Irańskie społeczeństwo jest już postislamistyczne. Większość ludzi nie modli się pięć razy dziennie. Nie wierzy w prawo szariatu ani w obowiązek noszenia hidżabu. Irańczycy pragną końca tego reżimu – mówi DGP ekspertka ds. Iranu.

Protesty na ulicach irańskich miast trwają od września. Mieszkańcy się nie poddają, a władze próbują ich uciszać. Co przyniosły nam ostatnie dwa miesiące?
Dżin irańskich kobiet już nigdy nie wróci do butelki reżimu. Nikt nie wybaczy brutalności, z jaką traktuje się protestujących. Dotychczas członkowie prorządowej milicji Basidż (zajmującej się tłumieniem protestów - red.) żyli w zgodzie z resztą społeczeństwa. Byli nacjonalistami wśród Irańczyków, ale zawsze istniało między nimi jakieś poczucie wspólnoty, koleżeństwa. Teraz ten szacunek zniknął. Nikt nie zapomni, że zwrócili się np. przeciwko córce własnego sąsiada. W tym roku ośrodek Gamaan przeprowadził sondaż na temat tendencji politycznych Irańczyków. To zdecydowanie najlepsze badanie dotyczące Iranu przygotowane przez jakąkolwiek zachodnią instytucję. Za każdym razem, kiedy Instytut Gallupa czy Centrum Badawcze Pew zajmowały się tą sprawą, wywiady z obywatelami Iranu prowadzili przez telefon lub twarzą w twarz. A Irańczycy byli zastraszani i bali się wyrażać swoich opinii. Wyniki takich badań zawsze były więc korzystne dla reżimu. Gamaan przeprowadził je anonimowo. I wyszło na to, że 84 proc. ankietowanych, którzy wychodzą na ulice irańskich miast, protestuje nie tylko przeciwko obowiązkowi noszenia hidżabu, ale reżimowi islamskiemu jako takiemu. Chcą ten reżim obalić. A zachodnie media - z braku kontaktu z Irańczykami - zostały zaprzedane narracji apologetów reżimu, zgodnie z którą Iran jest bardzo konserwatywnym, szyickim społeczeństwem. Wynika z niej, że w kraju istnieje podział na obszary wiejskie, miejskie i poszczególne grupy wiekowe. Młodzi popierają rewolucję, a starsi nie. Kobiety chcą końca reżimu, a mężczyźni jego kontynuacji. Sondaż Gamaan pokazał jednak, że nic takiego nie ma miejsca w społeczeństwie irańskim. Jak ujmuje to mój kolega po fachu Karim Sadżapur (analityk w think tanku Carnegie Endowment - red.), irańskie społeczeństwo jest już postislamistyczne. Większość ludzi nie modli się pięć razy dziennie. Nie wierzy w prawo szariatu ani w obowiązek noszenia hidżabu. Irańczycy pragną końca tego reżimu. Bez względu na to, czy mają tytuł doktora, czy nie zdali nawet matury. Odchodzą powoli od islamu w kierunku świeckiego liberalizmu.
Co w takim razie czeka Iran w najbliższym czasie?
Znajdujemy się dziś w punkcie zwrotnym, który może doprowadzić do końca tego reżimu. Wiele na to wskazuje. Kobiety stoją na czele ruchu, który Irańczycy nazywają - w cudzysłowie - rewolucją. Z oczywistych względów to one są głównym celem przymusowej islamizacji społeczeństwa. Ale nie można przy tym pomijać roli mężczyzn, którzy wspierają swoje żony, siostry, matki i córki. Dziś chodzi o wszystkich obywateli. Myślę, że to jest właściwy moment na wyłonienie wspólnego lidera. Niestety, wielu wybitnych przywódców przebywa dziś w więzieniu. Mamy jednak czterech lub pięciu potencjalnych kandydatów. Jednym z nich jest książę Reza Pahlawi, który mieszka za granicą, ale deklaruje wsparcie dla świeckiego i demokratycznego Iranu. Innymi kandydatami są np. aktywistka Masih Alineżad lub Hamed Esmaeilion.
Co musiałoby się wydarzyć, żeby reżim faktycznie upadł?
Nazee Moinian, badaczka związana z think tankiem Middle East Institute / Getty Images
Rewolucje są z natury rzadkie. Możemy je wymienić na palcach jednej ręki. Co więcej, rewolucja islamska z 1979 r. była bardzo nieprzewidywalna. Jednego dnia szach (Mohammad Reza Pahlawi - red.) był u szczytu władzy, a następnego wsiadał do samolotu, by opuścić kraj. Obecna teokracja - jak każda władza - ma swoje problemy. Ale do masowych powstań przeciwko niej dochodziło już w latach 1999, 2009, a następnie w 2019 r. Wychodzi na to, że prawie co 10 lat ludzie wychodzą na ulice, by wyrazić swoje niezadowolenie. Obecna sytuacja jest jeszcze trudniejsza, bo od czterech lat Irańczycy właściwie z tych ulic nie schodzą, stale wylewają się żale. Doprowadziło to do sytuacji, w której ludzie przestali się bać. To niebezpieczny znak dla reżimu, który przez ostatnie 43 lata rządził strachem. W społeczeństwie irańskim dominowała obawa przed publicznym wyrażeniem swojej opinii, trzymaniem partnera za rękę, piciem alkoholu czy słuchaniem niewłaściwej muzyki. Teraz Irańczyków już to nie obchodzi. Jeśli więc protesty te miałyby się zakończyć rewolucją, to pewne drogowskazy już na nas czekają. Trzeba je tylko mądrze wykorzystać.
Reżim ajatollahów wydaje się podzielony co do tego, jak reagować na protesty. Marszałek parlamentu Mohammad Bagher Ghalibaf powiedział, że w kraju zostaną wprowadzone niezbędne reformy. To tylko puste obietnice?
Dla protestujących Irańczyków jest to bez znaczenia. W przeciwieństwie do protestów z lat poprzednich ludzie nie chcą już żadnych zmian. Jestem przekonana, że nawet jeśli władze ogłosiłyby jutro koniec obowiązku noszenia hidżabu, Irańczycy nie wróciliby do domów. Dzisiaj chodzi o fundamentalną zmianę systemu, koniec reżimu islamskiego. Musimy jednocześnie zwrócić uwagę na wpływ, jaki świecki i demokratyczny Iran miałby na cały Bliski Wschód. 43 lata temu, kiedy polityczny islam stał się modus operandi Republiki Islamskiej, szybko przeniknął do całego regionu, naruszając systemy w Jemenie, Iraku, Syrii, Libanie, a teraz nawet w niektórych krajach Ameryki Południowej. To, że region przeszedł tak wiele w tak krótkim czasie, jest winą Republiki Islamskiej. Wyobraźmy sobie więc Bliski Wschód bez ajatollahów. Nie musielibyśmy nawet martwić się o kwestię programu nuklearnego, ponieważ Teheran - demokratyczny i świecki - byłby normalnym ośrodkiem władzy z odpowiedzialnym podejściem do potencjału nuklearnego. Nie chodzi więc tylko o wolność Irańczyków. Chodzi poniekąd o cały region.
Dotychczasowa reakcja Zachodu była pani zdaniem wystarczająca?
G7 powinno się zjednoczyć w taki sam sposób, w jaki zjednoczeni są dyktatorzy na całym świecie. Ciągle narzekamy na to, jak Rosja, Wenezuela, Kuba, Boliwia i inne zbójeckie reżimy wspierają się nawzajem. Powinniśmy wykazać się taką samą determinacją. Członkowie G7 powinni wydalić irańskich dyplomatów. ©℗
Rozmawiała Karolina Wójcicka