duża plama na honorze niemieckiego Zeitenwende, którą trudno racjonalnie wytłumaczyć. Mówi się o obawach przed konsekwencjami prawnymi, ale Rosnieft skarżył już niemieckie decyzje dotyczące odebrania mu kontroli nad niemieckimi aktywami i wszystkie sprawy przegrał. Z powodzeniem przećwiczono też ścieżkę nacjonalizacji rosyjskich aktywów na spółce Gazprom Germania, która kontrolowała kluczowe magazyny gazu. Oczekiwanie Polski, dotyczące pozbawienia Rosjan udziałów w rafinerii, wydaje się całkowicie zrozumiałe – tym bardziej że jest to jednostka istotna dla zaopatrzenia w paliwa zachodniej Polski.
Wydaje się, że główna pobudka jest ekonomiczna i koalicja rzeczywiście chce zacisnąć pasa. Nie zmienia to faktu, że będzie to kolejny cios w wiarygodność Niemiec na arenie międzynarodowej. Wywiązanie się z elementarnych zobowiązań wobec NATO nie jest w obliczu rosyjskiej inwazji oczekiwaniem zbyt daleko idącym. Jeśli ten kurs się potwierdzi, partnerzy na pewno będą się zastanawiać, na ile można ufać także innym obietnicom Berlina. ©℗