Doniesienia o zmierzającej do Europy karawanie migrantów zbiegły się w czasie z eskalującym konfliktem grecko-tureckim.

Syryjscy uczestnicy tzw. Karawany Światła ogłosili za pośrednictwem serwisów społecznościowych, że mają dość życia w Turcji i wyruszają do Europy. Organizatorzy twierdzą, że uchodźcy spotykają się w Turcji z dyskryminacją i rasizmem, i zaapelowali do organizacji międzynarodowych o ułatwienie przeprawy. – To młodzi ludzie. Wielu z nich uciekło w ostatnich latach z pogrążonej w walkach północnej Syrii. 85 proc. mieszkańców regionu jest bezrobotnych – mówi DGP syryjski dziennikarz Farid al-Mahlul.
Plany dotyczące marszu są opracowywane online za pośrednictwem komunikatora Telegram. Grupę śledzi prawie 70 tys. osób. Organizatorzy wzywają do przynoszenia śpiworów, namiotów, kamizelek ratunkowych i apteczek. Grecki minister ds. migracji Notis Mitarakis przekazał w tym tygodniu na Twitterze, że poinformował o karawanie z Turcji Unię Europejską, wysokiego komisarza Narodów Zjednoczonych ds. uchodźców, Międzynarodową Organizację ds. Migracji oraz osobno Parlament Europejski i Frontex. – Jesteśmy świadomi doniesień na ten temat. Komisja wraz z agendami UE monitoruje sytuację. Jesteśmy w kontakcie z władzami greckimi i delegacją UE w Turcji – zapewnia nasz rozmówca z Komisji Europejskiej. I zaznacza, że od czasu pojawienia się w mediach pierwszych informacji o karawanie na granicy grecko-tureckiej nie odnotowano żadnych większych grup ludzi. Organizatorzy mówią jednak, że kolumny dopiero się formują. Nie wiadomo, ilu Syryjczyków miałoby ostatecznie wziąć udział w marszu, ale podróżować mają w 50-osobowych grupach. Każdej ma towarzyszyć opiekun.
Jak przekonują w mediach społecznościowych, wydarzenie nie jest organizowane przez przemytników. „Oni wysysają krew młodych ludzi” – napisali na Facebooku. Choć w mediach pojawiały się informacje, że karawana już wyruszyła, jednak we wtorek grupa oświadczyła, że nie otrzymała jeszcze zielonego światła od rządu w Ankarze. „Ponieważ konwój będzie poruszał się po terytorium Turcji, musimy przestrzegać tureckiego prawa, któremu podlegają wszyscy ludzie przebywający na jej terytorium, niezależnie od narodowości” – czytamy. Rząd już raz udzielił podobnego pozwolenia tysiącom migrantów. W lutym 2020 r. prezydent Recep Tayyip Erdoğan postanowił otworzyć granice, nakazując tureckim pogranicznikom przepuścić wędrujących ludzi. Niektórzy docierali na przejścia graniczne darmowymi autobusami, które zorganizowały władze kraju.
Erdoğan oskarżał europejskich przywódców o niedotrzymanie obietnic dotyczących pomocy Ankarze w udźwignięciu ciężaru, jakim stali się dla niego uchodźcy z Syrii. Wzywał też Europę do wsparcia operacji wojskowych w północnej Syrii. W ciągu ostatniej dekady Turcja wielokrotnie powtarzała podobne groźby, gdy tylko dochodziło do sporów politycznych z Brukselą. Teraz może być podobnie. Związana z opozycyjnymi wobec Baszszara al-Asada Syryjskimi Siłami Demokratycznymi agencja informacyjna North Press pisze, że Turcja chce wykorzystać uchodźców przeciwko UE ze względu na napięcia z Grecją. Te eskalują od początku września w związku z konfliktem terytorialnym dotyczącym wysp na Morzu Egejskim. W ubiegłym tygodniu turecki przywódca przekonywał, że nie można nawet wykluczyć ataku na europejskiego sąsiada.
Grecki rząd z kolei obwinia Turcję o wzrost liczby prób nielegalnego przekroczenia granicy. Według ministra obrony Takisa Teodorikakosa tylko w sierpniu do Grecji próbowało przedostać się ok. 40 tys. migrantów. Od stycznia władze kraju miały zatrzymać co najmniej 150 tys. osób. – Nikt nielegalnie nie przekroczy Maricy (grecko-turecka rzeka graniczna – red.), nie pozwolimy na to. Granica jest strzeżona 24 godziny na dobę, a Erdoğan musi wziąć to pod uwagę – komentował. Z tego względu pod koniec sierpnia Rada Bezpieczeństwa Narodowego Grecji zgodziła się na rozbudowę znajdującego się wzdłuż Maricy muru granicznego. Władze informowały także o wzmożeniu patroli wzdłuż granicy, aby uniemożliwić migrantom przedostanie się do kraju. – Nie możemy mówić o zamkniętej Europie, ale nie możemy też mieć Europy, w której to handlarze ludźmi decydują, kto może wkroczyć na jej terytorium – powiedział minister Mitarakis po ogłoszeniu zamiaru rozbudowy umocnień.