Macedończycy chcą wejść do UE, ale Bruksela straciła ich zaufanie. Boimy się, że będą stawiane przed nami kolejne żądania – mówi DGP Jovan Gjorgovski, dziennikarz stacji telewizyjnej Kanał 5.
Rząd mówi, że odbędzie się w tym lub przyszłym tygodniu. W Zgromadzeniu Republiki nie ma na ten moment wystarczająco głosów, potrzeba większości dwóch trzecich. Nawet jeśli zmianę konstytucji poprą partie albańskie, to wciąż będzie brakować kilku głosów. W przeszłości na ostatnią chwilę, jak przy porozumieniu z Prespy z 2018 r. z Grecją, udawało się znaleźć poparcie za pięć dwunasta, ale teraz to jest mało prawdopodobne. Członkowie opozycji podpisali oświadczenia, że nie będą w ogóle głosować. Choć od kilku tygodni trwa dyplomatyczna ofensywa, europejscy dyplomaci wywierają presję na opozycję.
Wtedy sami się zablokujemy. Za rok są wybory do Parlamentu Europejskiego, w Brukseli będą zmiany, nowe władze. Nikt nie wie, w jaką stronę wszystko się potoczy.
Nie. Dlatego właśnie dla Macedończyków jest to takie trudne. Badanie International Republican Institute (IRI) wykazało, że 76 proc. Macedończyków chce wejść do UE, ale 64 proc. jest przeciwko zmianom konstytucji. Gdy negocjowaliśmy zmieniające nazwę kraju porozumienie z Prespy, mieliśmy poczucie, że to konieczne, tak przekonywali nas też Jens Stoltenberg czy Angela Merkel, unijni politycy mówili: zróbcie to, a otrzymacie szybką ścieżkę. Ale nic takiego się nie stało. Ludzie więc nie wierzą UE, czują się szantażowani, UE straciła w Macedonii Północnej wiarygodność. Okej, możemy dodać mniejszość bułgarską do konstytucji, to nie jest wielka sprawa, ale czy mamy gwarancję, że żądania wobec nas kiedykolwiek się zakończą? Bułgaria zapewne znajdzie nową sprawę. Nikt też nie wie, czego się spodziewać po Sofii, tam były cztery rządy w pięć lat.
Mamy poważne problemy z korupcją, UE to jedyna opcja na to, by w państwie zapanował porządek. Potrzeba europejskich standardów. Poparcie dla UE jest mniej więcej na tym samym poziomie od lat, choć nieco spadło, gdy Emmanuel Macron zablokował nam wejście do Wspólnoty.
Konstytucja zaczyna się od wspomnienia Macedończyków, Albańczyków, Serbów, Turków, wymienia wiele narodów. Bułgarów, Czarnogórców, Chorwatów czy Żydów nie wymienia po prostu dlatego, że to są małe kilkuset- czy kilkutysięczne mniejszości. Tymczasem Sofia twierdzi, że w Macedonii jest gdzieś ukrytych kilkaset tysięcy Bułgarów. Problem w tym, że Bułgarzy nie uznają nas za naród. Podobnie jak Władimir Putin za naród nie uznaje Ukraińców. Mówią, że tak naprawdę nie istniejemy, że ukradliśmy im historię, że mówimy bułgarskim dialektem, co jest niedorzeczne. Stoi za tym głównie prezydent Rumen Radev, ten sam, którego Zełenski krytykował dwa tygodnie temu w Sofii za prorosyjskie poglądy.
Oczekiwałbym od Bułgarów takiego gestu jak uklęknięcie Willy’ego Brandta w Warszawie, przeprosin, przyznania się do swojej roli w drugiej wojnie światowej, zbrodni, deportacji 8 tys. macedońskich Żydów do Treblinki. Wtedy wybaczymy, ale potrzebujemy przeprosin, by budować zaufanie. Sondaże są fatalne. Badanie ośrodka PRESPA Institute pokazało, że jedynie 0,2 proc. Macedończyków wykazuje sympatię wobec Bułgarów. Mamy tutaj pomniki pamięci z napisami: „zabici przez bułgarskich faszystów”. Sofia chce, byśmy wymazali wzmianki o faszystach. A właściwie każda macedońska rodzina miała kogoś w antyfaszystowskiej partyzantce.
W Macedonii Północnej działa system kwot w administracji publicznej. Musi być określony odsetek Macedończyków, Albańczyków, Serbów itd. Wielu Macedończyków oficjalnie przedstawia się za Albańczyków tylko po to, by dostać pracę. Jeśli dodamy Bułgarów do konstytucji, to też będą przysługiwać im miejsca w administracji z tytułu pochodzenia. Wielu Macedończyków będzie zapewne podawało się więc za Bułgarów. Na papierze będą mieli sporą mniejszość, to dobry sposób dla Sofii na stworzenie sztucznej mniejszości.
W 2001 r., gdy wybuchł u nas konflikt zbrojny, Ukraina nam pomogła. Kupiliśmy od nich śmigłowce, broń. Wielu Macedończyków to pamięta, rewanżujemy się. Ponadto wielu z nas widzi podobieństwa w ich walce do naszej historii. Też słyszeliśmy, jak Ukraińcy, że „stworzyli nas komuniści” czy że nie jesteśmy narodem. Mamy tylko dwie partie prorosyjskie, ale one są marginesem. Sama pomoc wojskowa nie jest kwestionowana, choć może w społeczeństwie pojawiają się wątpliwości, czy nie wysyłamy za dużo. Pytałem się minister obrony, czy nasze państwo jest bezbronne, bo zostało nam tylko kilka śmigłowców. Usłyszałem, że spełniamy nasze zobowiązania i że musimy walczyć, bo to także nasza walka. Nasz minister spraw zagranicznych powiedział w Wilnie, że walki są w Ukrainie, ale wszyscy jesteśmy w okopach, i popieram to. Choć być może te śmigłowce to jednak za dużo. I nie za bardzo podoba mi się szybka ścieżka do dołączenia do UE dla Ukrainy. Nie jest to do końca sprawiedliwe wobec nas, bo my czekamy na to już 18 lat. Ale uważam, że Ukraina powinna być w UE. ©℗