Rosjanie przy próbach eksportu na Bliski Wschód skonfiskowanej w okupowanej części Ukrainy pszenicy stosują mechanizm opisany przez DGP pięć lat temu na przykładzie węgla z Donbasu.

Po Morzu Czarnym pływa co najmniej 78 statków, które zdaniem Kijowa przewożą produkty rolnospożywcze skonfiskowane przez Rosjan na okupowanych terenach Ukrainy. Większość ma trafić na Bliski Wschód. W Libanie zakończyło się właśnie postępowanie w sprawie jednego z nich, pływającej pod syryjską banderą „Laodicei”, która pod koniec lipca wpłynęła do portu w Trypolisie i została aresztowana na wniosek władz w Kijowie. Rosjanie twierdzili, że statek płynął z Rosji, ale Ukraińcy dowiedli, że jednostka wyszła w morza z portu na okupowanym Krymie.
W ubiegły wtorek prokurator Ghasan Ujadat umorzył jednak śledztwo, utrzymując, że nie zostało popełnione przestępstwo. Następnego dnia opinię prokuratury podtrzymał prowadzący oddzielne postępowanie sędzia w Trypolisie. „Laodicea” została uwolniona i w czwartek udała się w stronę sprzymierzonej z Rosją Syrii. Informacje, do których dotarł DGP, wskazują, że dochodzenie nie było w pełni przejrzyste. Na decyzję mogły mieć wpływ naciski ze strony Rosji i Syrii. Źródło DGP wskazuje, że do sędziego w Trypolisie z wizytą przyjeżdżały delegacje z Damaszku i Moskwy, które miały nakłaniać go do podjęcia oczekiwanej decyzji. Firma Loyal Agro, której własnością miał być ładunek, przedstawiła władzom Libanu dokumenty poświadczające, że 10 tys. t mąki i jęczmienia, które znajdowały się w ładowni, pochodzi z Rosji, a „Laodicea” wypłynęła w rejs z portu Kawkaz w Cieśninie Kerczeńskiej.
Problem w tym, że z danych MarineTraffic wynika, że ten rosyjski port jest w stanie obsłużyć statki o zanurzeniu do 5 m. „Laodicea” jest większa; jej zanurzenie sięga 8 m. Sprawę komplikuje to, że nie udało się potwierdzić dokładnej trasy statku, bo kapitan na ponad tydzień wyłączył system automatycznej identyfikacji, który umożliwia śledzenie lokalizacji w czasie rzeczywistym. System został ponownie włączony dopiero po wpłynięciu do tureckiej cieśniny Bosfor. – W sądzie tłumaczyli, że musieli tak postąpić, bo wymagały tego warunki wojenne. Mówili, że udostępnianie lokalizacji byłoby zbyt niebezpieczne – mówi nasze źródło. Natasha Brown z Międzynarodowej Organizacji Morskiej przyznaje w rozmowie z DGP, że kapitan statku może podjąć taką decyzję, jeśli uzna, że bezpieczeństwo jednostki może być zagrożone.
Rosyjską wersję podważają materiały, które udostępniła mediom ambasada Ukrainy w Bejrucie. Na zdjęciach, które Kijów przekazał także libańskiej prokuraturze, widać „Laodiceę” w porcie w Teodozji na anektowanym przez Rosję w 2014 r. Krymie. Statek sfotografowano w połowie lipca podczas załadunku. Osoba zaangażowana w sprawę opowiada DGP, że władze w Bejrucie nie były skore do uwzględnienia zdjęć w postępowaniu. – Maksymalnie przedłużali proces biurokratyczny, by dowody nie mogły zostać zweryfikowane przed upływem czasu przewidzianego na śledztwo – mówi nasze źródło. Ukraińskim dyplomatom chcącym pobrać próbki mąki ze statku początkowo nie pozwolono też wejść na pokład. Ambasador Ihor Ostasz otrzymał zgodę dopiero w dniu zakończenia śledztwa. – Nie wiemy, skąd pochodził jęczmień. Nie upieramy się, że został skradziony. Na workach z mąką widnieje nazwa producenta, to rosyjska firma z Krymu (konkretnie z miejscowości Krasnohwardijskie – red.) – tłumaczył nam Ostasz dzień po wizycie w porcie w Trypolisie.
Materiały, do których dotarliśmy, potwierdzają, że wywóz zboża i mąki z terenów okupowanych ma charakter systemowy. Pierwszy dokument to decyzja narzuconego przez Rosję mera Berdiańska Ołeksandra Saułenki z 7 maja, kontrasygnowana przez rosyjskiego komendanta miasta Aleksandra Bardina, o ekspropriacji zboża z silosów firmy Połetechnika z miasta Połohy w obwodzie zaporoskim. Załącznik precyzuje, że chodzi o 24,3 tys. t pszenicy i 10 t jęczmienia. Cel: „zagwarantowanie bezpieczeństwa żywnościowego miasta i rejonu berdiańskiego oraz opróżnienie magazynów”. Drugi to decyzja szefa okupacyjnej administracji obwodu zaporoskiego Jewhena Bałyckiego z 17 maja. Bałycki, w latach 2012–2019 poseł do ukraińskiego parlamentu, który przeszedł na stronę agresora, nakazał „wprowadzenie zarządu tymczasowego” w sześciu spółkach z terenów okupowanych, w tym w Połetechnice. Innymi słowy, znacjonalizował je w taki sam sposób, jak w 2017 r. sterowane z Moskwy samozwańcze Doniecka i Ługańska Republiki Ludowe przejęły węglowe spółki wydobywcze na Donbasie.
Zboże jest następnie transportowane przejętymi przez Rosjan ciężarówkami z Berdiańska na Krym, zaopatrywane w dokumenty poświadczające rosyjskie pochodzenie i ładowane na statki. Także ten schemat przypomina losy węgla z Donbasu, o którym piszemy w DGP od 2017 r. Zapisy GPS potwierdzające kursy ciężarówek znalazły się w materiale dowodowym przekazanym przez ukraińską prokuraturę władzom w Bejrucie. Własne postępowanie prowadzi też Służba Bezpieczeństwa Ukrainy. W czwartek SBU podała, że Bałycki i Saułenko, a także wyznaczony przez Rosjan kierownik portu w Berdiańsku Wołodymyr Stelmaczenko są podejrzani o nielegalny wywóz 650 tys. t zboża z terenów okupowanych, wartego ponad 200 mln dol. „Służba ustaliła cały łańcuch wspólników: od zdrajców, którzy podpisali zezwolenia na wywóz zboża, po członków załogi 10 rosyjskich statków, które transportują zagrabione” – czytamy w komunikacie. SBU zajęła majątek Bałyckiego i jego rodziny wart 149 mln hrywien (19 mln zł), w tym cztery prywatne samoloty.
Ukraińscy dyplomaci przekonują zagranicznych partnerów, by przynajmniej nie godzili się na rozładunek statków ze zbożem. W ostatnim czasie udało się nie dopuścić do rozładunku co najmniej kilku jednostek w Egipcie, Libanie i Turcji. Bitwa o „Laodiceę” została przegrana, ale przed Ukraińcami kolejne starcia. Sprawa syryjskiego statku to lekcja na przyszłość. – Teraz wiemy, jak postępować w podobnych przypadkach – mówi ambasador Ostasz. W tym tygodniu do portu w Bejrucie ma wpłynąć rosyjski statek „Michaił Nienaszew”, który przewozi skradzione produkty z Sewastopola. Prokurator Ołeksij Bondarenko, który zajmuje się sprawą, mówi DGP, że w jego ładowniach znajduje się 27,5 tys. t pszenicy skradzionej ze spichlerzy w obwodach charkowskim, chersońskim i zaporoskim. – Decyzją ukraińskiego sądu te produkty zostały skonfiskowane. Poczekamy na przybycie statku do portu – dodaje. Celem jest konfiskata towaru albo uniemożliwienie wejścia do portu w Libanie. – Wtedy statek może zostać skierowany do Syrii, ale na to nie możemy już nic poradzić – rozkłada ręce ambasador. ©℗