Rząd Chin zainstalował na stanowisku szefa autonomii swojego lojalistę, który pomoże wzmocnić jego wpływy w mieście.
Rząd Chin zainstalował na stanowisku szefa autonomii swojego lojalistę, który pomoże wzmocnić jego wpływy w mieście.
Przejęcie władzy w Hongkongu przez Johna Lee otwiera kolejny rozdział w zacieśnianiu chińskiej kontroli nad miastem. Proces ten rozpoczął się na dobre, kiedy na terytorium Hongkongu w 2020 r. wprowadzona została ustawa o bezpieczeństwie narodowym. Była to odpowiedź na antyrządowe protesty, które wybuchły w 2019 r. Jako sekretarz ds. bezpieczeństwa Lee odpowiadał wówczas za ich tłumienie. Na nowym stanowisku polityk nie spotka się jednak z oporem obywateli. Gazety i organizacje pozarządowe zostały zamknięte. Sam Lee bronił m.in. policyjnych nalotów na nieistniejącą od ubiegłego roku niezależną gazetę „Apple Daily”. Krytycy chińskiej Partii Komunistycznej siedzą w areszcie lub wyjechali.
Mężczyzna był jedynym kandydatem w wyborach. – Fakt ten pokazuje, że to element wieńczący proces zamykania kontroli Pekinu nad Hongkongiem – mówi w rozmowie z DGP dr Marcin Przychodniak z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. Podkreśla jednak, że nie spodziewa się po działaniach polityka żadnych nowości. Lee planuje przeforsować pakiet przepisów dotyczących zdrady, secesji, podburzania i przewrotu, znanych pod wspólną nazwą „artykułu 23”. Zapisy te są wymagane przez minikonstytucję Hongkongu, jednak jego przywódcom nigdy nie udało się ich uchwalić. Rząd próbował to zrobić w 2003 r., ale wycofał się po protestach setek tysięcy ludzi. Nowy przywódca jest zagorzałym zwolennikiem przepisów dotyczących bezpieczeństwa. – Ustawa o bezpieczeństwie przywróciła pokój i stabilność, kładąc kres przemocy, zniszczeniu i chaosowi, które miały miejsce podczas protestów – przekonywał w marcu Radę Praw Człowieka ONZ. Polityk osobiście nadzorował wzrost brutalności policji. Za jego kadencji na stanowisku sekretarza ds. bezpieczeństwa w mieście dochodziło do torturowania protestujących, a aresztowanych zostało ponad 100 aktywistów, w tym niemal 50 najbardziej znanych polityków i działaczy prodemokratycznych. Jego wybór na stanowisko przywódcy Hongkongu wyraźnie więc sygnalizuje bezkompromisowe zamiary komunistów wobec przyszłości miasta.
Lee dąży także do wyeliminowania krytyków ChRL ze służby cywilnej. Na celowniku władz w Pekinie jej pracownicy znaleźli się po tym, jak część zdecydowała się przyłączyć do demonstracji z 2019 r. Lee zdążył rozszerzyć już wymóg składania przyrzeczeń o lojalności przez osoby na stanowiskach publicznych. Stanął też na czele komisji weryfikującej kandydatów na różne urzędy, aby zapewnić, że będą oni zgodni z władzami w Pekinie. Według polityka przyczyną buntu obywateli był brak mieszkań i złe warunki ekonomiczne. – Największym marzeniem ludzi jest jak najszybsze otrzymanie mieszkania publicznego, aby mogli poprawić swoje warunki bytowe – przekonywał niedawno.
Wybór przywódcy pokazuje, że nie ma szans na zmianę
Obsesja Lee na punkcie bezpieczeństwa ma miejsce, pomimo że miasto wciąż boryka się z konsekwencjami pandemii koronawirusa. Ta w dużej mierze odizolowała Hongkong, który wprowadził jedne z najbardziej surowych ograniczeń na świecie. W mieście wciąż obowiązuje m.in. zakaz publicznych zgromadzeń powyżej czterech osób. Na sytuację w Hongkongu narzeka świat biznesu, który napotyka w ostatnim czasie na trudności z zatrzymaniem kadry kierowniczej w mieście. Coraz więcej firm decyduje się na tymczasowe przenoszenie swoich pracowników, np. do Singapuru, a niektórzy zmieniają całe siedziby. Lee obiecał przywrócić Hongkongowi status globalnego ośrodka biznesowego.
Zdaniem szefa dyplomacji Unii Europejskiej Josepa Borrella proces wyboru nowego przywódcy Hongkongu naruszył normy demokratyczne. – Unia ubolewa nad tym naruszeniem zasad demokracji i pluralizmu politycznego oraz postrzega ten proces wyboru jako kolejny krok w kierunku demontażu zasady „jeden kraj, dwa systemy” – przekazał w oświadczeniu. Podczas gdy Parlament Europejski zdecydowanie wspierał Hongkończyków – przyjmując wiele rezolucji wzywających do wprowadzenia ukierunkowanych sankcji, programów ratunkowych, zakończenia procedur ekstradycyjnych oraz dyplomatycznego bojkotu Zimowych Igrzysk Olimpijskich w Pekinie – Rada i Komisja Europejska pozostały daleko w tyle. Mimo że już w lipcu 2020 r. Rada uzgodniła wiele środków w odpowiedzi na ustawę o bezpieczeństwie narodowym, w tym ułatwienia w migracji i azylu dla osób z Hongkongu znajdujących się w trudnej sytuacji oraz zawieszenie pozostałych umów ekstradycyjnych z Chinami i Hongkongiem, blok nadal nie wdrożył w pełni zaplanowanych środków. Marcin Przychodniak nie spodziewa się zmiany w podejściu władz UE do sytuacji w Hongkongu. – Lee będzie kontynuował to, co się już dzieje. W tym sensie nie zaobserwujemy radykalnej zmiany, na którą UE czy Stany Zjednoczone mogłyby odpowiedzieć w inny sposób – tłumaczy. Ustępstw ze strony Pekinu także nie będzie. Lee już w 2020 r. został objęty sankcjami ze strony USA. – Jego wybór pokazuje, że nie ma możliwości zmiany kierunku Chin – dodaje analityk.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama