- Wojna się przecież skończyła. Od władz Libanu nie można w tej chwili oczekiwać, że będą w stanie utrzymać na swoim terytorium tak wielu dodatkowych mieszkańców - uważa Hector Hadżar, minister spraw społecznych Libanu.

W tym roku władze Libanu rozpoczęły zapowiadany od dawna proces repatriacji uchodźców. Władze i mieszkańcy są coraz gorzej nastawieni do Syryjczyków. Oskarżają ich o pogłębienie zapaści ekonomicznej. Docelowo do Syrii odsyłanych miałoby być ponad 15 tys. osób miesięcznie. Dotychczas w Libanie było 1-2 mln uchodźców.
Proszę nie zapominać, że to procedura dobrowolna. Syryjczycy sami się do nas zgłaszają, bo chcą wrócić do kraju. Idzie całkiem nieźle. Dwie grupy przeszły już cały proces. Odprawiliśmy ich przez granicę, dziś są z powrotem w swoim kraju. Wciąż eksperymentujemy, jak ten system wzmocnić. Musimy chociażby poprawić logistykę, głównie dlatego, że liczba uchodźców, którzy wrócili do Syrii, jest wciąż bardzo mała. W październiku wyjechało ok. 800 osób. W tej chwili Liban nie jest jednak w stanie przetransportować większej liczby Syryjczyków. Musimy postępować powoli, małymi kroczkami.
Zależy wam jednak, by wszyscy Syryjczycy - dobrowolnie lub nie - opuścili terytorium Libanu.
Mamy w Libanie do czynienia z trzema kategoriami Syryjczyków. Do pierwszej zaliczają się osoby, które nie są uchodźcami. Od dawna tu mieszkają i pracują w różnych sektorach. Druga obejmuje tych, którzy uciekli z Syrii przed tamtejszym reżimem. Ci ludzie powinni po prostu udać się do innych państw. Trzecią kategorię tworzą uchodźcy. I to właśnie oni powinni wrócić do Syrii. Wojna się przecież skończyła. Od władz Libanu nie można w tej chwili oczekiwać, że będą w stanie utrzymać na swoim terytorium tak wielu dodatkowych mieszkańców. Samo społeczeństwo libańskie jest już wystarczająco duże. Rząd i obywatele nie mogą tego dłużej akceptować. Istnieje wiele powodów, dla których wzrost populacji jest dla nas w tej chwili dużym problemem.
ikona lupy />
Hector Hadżar, minister spraw społecznych Libanu / Materiały prasowe
Ale uchodźcy z Syrii przebywają na terytorium Libanu od mniej więcej 2011 r. Było dużo czasu, by ich zintegrować. Może w takim razie władze w Bejrucie obrały błędną strategię?
Analizując wydarzenia ostatniej dekady, dostrzegam dwa główne problemy. Rząd zezwolił na obecność syryjskich uchodźców na terytorium całego Libanu, w bardzo różnych regionach. Nie zostało to scentralizowane w taki sposób, by zamieszkiwali oni specjalne obszary. Inna sprawa, że nie uregulowano w ogóle statusu syryjskich uchodźców w Libanie. Właściwie rząd przez te 10-11 lat wcale nie był zaangażowany w zarządzanie kryzysem. Przekazał kontrolę nad sytuacją wysokiemu komisarzowi Narodów Zjednoczonych ds. uchodźców i innym organizacjom międzynarodowym. Każda wprowadzała własne rozwiązania. I one niestety nie były dobre ani z perspektywy rządu, ani społeczeństwa. Służyły wyłącznie realizacji programów tychże organizacji, pomijając zupełnie nasze spojrzenie. Jeżeli taki kryzys powtórzyłby się w przyszłości, dobrze by było, gdyby jedno z naszych ministerstw było odpowiedzialne za reagowanie. Wówczas resort ten odpowiadałby za koordynację działań z ONZ, wszelkimi organizacjami międzynarodowymi i ewentualnie innymi agencjami rządowymi, które są w sprawę zaangażowane.
To znaczy, że ocenia pan negatywnie działalność organizacji międzynarodowych w Libanie?
Jestem im niezmiernie wdzięczny za wszystko, co zrobili. Ich praca kosztowała wiele wysiłku. Ale w mojej głowie pojawia się kilka znaków zapytania dotyczących przede wszystkim sposobu, w jaki tę pracę wykonywali. Duża część środków i dotacji przeznaczana jest na koszty logistyczne i operacyjne, a nie na pomoc ludziom. To, co ostatecznie dociera do uchodźców, to niewielki odsetek całości. Tych pieniędzy powinno być zdecydowanie więcej. Sytuacja humanitarna uchodźców jest zresztą wykorzystywana do realizacji celów politycznych. Przez to wszystko mierzymy się z licznymi problemami. Większość dzieci uchodźców nie jest w ogóle zarejestrowana jako uchodźcy. Nie mają dokumentów tożsamości. Ponad 80 proc. to analfabeci. Nie chodzą do szkół. Dlatego wsparcie, które otrzymują od organizacji międzynarodowych, daje wyłącznie złudne poczucie bezpieczeństwa. A obozy, w których mieszkają… Uchodźców zmusza się, by przyzwyczaili się do tego typu warunków. To nieludzkie. Obozy są źródłem wszelkiego zła: zanieczyszczenia środowiska, rozprzestrzeniania się chorób takich jak cholera, która rozwija się w Libanie i Syrii. Praca organizacji międzynarodowych wygląda więc trochę tak, jak podawanie ibupromu choremu na raka.
Czego pan w takim razie oczekuje?
Próba utrzymania status quo to rozwiązanie tymczasowe. Rządy na Zachodzie i organizacje mogą dosypywać więcej pieniędzy, by uniknąć migracji do Europy, ale to nie załatwi problemu. A jeśli rządy europejskie tak bardzo się boją, że uchodźcy zaczną masowo pukać do ich drzwi, to gwarantuję, że co najmniej 7-8 mln osób - przede wszystkim z Syrii - i tak prędzej czy później dotrze na Stary Kontynent. Liban znajduje się w tej chwili w potężnym kryzysie gospodarczym. Nie jest w stanie dłużej wspierać tych ludzi ani brać za nich odpowiedzialności po 11 latach od wybuchu wojny. Jakie mogą być tego konsekwencje? Syryjczycy zapłacą przemytnikom i popłyną nielegalnie do Europy. Próby ucieczki obserwujemy każdego dnia. Łodzie wypływają z Libanu, Syrii. Jedynym sensownym rozwiązaniem byłby poważny dialog rządu w Bejrucie z przedstawicielami Unii Europejskiej i rządów europejskich. Oczekujemy przy tym jednak, że nasze władze, społeczeństwo i lokalne prawo będą szanowane. Tak, byśmy wspólnie znaleźli wyjście z kryzysu. Sprawiedliwe zarówno dla Syryjczyków, jak i dla Libańczyków.
Pan popiera takie przeprawy przez morze?
Oczywiście, że nie zachęcamy syryjskich uchodźców do uciekania się do takich rozwiązań. Ale - jak można się domyślić - rząd w Bejrucie nie ma ani środków, ani zasobów ludzkich, ani mechanizmów bezpieczeństwa, które pozwoliłyby nam zaradzić temu problemowi i powstrzymać tego typu migracje.
Od ubiegłego roku do granic UE uchodźcy docierają także samolotami. Te lądują w Rosji kilka razy w tygodniu, skąd Syryjczycy przedzierają się na granicę polsko-białoruską. Osoby szukające azylu są wykorzystywane przez Władimira Putina i Alaksandra Łukaszenkę jako broń do walki z Zachodem. W 2021 r. część z nich wylatywała bezpośrednio z Bejrutu. Można było przypuszczać, że nawet jeśli władze Libanu nie popierają tego procederu, to przymykają na niego oko.
Podkreślam raz jeszcze: nie zachęcamy do tego typu wypraw. Jesteśmy im przeciwni. To, że sytuacja wygląda tak, jak wygląda, jest naprawdę wyłącznie kwestią braku środków i mechanizmów umożliwiających kontrolę. Nie jesteśmy w stanie monitorować ruchu uchodźców na granicach i w portach u wybrzeży Morza Śródziemnego. Podobnie jest z lotniskiem w Bejrucie. Sami mierzymy się z problemami związanymi z syryjskimi uchodźcami wewnątrz kraju. Mam na myśli np. wzrost liczby przestępstw. I z tym też nie jesteśmy sobie w stanie poradzić.
Czy istnieje jakakolwiek współpraca z Brukselą w tym zakresie?
Tak, do pewnego stopnia istnieją między nami dialog i współpraca. Z tym że mamy co do niej wątpliwości. Chodzi przede wszystkim o to, że nikt nie pomaga Libańczykom, społeczeństwu goszczącemu. Wszystko kręci się wokół uchodźców z Syrii. Podnosiliśmy tę kwestię wiele razy, ale nigdy nie otrzymaliśmy sensownej odpowiedzi.
Europa nie utrzymuje jednak stosunków z reżimem Baszara al-Asada, więc sprawy związane z syryjskimi uchodźcami musi koordynować z władzami państw goszczących, jak Liban i Turcja.
Zachód powinien zaakceptować to, że reżim al-Asada istnieje. To z nim należałoby koordynować kwestie humanitarne.
Konflikt w Syrii staje się powoli konfliktem zapomnianym. Także syryjskim uchodźcom poświęca się coraz mniej uwagi i środków finansowych. Jak pana zdaniem rozwinie się sytuacja w najbliższych latach?
Myślę, że najbliższe dwa lata przyniosą nam dramatyczne pogorszenie sytuacji humanitarnej Syryjczyków i Libańczyków. Coraz więcej uchodźców będzie próbowało dostać się do Europy. Zarówno przez morze, jak i drogą lądową. Jestem też pewien, że będziemy obserwować wzrost przemocy Libańczyków wobec Syryjczyków oraz przestępczości ze strony naszych gości. ©℗
Rozmawiała Karolina Wójcicka