W dokumentach zwróconych przez Donalda Trumpa rok po odejściu z Białego Domu były dokumenty niejawne, w tym ściśle tajne – twierdzą służby. A podejrzenie, że nie oddał wszystkich, podstawą do przeszukania jego rezydencji

Na nieco ponad dwa miesiące przed wyborami do Kongresu Trump nie znika nie tylko z serc elektoratu republikańskiego, lecz także z pierwszych stron gazet. W gorący kampanijny okres Ameryka wchodzi, śledząc sprawę dokumentów z czasu jego prezydentury. Oświadczenie FBI z piątku, choć ze względów bezpieczeństwa w znacznej mierze utajnione, w praktyce zarzuca byłemu gospodarzowi Białego Domu, że po zakończeniu kandecji zwlekał z przekazaniem Archiwom Narodowym USA dokumentów niejawnych.
Sprawa nabrała rozpędu w styczniu 2021 r., gdy Trump – rok po zakończeniu swojej prezydentury – zwrócił do Archiwów Narodowych 15 wypełnionych papierami pudeł. Po analizie FBI stwierdziło w maju, że w paczkach znaleziono 184 dokumenty oznaczone jako niejawne, w tym 92 jako „tajne”, 67 jako „poufne” oraz 25 jako „ściśle tajne”. Wśród nich, wymieszane z odręcznymi notatkami republikanina, były m.in. dane od informatorów służb. Służby uznały, że jest spore prawdopodobieńśtwo, że w swojej florydzkiej rezydencji były prezydent wciąż przechowuje niejawne dokumenty. Dlatego też – jak wynika z oświadczenia FBI – zdecydowano się na przeszukanie Mar-a-Lago. Zgodnie z protokołem z 8 sierpnia w rezydencji byłego prezydenta agenci znaleźli 11 zestawów dokumentów niejawnych.
Obecnie administracja Joego Bidena analizuje, czy sprawa stanowi zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego USA. Od prokuratury generalnej zależy, czy Trumpowi zostaną postawione zarzuty, co byłoby sytuacją bez precedensu. Były prezydent nie ma sobie nic do zarzucenia i utrzymuje, że współpracował z prokuraturą. Ta twierdzi jednak, że informowała byłego prezydenta, iż Mar-a-Lago nie jest przystosowane do przechowywania niejawnych dokumentów, a żeby przekonać go do przekazania do Archiwów Narodowych choć części z nich, potrzebowała miesięcy.
Rozważajacy start w wyborach prezydenckich w 2024 r. Trump przeszukanie uznaje za „włamanie” do jego domu, a cały proces za „PR-owy przekręt”, będąc przekonanym, że za wszystkim stoją polityczne rozgrywki, a nie chęć obrony interesu państwa. „Każda próba pociągnięcia prezydenta lub byłego prezydenta do odpowiedzialności karnej, która obejmuje jego działania w odniesieniu do dokumentów oznaczonych jako tajne, pociągałaby za sobą poważne problemy związane z konstytucyjnym podziałem władzy” – pisał adwokat Trumpa Evan Corcoran w ujawnionym niedawno liście do Departamentu Sprawiedliwości datowanym na 25 maja.
Sprawa, jak szacuje opisujący waszyngtońską politykę portal The Hill, jest dopiero we wstępnej fazie i będzie się ciągnęła tygodniami. Oznacza to, że będzie jednym z głównych tematów kampanii przed listopadowymi wyborami do Kongresu, w najważniejszym okresie w amerykańskiej polityce od wyborczego starcia Trumpa z Bidenem w 2020 r. Na nieco ponad dwa miesiące przed tym, jak Amerykanie udadzą się do urn, notowania urzędującego prezydenta są relatywnie niskie – według portalu RealClearPolitics oscylują wokół 40–41 proc. To daje republikanom nadzieję na odbicie z rąk demokratów co najmniej Izby Reprezentantów.
O to może być jednak trudno, bo Partia Republikańska targana jest poważnym wewnętrznym sporem. Z jednej stronie są „trumpiści”, publicznie głoszący, że wybory w 2020 r. zostały sfałszowane, a z drugiej – politycy uznawani za umiarkowanych i wspierani przez wierchuszkę partii. Tarcia są na tyle duże, że Trump wezwał w ubiegłym tygodniu do pozbawienia Mitcha McConnella pozycji szefa lidera mniejszości w Senacie. Ten doświadczony senator z Kentucky ma opinię najpotężniejszego polityka republikańskiego w Waszyngtonie i uznawany jest za największego rozgrywającego w kongresowych ławach po prawej stronie.
Z prawyborów republikańskich wyłania się obraz elektoratu przywiązanego do Trumpa. Kandydaci wspierani przez byłego prezydenta w większości przypadków uzyskują partyjne nominacje kosztem „umiarkowanych”. Z sześciu kongresmenów GOP, którzy głosowali za impeachmentem Trumpa w 2021 r. i ubiegali się o nominację partii w tegorocznym wyścigu do Kongresu, w prawyborach przepadło czterech. W bezpośredniej rywalizacji z demokratami „trumpistom” będzie ciężko, gdyż elektorat wahający się w większości patrzy na nich niechętnym okiem. Stąd ich nominacje zwiększają szanse na sukses wyborczy ugrupowania Bidena, który lojalność prawicowego elektoratu wobec jego poprzednika porównuje do „półfaszyzmu”. ©℗