W ciągu 12 miesięcy do końca października ub.r. na świecie miało miejsce 12,5 tys. masowych demonstracji. Główny powód: rosnące koszty życia.

Od listopada 2021 r. do października 2022 r. protesty odbyły się łącznie w 4630 miejscach położonych w 148 państwach – podsumowali analitycy nowojorskiego biura Fundacji im. Friedricha Eberta, która zajmuje się „wspieraniem i wzmacnianiem demokracji socjalnej”. Podsumowanie powstało na bazie depesz światowych agencji informacyjnych.
Główny wniosek z raportu: w ostatnich kilkunastu miesiącach na całym świecie ludzie wychodzili na ulice przede wszystkim w związku z podwyżkami cen energii i żywności. W 12 państwach demonstracje niosły za sobą ofiary w ludziach. Protesty w Kazachstanie związane z podwyżkami cen paliw doprowadziły do kryzysu, w wyniku którego zginęło 200 osób.
Największa liczba protestów miała miejsce w Ameryce Łacińskiej, Azji Południowej i Europie. W 30 państwach roczna liczba protestów przekroczyła 100. W pierwszej dziesiątce krajów o najwyższej liczbie masowych demonstracji znalazły się Niemcy, Francja, Włochy i Hiszpania. Największa liczba protestów odbywała się w Pakistanie (blisko 1400), następnie w Ekwadorze oraz w Indiach.
Badacze nie znaleźli wyróżnika geograficznego czy formy rządów, które sprzyjały demonstracjom. Skala protestów w ich opinii wskazuje na globalny problem związany z niemożnością zagwarantowania obywatelom podstawowych dóbr po osiągalnych dla nich cenach. Dotyka to i bogate państwa, jak Francja, i ubogie, jak Sri Lanka. Według autorów raportu protesty można interpretować jako zwiastun szerszych niepokojów społecznych i politycznych. Można je uznać jako sprzeciw wobec elit politycznych.
Dominującą przyczyną protestów był wzrost kosztów energii, a pośród żądań osób wyrażających sprzeciw wobec tej sytuacji dominowało przekonanie o konieczności zamrożenia cen i stworzenia mechanizmów wsparcia finansowego.
„Protesty dotyczące żywności i energii nie są jedynie spontanicznymi wyrazami gniewu, ale wyrażają przekonania polityczne” – czytamy w raporcie. Zdaniem autorów istnieje realne ryzyko, iż na fali demonstracji związanych z rosnącymi kosztami życia wzmocnią się środowiska skrajne i populistyczne, tak lewicowe, jak i prawicowe, które będą proponowały radykalne hasła rozwiązywania problemów.
Szczytowy okres protestów przypadł na marzec, a zatem okres tuż po rosyjskiej agresji na Ukrainę. Do dużej ich liczby doszło również w czerwcu ub.r. W tych dwóch miesiącach odnotowano ponad 2000 zdarzeń.
Zdaniem badaczy pod względem liczby i zasięgu protestów rok 2022 porównać można z kryzysem cen żywności i paliw w 2008 r. Wzrost ich cen był wtedy najwyższy od lat 70. Autorzy zwracają uwagę, że w niektórych regionach świata, chodzi głównie o Afrykę Subsaharyjską, wzrost kosztów importu żywności doprowadził do zmniejszania subsydiów, co wywoływało protesty. Kolejna fala miała miejsce w latach 2010–2011, kiedy susza spowodowała wzrost cen pszenicy na całym świecie. W krajach Afryki Północnej i na Bliskim Wschodzie niepokoje skończyły się wtedy arabską wiosną, a w kilku krajach doszło do przewrotów rządowych.
Badacze przeanalizowali także to, kim byli protestujący. W jednej trzeciej wszystkich demonstracji wzięli udział robotnicy. Rolnicy brali udział w ponad 1000, podobnie jak organizacje młodzieżowe i studenckie. Taksówkarze, nauczyciele i pracownicy służby zdrowia razem wzięli udział w ponad 500 protestach.
Kobiety jako istotną grupę protestujących zakwalifikowano w 241 wydarzeniach, które odbyły się m.in. w Afganistanie, Pakistanie, Indiach, Sudanie, Mauretanii i Jemenie. W Kabulu sprzeciw budziło pogłębiające się ubóstwo, ale domagano się też zwiększenia udziału kobiet w życiu politycznym (a od społeczności międzynarodowej uwolnienia zamrożonych aktywów Afganistanu).
Z raportu wynika, że prócz podwyżek cen podstawowych produktów protesty wywoływał sprzeciw wobec korupcji (455 wydarzeń) czy chęć zmiany władzy. Eksperci Fundacji im. Friedricha Eberta oceniają, że w 2023 r. liczba wystąpień może jeszcze wzrosnąć. ©℗