Wołodymyr Zełenski odsunął od wykonywania funkcji prokurator generalną Irynę Wenediktową i szefa Służby Bezpieczeństwa Ukrainy Iwana Bakanowa

Przyczyną niedzielnej decyzji prezydenta Ukrainy ma być znaczna liczba pracowników Służby Bezpieczeństwa Ukrainy i prokuratury, którzy przystali na współpracę z siłami okupacyjnymi. Wątpliwości co do profesjonalizmu szefa SBU Iwana Bakanowa były podnoszone od początku rosyjskiej inwazji, zaś pretensje obozu władzy do prokurator generalnej Iryny Wenediktowej mają także charakter polityczny.
Początkowo komentatorzy interpretowali ogłoszoną w niedzielny wieczór decyzję jako dymisję Bakanowa i Wenediktowej, co byłoby naruszeniem konstytucji, która przewiduje, że wniosek prezydenta w tej sprawie musi zatwierdzić Rada Najwyższa. Wczoraj Andrij Smyrnow z biura prezydenta uściślił, że chodzi o odsunięcie od sprawowania funkcji na czas trwania kontroli. Wnioski mają zostać przeanalizowane przez Wołodymyra Zełenskiego, który dopiero wówczas podejmie decyzję, czy prosić parlament o dymisje. - Wszyscy wystarczająco długo czekaliśmy konkretnych i radykalnych rezultatów w sprawie oczyszczenia organów z kolaborantów i zdrajców. A jednak w szóstym miesiącu wojny wciąż całymi paczkami ujawniamy takich ludzi w tych organach - dowodził Smyrnow na antenie ukraińskiej telewizji.
Zełenski tłumaczył, że 60 pracowników SBU i prokuratury pozostało na terenach okupowanych i poszło na współpracę z Rosjanami. Wszczęto 651 śledztw w sprawie zdrady państwa i kolaboracji, a 198 osób poinformowano o ciążących na nich podejrzeniach. - Taka skala przestępstw przeciw podstawom bezpieczeństwa państwa oraz związków między pracownikami struktur siłowych Ukrainy a służbami specjalnymi Rosji wywołuje poważne pytania do odpowiednich kierowników - zapewniał prezydent. Decyzja zapadła nazajutrz po zatrzymaniu Ołeha Kulinicza, który do 2 marca odpowiadał w SBU za okupowany Krym. Kulinicz jest podejrzewany o zdradę, jednak szczegółów tej sprawy nie podano do wiadomości publicznej. Inną głośną sprawą była afera z odpowiedzialnym dawniej za bezpieczeństwo wewnętrzne w SBU Andrijem Naumowem, który uciekł z Ukrainy kilka godzin przed inwazją, po czym został zatrzymany w Serbii. Nasi rozmówcy twierdzą, że Naumow mógł być powiązany z Rosją.
- Rozłączyłbym sprawy Bakanowa i Wenediktowej. Bakanow od dawna był odsunięty przez prezydenta od wpływów. Gdyby faktycznie chodziło o tych 60 prokuratorów, to dymisję powinien otrzymać też szef MSW. W końcu na stronę wroga przeszły setki policjantów - mówi Serhij Sydorenko, redaktor naczelny „Jewropejśkiej prawdy”. Inny rozmówca przekonuje, że władze oczekiwały od Wenediktowej sukcesów w sprawach dotyczących eksprezydenta Petra Poroszenki, ale prokuratura nie potrafiła dostarczyć wiedzy pozwalającej na sformułowanie przekonujących zarzutów. Bakanow był zaś krytykowany za brak profesjonalizmu. 47-latek to przyjaciel Zełenskiego. Mieszkali w Krzywym Rogu w tym samym bloku, chodzili do jednej szkoły i studiowali na tej samej uczelni. Później Bakanow był kierownikiem Studia „Kwartał 95”, będącego jednym z najważniejszych podmiotów rozrywkowego imperium przyszłego prezydenta. Kierował jego kampanią wyborczą, był pierwszym szefem partii Sługa Narodu, a po zwycięstwie Zełenskiego - mimo braku doświadczeń związanych ze strukturami siłowymi - stanął na czele SBU.
Część komentatorów ten brak doświadczenia łączy ze skalą porażek na froncie południowym. Jednym z największych sukcesów Rosjan po 24 lutego było zajęcie wybrzeża Morza Azowskiego. Wciąż brak jednoznacznej odpowiedzi na pytanie, dlaczego nie zostali powstrzymywani na przesmyku łączącym Krym z obwodem chersońskim. Liczne dymisje w urzędach w obwodzie chersońskim wskazują, że władze centralne dopatrują się winy miejscowych władz w tym, że Rosjanie szybko zajęli ten region, przez co otworzyli sobie drogę do Mariupola, zajęcia Zaporoskiej Elektrowni Atomowej oraz zwiększyli ryzyko - na razie zażegnane - marszu na Odessę. - Sprawa poddania Chersonia i Mariupola nie jest rozgrywana politycznie, ale kiedy po wojnie zacznie się kampania wyborcza, może pozbawić Zełenskiego szans na drugą kadencję - jest przekonany komentator i pisarz Maksym Butczenko.
Decyzje w sprawie Bakanowa i Wenediktowej mogą też mieć związek z naciskami Zachodu. Zwłaszcza że równolegle Zełenski obiecał szybkie wdrożenie rezultatów konkursu na szefa Wyspecjalizowanej Prokuratury Antykorupcyjnej (SAP). Instytucja będąca jednym z trzech organów zbudowanego za czasów Poroszenki systemu do walki z łapownictwem nie ma szefa od sierpnia 2020 r. Komisja konkursowa wprawdzie przeprowadziła procedurę, ale pod różnymi pretekstami nie zdołała zatwierdzić zwycięzcy. Według większości źródeł stało się tak ze względu na naciski biura prezydenta, a konkretnie jego wiceszefa Ołeha Tatarowa. Służby antykorupcyjne interesowały się Tatarowem od 2017 r. w związku z domniemanym sfałszowaniem ekspertyzy w śledztwie toczącym się przeciwko jego znajomemu biznesmenowi.
W grudniu 2020 r., gdy Tatarow pracował już z Zełenskim, SAP przygotowywała się do uznania go za podejrzanego, ale wówczas interweniowała Wenediktowa, odsuwając od śledztwa zaangażowanych w sprawę prokuratorów. Tydzień temu ambasadorowie państw G7 w Kijowie wydali oświadczenie, w którym napisali, że „powołanie kierownika SAP jest kluczowe dla wzmocnienia instytucji antykorupcyjnych”. - Zakończenie procedury stało się jednym z warunków dalszej integracji po przyznaniu Ukrainie statusu kandydata na członka UE. W ostatnim czasie można było dostrzec opóźnianie pomocy finansowej ze strony Brukseli związane ze sparaliżowaniem instytucji antykorupcyjnych - przekonuje Sydorenko. Obsadzenie SAP było też warunkiem pomocy makroekonomicznej z Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Termin wyznaczony przez MFW upłynął z końcem 2021 r. ©℗