Po zawarciu na wiosnę umów z Francją i Brazylią celem Państwa Środka jest zorganizowanie szczytu Inicjatywy Pasa i Szlaku, być może z udziałem Władimira Putina.

ikona lupy />
Władze komunistycznych Chin pod wodzą Xi Jinpinga wychodzą poza Inicjatywę Pasa i Szlaku / EPA/PAP / fot. Mark R. Cristino/EPA/PAP

Aż 15 umów podpisał w trakcie ostatniej wizyty w Chinach prezydent Brazylii Luiz Inácio Lula da Silva. Na papierze zakres jest imponujący – chodzi m.in. o rozwój technologii telekomunikacyjnej 5G, współpracę przy konstrukcji satelity do monitorowania Amazonii oraz budowę w kraju kawy fabryki chińskich półprzewodników. Prócz tego strony już w marcu ujawniły porozumienie dotyczące rozliczeń w swoich walutach.

Dywersyfikacja polityki

Brazylia i Chiny wyznaczyły dwa banki – po jednym z każdego kraju – do przeprowadzania transakcji handlowych i finansowych przez bezpośrednią wymianę juana na reale i odwrotnie, porzucając amerykańskiego dolara jako walutę rozliczeniową. Podobne umowy walutowo-rozliczeniowe obowiązują Pekin w relacjach z Rosją oraz Pakistanem.

„Każdej nocy zadaję sobie pytanie, dlaczego wszystkie kraje muszą opierać swój handel na dolarze” – mówił Lula w przemówieniu w New Development Bank w Szanghaju, nazywanym „bankiem grupy BRICS”. W trakcie wizyty w Chinach, gdzie towarzyszyło mu kilkudziesięciu brazylijskich urzędników, oskarżał Waszyngton o podsycanie wojny w Ukrainie oraz krytykował Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Choć do pozbawienia amerykańskiego dolara pozycji lidera droga jest długa, to komentarze nestora brazylijskiej lewicy z pewnością spodobały się w Pekinie.

Doskonale rezonują z przekazem Chin oraz Rosji w państwach globalnego Południa, gdzie Pekin i Moskwa starają się podsycać antyamerykańskie sentymenty. A poprzedni brazylijski prezydent, prawicowy Jair Bolsonaro, w rywalizacji USA kontra Chiny opowiadał się mocniej po stronie Waszyngtonu.

Podobnie jak w przypadku Luli, także podczas wizyty Emmanuela Macrona w Chinach doszło do podpisania wielu umów, choć zeszły one na dalszy plan z uwagi na wywiad francuskiego prezydenta dla portalu Politico, w którym mogliśmy przeczytać m.in., że Macron nie chce, by Europa była „naśladowczynią Ameryki”. Gospodarzowi Pałacu Elizejskiego w Pekinie towarzyszyła kilkudziesięcioosobowa delegacja świata biznesu.

Podpisano m.in. dokumenty przewidujące utworzenie do 2025 r. nowej linii montażowej w fabryce Airbusa w Tiencin, ustanawiające głębszą współpracę w dziedzinie technologii nuklearnych, a także między wiodącą światową firmą kosmetyczną L’Oréal a chińskim gigantem e-commerce Alibabą. Nie pominięto także kwestii kultury – Pekińskie Muzeum Pałacowe, obejmujące teren dawnego Zakazanego Miasta, zorganizuje wspólną wystawę wraz z Pałacem w Wersalu.

Do wizyt Macrona i Luli doszło po marcowej podróży Xi Jinpinga do Moskwy. Chiński przywódca zaprosił Władimira Putina do przyjazdu do Chin na szczyt Inicjatywy Pasa i Szlaku, który odbędzie się za kilka miesięcy. Ostatnim razem rosyjski prezydent był w Chinach w lutym ub.r., w trakcie zimowych igrzysk olimpijskich i na kilka dni przed rozpoczęciem szerokiej inwazji przeciwko Ukrainie. Co najmniej od tego czasu Pekin i Moskwa są w stałym kontakcie na najwyższym poziomie władz – najnowszym tego przykładem jest niedzielne spotkanie w Moskwie Putina z chińskim ministrem obrony Li Shangfu.

Prezydenckie państwowe wizyty przywódców siódmej (Francja) i dwunastej (Brazylia) co do wielkości gospodarki świata budzą niepokój Stanów Zjednoczonych, które – jak ujął to ostatnio „The Economist” – „tolerować będą tylko uległe Chiny”. Według magazynu Waszyngton przyjął „politykę powstrzymywania” (nawiązanie do czasów doktryny Trumana), polegającą na zacieśnianiu sojuszy wojskowych i wprowadzania ograniczeń gospodarczych i technologicznych tak, by spowolnić rozwój ChRL. Ameryce zależy na tym, by Pekin był jak najszerzej izolowany, a jego próby porozumień z krajami Zachodu uznawane są przez Waszyngton za szczególnie szkodliwe.

Lula i Macron pokazują, że Chińczycy mają możliwości, by dywersyfikować swoją politykę zagraniczną i nie muszą tak mocno polegać na Inicjatywie Pasa i Szlaku, próbie polepszenia kanałów handlowych między Europą a Chinami. Nie brak głosów, że po dekadzie strategia ta okazała się zbyt ambitna, a sam Pekin wydaje się nieco od niej dystansować, chociaż w 2013 r. chiński prezydent Xi Jinping nazywał ją „projektem wieku”.

Dyplomacja zadłużeniowa

Zgodnie z raportem publicznego Uniwersytetu Fudan w Szanghaju Chińczycy zainwestowali we wszystkie projekty w Inicjatywie Pasa i Szlaku 962 mld dol., w tym 573 mld dol. na kontrakty budowlane. Pekin miał udzielić 22 krajom 128 pożyczek o wartości 240 mld dol., m.in. Pakistanowi, Sri Lance i Turcji. Według danych Fudan University prawie 80 proc. pożyczek udzielono w latach 2016–2021.

Część pożyczek jest podobna do pomocy, jakiej udziela krajom znajdującym się w trudnej sytuacji MFW. Różni je koszt. Chiny pożyczają na ogół na 5 proc. W przypadku MFW jest to ok. 2 proc. Dlatego chińska oferta od dawna spotyka się z krytyką ze strony krajów zachodnich, a niektórzy nazywają podejście ChRL „dyplomacją zadłużeniową”, bo Pekin uzależnia od siebie pożyczkobiorców, by później wywrzeć na nich wpływ polityczny. A spowolnienie światowej gospodarki, rosnące stopy procentowe oraz wysoka inflacja sprawiły, że wiele biedniejszych państw ma problemy ze spłatą zobowiązań wobec Chin. Z danych Banku Światowego wynika, że tylko w Azji Południowej zadłużenie wobec Pekinu wzrosło z 4,7 mld dol. w 2011 r. do 36,3 mld dol. w 2020 r. Chiny są dziś największym wierzycielem m.in. Malediwów, Pakistanu i Sri Lanki. ©℗