Przyjazd ponad 3 mln uchodźców z Ukrainy do Polski to wyzwanie dla systemu opieki zdrowotnej. Kryzys migracyjny z 2015 r. dowodzi jednak, że nie ma ryzyka wzrostu zachorowalności wśród obywateli UE.

Lista chorób, na które narażeni są uciekający przed wojną Ukraińcy, jest długa. – Spodziewamy się szczególnie gruźlicy, zakażeń HIV, wirusowego zapalenia wątroby typu B i C oraz prawdopodobnie SARS-CoV-2 – mówi w rozmowie z DGP lekarz z Uniwersytetu w Pizie Niccolò Riccardi, który prowadził badania na temat zachorowań wśród uchodźców po wybuchu kryzysu migracyjnego w 2015 r. Ich rezultaty nie wskazują, by fala uchodźców wiązała się z ryzykiem zdrowotnym dla Polaków czy mieszkańców innych krajów, do których trafiają Ukraińcy.
Wynik ubóstwa
Obawy o zarażenie wirusami, które mieliby przenosić migranci, pojawiły się wśród mieszkańców Unii Europejskiej, gdy do wybrzeży Europy zaczęły docierać łodzie z uciekinierami z Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej. Specjaliści ds. zdrowia publicznego przekonywali wówczas, że w rzeczywistości to przybywający do UE uchodźcy – a nie jej mieszkańcy – narażeni są na ryzyko zachorowania. Według dr Andrei Ammon, dyrektorki ECDC (Europejskiego Centrum Zapobiegania i Kontroli Chorób), „ludzie błędnie zakładają, że uchodźcy przenoszą choroby zakaźne i zarażają populację przyjmującą”. Jej zdaniem, uchodźcy i migranci byli wówczas bardziej podatni na choroby zakaźne, ale ryzyko zakażenia Europejczyków było bardzo małe.
Większość chorób zakaźnych jest bowiem wynikiem ubóstwa. Uchodźcy, którzy przyjechali do Europy po 2015 r., odbywali wyczerpujące i niebezpieczne podróże, a kiedy docierali na miejsce, warunki życia pozostawiały wiele do życzenia. Przebywali w przeludnionych obozach, a dostęp do czystej wody był ograniczony.
Jak wyjaśniał w 2016 r. w rozmowie z Euronews koordynator WHO ds. zdrowia publicznego i migracji dr Santino Severoni, „gdybyśmy zostali poddani tym samym warunkom, (podatność na zachorowania – red.) niczym by się w naszym przypadku nie różniła”.
Dzieci uchodźców były szczególnie narażone na ryzyko zarażenia chorobami, przeciwko którym w Europie prowadzi się rutynowe szczepienia. Często uciekały z państw, w których system opieki zdrowotnej załamał się w wyniku wojny (jak Syria), co spowodowało przerwanie programów szczepień. Dyrekcja Generalna ds. Zdrowia i Bezpieczeństwa Żywności Komisji Europejskiej wprowadziła jednak specjalny program, w ramach którego mali uchodźcy otrzymywali wszystkie podstawowe zastrzyki po przybyciu na miejsce i przed przyjęciem do szkół. Mogli więc stanowić mniejsze zagrożenie dla zdrowia publicznego niż niezaszczepione dzieci z Europy.
Zbierane wówczas dane nie wykazały wzrostu zachorowań na gruźlicę czy zakażeń wirusem HIV z powodu zwiększonej obecności uchodźców. Dowodzi tego m.in. badanie przeprowadzone przez Riccardiego i grono lekarzy z Kliniki Chorób Zakaźnych Szpitala Policlinico w Genui.
Położone w północno-zachodnich Włoszech miasto uznawane było za punkt zapalny dla oceny przepływów migracyjnych. W 2017 r. w obszarze metropolitalnym mieszkało ponad 54 tys. obywateli urodzonych za granicą, co stanowiło 9,4 proc. całej populacji. Sam szpital był jednym z głównych ośrodków przyjmujących migrujące osoby.
„Nasza praca pokazuje, że w obliczu wzrostu ruchów migracyjnych nie nastąpił względny wzrost zachorowań na choroby zakaźne wymagające hospitalizacji” – napisali w podsumowaniu. „Z wyjątkiem znacznego wzrostu liczby migrantów z Afryki, nie zaobserwowano żadnych zmian, jeśli chodzi o obszar pochodzenia czy przyczynę hospitalizacji” – dodali.
Znaczna liczba przyjęć uchodźców miała być związana z chorobami niezakaźnymi i utajonym zakażeniem gruźlicą. Jak zauważyli autorzy, zasadnicze znaczenie dla zmniejszenia liczby i długości hospitalizacji mogły mieć dokładne badania przesiewowe w punktach przyjęć.
Brak powodów do obaw
Sten Vermund, dziekan Yale School of Public Health, zauważył w rozmowie z portalem medycznym WebMD, że w przypadku wojny w Ukrainie najpilniejszym problemem są choroby biegunkowe, zwłaszcza u dzieci.
– Woda w Mariupolu nie nadaje się już do picia, ale ludzie i tak z niej korzystają. Systemy kanalizacyjne są zniszczone, a ścieki są po prostu wypuszczane do rzek i strumieni – mówił. Stwierdził przy tym, że w przypadku uchodźców zza wschodniej granicy Polski występuje dodatkowy czynnik, który może ograniczyć rozprzestrzenianie się chorób zakaźnych. – W przeciwieństwie do następstw II wojny światowej lub trwających konfliktów na Bliskim Wschodzie, w Afryce i Azji Południowej, uchodźcy z Ukrainy są przyjmowani do indywidualnych gospodarstw domowych w Polsce, Niemczech i innych krajach, a nie do dużych obozów dla przesiedleńców – komentował.
Według Niccolò Riccardiego teraz – podobnie jak w latach 2015–2017 – również nie ma więc powodów do obaw. – (Zachorowalność – red.) jest raczej problemem samych uchodźców. Konieczne są jednak badania przesiewowe i leczenie uchodźców z Ukrainy – tłumaczy.