Białoruska opozycja wezwała Unię Europejską, by objąć sankcjami sędziego, który skazał Andrzeja Poczobuta na kolonię karną.

Sąd w Grodnie skazał wczoraj Andrzeja Poczobuta na osiem lat kolonii karnej o wzmocnionym rygorze. Dziennikarz „Gazety Wyborczej” i działacz Związku Polaków na Białorusi odmówił wcześniej napisania prośby o ułaskawienie do Alaksandra Łukaszenki, na co namawiali go przedstawiciele reżimu.
– Andrzej nigdy nie chciał być przedmiotem handlu, nigdy nie wyrażał na to zgody – mówiła wczoraj Swiatłana Cichanouska. Poczobuta oskarżono o wzniecanie nienawiści na tle narodowościowym poprzez rehabilitację nazizmu oraz szkodzenie bezpieczeństwu państwa poprzez wzywanie do wprowadzenia sankcji na Białoruś. „Motywowany politycznie, wymierzony w polską tożsamość, pokazowy proces i dzisiejszy wyrok są wyraźnym świadectwem antypolskich działań władz Białorusi. Potępiamy niesprawiedliwy wyrok wydany przez sąd autorytarnego państwa. Andrzej Poczobut to polski i białoruski patriota. Stoimy za nim” – napisał rzecznik MSZ Łukasz Jasina w imieniu resortu dyplomacji. Premier Mateusz Morawiecki nazwał wyrok „nieludzkim”.
Orzeczenie wydał sędzia Dzmitryj Bubienczyk, który regularnie dostaje sprawy polityczne. W związku z tym jeden z liderów białoruskiej opozycji, Pawieł Łatuszka, kilka dni temu wezwał Unię Europejską, by objąć go sankcjami. Proces toczył się za zamkniętymi drzwiami, ale z tego, co wiadomo, w akcie oskarżenia zarzucano dziennikarzowi, że publicznie określał sowiecki atak na Polskę 17 września 1939 r. mianem agresji (państwo białoruskie obchodzi w rocznicę tego wydarzenia Dzień Jedności Narodowej). Prokuratura potraktowała jako przestępstwa artykuł w „Magazynie Polskim” sprzed 17 lat o Anatolu Radziwoniku, dowódcy powojennego podziemia antykomunistycznego na Grodzieńszczyźnie, oraz teksty dla „Gazety Wyborczej” o protestach z 2020 r. przeciwko sfałszowaniu wyborów prezydenckich.
Proces trwał trzy tygodnie. Jego rozpoczęcie dwukrotnie odraczano. Nieoficjalnie wiadomo, że polskie władze starały się o uwolnienie Poczobuta m.in. za pośrednictwem Kazachstanu, z którym Mińsk i Warszawa utrzymują przyjazne stosunki. Przedstawiciele reżimu Łukaszenki potwierdzali, że wstawiennictwu Astany wolność zawdzięczają trzy działaczki polskiej mniejszości zatrzymane w tej samej sprawie, które w maju 2021 r. wyjechały do Polski. Z kolei liderka ZPB Andżelika Borys, piąta prześladowana w sprawie polskiej mniejszości, po roku spędzonym za kratami, w marcu 2022 r. została umieszczona w areszcie domowym, choć sama też nie pisała prośby o łaskę. Poczobut jako jedyny spędził w areszcie cały czas od zatrzymania 25 marca 2021 r. do wczorajszego wyroku.
49-letni dziennikarz wyraźnie schudł i uskarża się na poważne problemy ze zdrowiem, tymczasem strażnicy nie zawsze dostarczali mu przesyłane przez bliskich leki i wielokrotnie umieszczali w izolatce za domniemane naruszenia regulaminu. Dodatkowo cztery miesiące temu bezpieka wpisała Poczobuta na listę osób prowadzących działalność terrorystyczną, co dodatkowo ograniczyło jego prawa jako zatrzymanego. To już jego trzeci proces, ale pierwszy wyrok bezwzględnego więzienia. W 2011 r. został skazany na trzy lata w zawieszeniu za znieważenie Łukaszenki, natomiast sprawa wszczęta rok później z identycznego paragrafu została umorzona w 2013 r. w wyniku trwającej na Białorusi liberalizacji i odwilży w stosunkach z Zachodem.
Ostatniego wywiadu przed zatrzymaniem Poczobut udzielił „Kurierowi Wileńskiemu”. – Białoruś przeżywa ogromny kryzys gospodarczy i polityczny. Łukaszenka koniecznie potrzebuje więc zewnętrznego wroga, na którym będzie mógł skoncentrować uwagę opinii publicznej. Takim wrogiem jest dla niego Polska, stąd rozpoczęcie antypolskiej kampanii, której częścią jest również polska mniejszość na Białorusi. Jest to pewien sprawdzian, ale Polacy na Białorusi przeżyli już Stalina, przeżyją więc też i Łukaszenkę – przekonywał. Elementem tej kampanii jest regularne niszczenie nagrobków żołnierzy Armii Krajowej, których losy dziennikarz wielokrotnie opisywał w swoich artykułach.