Niemiecki rząd zdecydował o zwiększeniu pomocy wojskowej dla Ukrainy, nie zobowiązał się jednak jasno do dostaw broni ciężkiej, której najbardziej potrzebuje broniące się przed Rosją państw - informuje w sobotę agencja DPA. Dostawy ciężkiej broni są też przedmiotem sporu w rządzącej RFN koalicji SPD, Zielonych i FDP.

W piątek ogłoszono, że niemiecki rząd federalny zamierza znacznie zwiększyć w tym roku tzw. pomoc szkoleniową - z 225 mln do 2 mld euro. Program ten wspiera kraje partnerskie w regionach objętych kryzysem, aby mogły inwestować w zwiększenie bezpieczeństwa. Ukraina powinna uzyskać w ramach tego programu ponad miliard euro – pisze DPA.

To jednak nie pomoże Ukrainie na krótką metę, która zamiast pieniędzy potrzebuje dostaw broni – podkreślają krytycy tego planu. Jak skomentował w sobotę Norbert Roettgen (CDU), ten gest kanclerza Scholza (SPD) i ministra finansów Christiana Lindnera (FDP) jest "cyniczny".

"Podczas gdy cała Europa zwraca się do Niemiec o przywództwo i odpowiedzialność, te są zajęte zachowaniem twarzy podczas sporów koalicyjnych w rządzie federalnym" – zauważa Roettgen, podkreślając, że rosyjska ofensywa jest nieunikniona i Ukraina nie obroni się pieniędzmi, lecz "potrzebuje broni tak szybko, jak to możliwe".

W koalicji rządowej trwa spór o dostawę ciężkiej broni dla Ukrainy. O brak jasnych decyzji w tej sprawie oskarżają kanclerza głównie politycy z Zielonych i FDP. Anton Hofreiter (Zieloni), przewodniczący komisji ds. europejskich Bundestagu, powiedział w "Welt am Sonntag", że zwiększenie pomocy finansowej było "dobre jako pierwszy krok, ale nie może zastąpić bezpośrednich dostaw broni".

Parlamentarzyści z SPD bronili w sobotę działań kanclerza, przekonując, działania powinny być poprzedzone dokładnymi przygotowaniami, a pieniądze dla Ukrainy powinny pomóc jej w "w walce z rosyjskim agresorem o pokój i demokrację".

Lider Lewicy (Linke) Dietmar Bartsch w wywiadzie dla Deutschlandfunk przekonywał z kolei, że "trzeba powstrzymać wojnę Putina", jednak w tym celu nie jest potrzebna broń, lecz "kreatywność dyplomatyczna i dalekowzroczna polityka". Sevim Dagdelen (Linke) przestrzegał, że "każdy, kto chce dostarczać coraz więcej broni w strefę wojny w Ukrainie, powoduje jej eskalację i ryzykuje wciągnięcie do wojny Niemiec".

Z tym ostatnim nie zgadza się federalny minister sprawiedliwości Marco Buschmann (FDP), który na łamach "Welt am Sonntag" wyjaśniał, że w przypadku wojen obronnych dostawy broni można uznać w świetle prawa międzynarodowego i Karty Narodów Zjednoczonych za uprawnione. "Wojna obronna ma miejsce w Ukrainie. Tak więc, korzystając z uzasadnionego prawa do samoobrony, wspieranie jej dostawami broni nie może prowadzić do stania się stroną w wojnie" – podkreślił.

Jak przypomina DPA, do tej pory Niemcy dostarczyły Ukrainie m.in. granatniki przeciwpancerne Panzerfaust, pociski przeciwlotnicze, karabiny maszynowe, ale także pojazdy, noktowizory i sprzęt ochronny. Jednak w związku ze spodziewaną, zakrojoną na szeroką skalę ofensywą rosyjską na wschodzie kraju, Ukraina domaga się również od rządu federalnego dostaw ciężkiej broni – czołgów, dział artyleryjskich, śmigłowców bojowych.

Ambasador Ukrainy Andrij Melnyk skomentował na łamach "Welt am Sonntag", że zapowiedź zwiększenia wojskowej pomocy szkoleniowej dla Ukrainy brzmi na pierwszy rzut oka dobrze, brakuje jednak szczegółów. "Nie znamy ani zakresu dalszych dostaw uzbrojenia, ani procedury, ani terminów. Wszystko to pozostaje niewiadome" – zaznaczył.

Do tej pory rząd federalny nie zobowiązał się jasno do dostaw broni ciężkiej, której Ukraina potrzebuje najbardziej – podkreśla DPA. (PAP)