Katar organizuje mistrzostwa świata z tych samych powodów, dla których anglojęzyczna redakcja Al-Dżaziry broni praw człowieka na (prawie) całym świecie, a liniami Qatar Airways wciąż da się podróżować bez kolan pod brodą. A że przy okazji wszystko to – od mundialu przez redakcję po linie lotnicze – jest jedną wielką wioską potiomkinowską, to już zupełnie inna sprawa.
W katarskich samolotach nie ma problemu z dostępem do alkoholu, ale biada temu, kto po wylądowaniu w Dosze próbowałby przemycić butelkę przez granicę. Al-Dżazira z troską pochyla się nad ofiarami krwawych reżimów, z sympatią opisuje antydyktatorskie protesty, a nawet relacjonuje represje wymierzone w LGBT, o ile dotyczy to innych, bo czytelnik nie dowie się z niej raczej, że w Katarze parlament pełni funkcję dekoracyjno-doradczą, wystąpienia publiczne są tłumione, a za seks gejowski można teoretycznie dostać karę śmierci, zaś praktycznie – trafić na kilka lat do więzienia. To samo dotyczy mundialu: teoretycznie FIFA ma pełne usta frazesów o równości i tolerancji. W praktyce dopuściła do tego, by prawo do organizacji mistrzostw dostał najmniej przygotowany kandydat – głównie dlatego, że miał najmniejsze skrupuły, by sobie to kupić – z kraju, w którym tolerancja dla innych postaw niż dość restrykcyjnie pojmowane prawo religijne nie istnieje.
Oczywiście wybielanie się reżimów dzięki wielkim imprezom znamy nie od dziś. Po to Rosja organizowała mundial w 2018 r., a rządzona przez krwawą juntę Argentyna w 1978 r., po to Białorusi czempionat w hokeju, Azerbejdżanowi – igrzyska europejskie, a Chinom i III Rzeszy – olimpijskie. Po to był Gwinei Równikowej Puchar Narodów Afryki w latach 2012 i 2015, a Ramzanowi Kadyrowowi – gale MMA. Tyle że Katar wprowadził – jak to się w anglofońskim świecie określa – sportswashing na nowy poziom. Sama organizacja imprezy to za mało. Musi być ona przy okazji najdroższa (Doha wydała ponoć na mundial więcej niż kosztowały 21 wcześniejsze razem wzięte). Mogło być jeszcze gorzej; w 2015 r. na organizowane przez siebie mistrzostwa świata w szczypiorniaku Katarczycy stworzyli kadrę, w której nie było ani jednego Katarczyka, a sędziowie za uszy zaciągnęli ich do finału (w którym przegrali z Francją). FIFA utrudniła praktykę naturalizacji ad hoc (sumienie działaczy piłkarskich jednak ma jakieś granice), więc choć urodzonych za granicą graczy nie brakuje, to przynajmniej wszyscy mają jakieś związki z Katarem.
Pozostało
60%
treści
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Powiązane
-
Mundial w Katarze. Zmiany kulturowe trwają pokolenia [WYWIAD] Wielkie turnieje mogą przynieść zmiany, ale trzeba pamiętać, że nie po to powstały...
-
Mundial w Katarze pełen kontrowersji Choć piłkarskie mistrzostwa świata odbywają się co cztery lata i jest to największa...
-
Wszystkie sporty księcia. Jak Muhammad ibn Salman wybiela swój wizerunek Muhammad ibn Salman kilka lat temu kojarzył się światu ze zleceniem morderstwa...
Reklama