Spotkanie Emmanuela Macrona z Joem Bidenem może poprawić koordynację wsparcia dla Ukrainy, ale jednocześnie ujawni podziały w obszarze handlu. Dziś rozmowy obu liderów w Białym Domu.

Trzydniową wizytę w USA prezydent Francji rozpoczął wczoraj od spotkania z wice prezydent Kamalą Harris w siedzibie NASA. Dziś weźmie wraz z żoną udział w uroczystej kolacji zorganizowanej przez prezydenta Joego Bidena. Kurtuazyjne rozmowy i gesty zejdą jednak na dalszy plan, kiedy obaj przywódcy będą omawiać kluczowe tematy dla transatlantyckiego partnerstwa.

Rozmowy Bidena i Macrona. Wsparcie Ukrainy

Rozmowy Bidena i Macrona ma zdominować kwestia dalszej pomocy Ukrainie w obliczu zimowych bombardowań infrastruktury energetycznej. Biały Dom poinformował, że wyasygnuje 53 mln dol. na pomoc w zapewnieniu Ukraińcom dostępu do prądu, natomiast UE wysłała już 550 generatorów prądu o różnej mocy i wielkości, spośród których część może samodzielnie zasilać średniej wielkości szpitale. Na tym polu nie ma sporów między Waszyngtonem a Paryżem, który 13 grudnia będzie gościł międzynarodową konferencję dotyczącą wsparcia Kijowa w obliczu potężnego kryzysu energetycznego. Macron, według Pałacu Elizejskiego, ma także negocjować z Bidenem tańsze dostawy gazu do Europy, które pomagają uniezależnić się od rosyjskich surowców energetycznych. Zarazem jednak w nieoficjalnych rozmowach unijni dyplomaci wskazują, że to Europa ponosi znacznie wyższe koszty wojny niż USA, m.in. przez windowanie inflacji na skutek rosnących cen energii.
Trudno jednak oczekiwać dużego zrozumienia Waszyngtonu, ponieważ to Paryż był jednym ze zwolenników utrzymywania poprawnych relacji z Kremlem i w przeszłości nie oponował wobec kupowania gazu czy ropy z Rosji. Dziś w podobny sposób prezydent Francji próbuje traktować Chiny, sugerując, że Europa powinna wybrać drogę pośrednią między naiwnym partnerstwem a konfrontacją. Tymczasem Joe Biden konsekwentnie wzywa do przeciwstawienia się autorytaryzmowi Chin i próbie dominacji Pekinu. Wątpliwe jednak, aby stosunek do Chin znacząco poróżnił Bidena i Macrona, w przeciwieństwie do protekcjonistycznych tendencji walki z inflacją po obu stronach Atlantyku.
W opinii prof. SGH, byłego wiceszefa MSZ Artura Nowaka-Fara, nie ma szczególnych przesłanek do tego, żeby relacje USA z UE miały się pogorszyć w związku ze wsparciem Ukrainy. – Co więcej, myślę, że te relacje transatlantyckie nabierają teraz wymiarów globalnych, także jeśli chodzi o politykę wobec Chin. Nie spodziewałbym się poważnych zmian w spoistości tego sojuszu – ocenia Nowak-Far.

Wojna handlowa albo porozumienie

Amerykańska ustawa o redukcji inflacji (Inflation Reduction Act) to pakiet subsydiów i ulg podatkowych wart 430 mld dol., po które będą mogły zwracać się firmy decydujące się pozostać lub przenieść produkcję do Stanów Zjednoczonych. Biden chce za pomocą tego bezprecedensowego z perspektywy europejskiej pakietu przyspieszyć także zieloną transformację w USA, ponieważ subsydiowane mają być przede wszystkim te inicjatywy, które są zgodne z amerykańską polityką klimatyczną. Biały Dom odrzuca europejską krytykę i podkreśla, że bez federalnych dotacji nie będzie szans na rozwój m.in. branży motoryzacyjnej, która ma przekształcać się na produkcję pojazdów zeroemisyjnych.
Według UE ustawa o redukcji inflacji to przykład amerykańskiego protekcjonizmu, który w efekcie przyczyni się do znacznego odpływu inwestycji z Europy. Stanowisko UE w tej kwestii jest spójne i jak rzadko w ostatnich miesiącach podzielane w takim stopniu przez Paryż i Berlin. Niemiecki minister gospodarki Robert Habeck określił amerykańską ustawę jako kontrowersyjną, a z unijnych instytucji płyną jasne sygnały, że jeśli Waszyngton nie uwzględni europejskich wątpliwości, to doprowadzi do nowej wojny handlowej między transtlantyckimi sojusznikami. Habeck sugerował w ostatnich dniach, że również UE może w ramach zielonej transformacji premiować w formie subsydiów takie inwestycje, które będą wymagały produkcji lub technologii z UE, eliminując tym samym potencjalnych inwestorów zza oceanu. We Francji przed wizytą Macrona w Białym Domu ukuto nawet slogan „Kupuj w Europie”, który miałby nawiązywać do pojawiających się w Unii protekcjonistycznych pomysłów ochrony europejskiego biznesu. Zdaniem Nowaka-Fara ostatecznie nie dojdzie do żadnej wojny handlowej między USA a Europą. – Gra kooperacyjna przynosi bowiem znacznie lepsze wyniki, ten, który pierwszy taką wojnę wypowiedziałby, odniósłby pewne korzyści, ale tylko przez pewien czas, a w ogólnym rozrachunku stracą wszyscy. Celem jest wzmocnienie gospodarek świata zachodniego, więc myślę, że obie strony mimo wszystko w jakimś zakresie wejdą we współpracę – stwierdził prof. SGH. ©℗