Trudna sytuacja ukraińskich obrońców Donbasu. W poniedziałek padła Kreminna na Ługańszczyznie.

Aktywizacja działań rosyjskich okupantów w obwodzie ługańskim może oznaczać początek zapowiadanej od pierwszych dni kwietnia wielkiej bitwy o Zagłębie Donieckie. Jednocześnie wzmogły się rosyjskie ataki rakietowe na ukraińskie miasta. W poniedziałek odnotowano pierwsze podczas tej wojny ofiary śmiertelne we Lwowie.
W poniedziałek po trzydniowych walkach padła Kreminna, 20-tysięczne miasto w obwodzie ługańskim. – Na dziś to najgorętszy punkt, nie licząc Popasnej, gdzie od półtora miesiąca jest gorąco. W Kreminnej toczą się walki uliczne, weszła rosyjska armia i dużo sprzętu. Prosiliśmy ludzi, by wyjechali, planowali ewakuację leśnymi duktami, ale w nocy wszystko się zmieniło – mówił na antenie Biełsatu szef ługańskiej administracji obwodowej Serhij Hajdaj i dodał, że ewakuacja z Kreminnej jest już niemożliwa. Według jego szacunków w miejscowości mogło pozostać 3500 mieszkańców. Umocnienie się wojsk okupacyjnych w tej części kraju to zła wiadomość dla ukraińskiego zgrupowania na Donbasie. Opanowanie Kreminnej ułatwi wyparcie obrońców z przedmieść sąsiedniego Rubiżnego, a stamtąd jest już tylko kilka kilometrów do najważniejszej aglomeracji Ługańszczyzny wciąż kontrolowanej przez siły ukraińskie, czyli Lisiczańska i Siewierodoniecka, gdzie przed inwazją mieszkało niemal 250 tys. ludzi.
Rosjanie umacniają swoje pozycje na przyczółku zajętym pod Iziumem na drugim brzegu Dońca. Sforsowanie rzeki ma pozwolić agresorowi na kontynuowanie ofensywy w stronę Słowiańska i Kramatorska, które z kolei tworzą najważniejszą obok Mariupola aglomerację obwodu donieckiego kontrolowaną przed inwazją przez Ukraińców. Obrońcy Donbasu nie są skazani na porażkę, ponieważ walczące tu oddziały należą do najlepiej uzbrojonych, wyszkolonych i doświadczonych jednostek ukraińskich sił zbrojnych. Dysponują one też zaawansowanymi, rozbudowanymi od ośmiu lat umocnieniami w terenie. Władze kontynuują akcję ewakuacyjną, by z jednej strony uchronić lokalnych mieszkańców przed śmiercią w wyniku spodziewanej eskalacji, a z drugiej – ułatwić armii obronę opustoszałych miast. Nadal broni się otoczony Mariupol; mimo rosyjskiego ultimatum oddziały piechoty morskiej i pułku Azow walczące w zakładach Azowstal nie złożyły broni.
Rosjanie nasilili ostrzał. Wczoraj rano cztery rakiety spadły na Lwów. Trzy z nich trafiły w obiekty wykorzystywane przez wojsko w północno-zachodniej części miasta, a czwarta w warsztat samochodowy. Zginęło co najmniej siedem osób, a 11 osób zostało rannych, w tym trzy ciężko. Jak powiedział mer Lwowa Andrij Sadowy, wśród rannych jest trzyletni syn repatriantów z Charkowa. W warsztacie i jego okolicy zniszczeniu uległo 40 samochodów. Poniedziałkowy atak na Lwów nie był pierwszym od początku inwazji. Wcześniej rosyjskie rakiety zniszczyły kilka obiektów wojskowych i bazę paliwową. Po raz pierwszy w stolicy Galicji odnotowano jednak ofiary śmiertelne. – Wróg zaczyna szaleć. Uderzenia w obiekty cywilne mogą być częstsze. Dziś w Ukrainie nie ma bezpiecznych miast. Jeszcze raz proszę mieszkańców: kiedy słyszycie syreny, idźcie do schronów – apelował Sadowy. Wcześniej w rosyjskich mediach pojawiały się prognozy zwiększenia skali ataków na infrastrukturę kolejową. Miałaby to być zemsta za zatopienie krążownika „Moskwa” na Morzu Czarnym. ©℗