Podwójne wybory parlamentarno-prezydenckie w Serbii były roztrzygnięte jeszcze przed ich rozpoczęciem. Sondaże dawały prezydentowi Aleksandarowi Vučiciowi i związanej z nim koalicji powstałej wokół Serbskiej Partii Postępowej (SNS) przytłaczającą przewagę nad opozycją. Gdy zamykaliśmy to wydanie DGP, wyniki nie były jeszcze znane, ale ostatnie sondaże przedwyborcze dawały Vučiciowi 55–60 proc. poparcia, a jego koalicji Razem Możemy Wszystko – 45–55 proc. System polityczny budowany przez Vučicia przypomina ten z Węgier, a serbski prezydent i premier Węgier Viktor Orbán wspierali się w kampaniach przed niedzielnymi wyborami w obu krajach. Belgrad ułatwiał też firmom oligarchów związanych z Orbánem udział w przetargach państwowych.
SNS, podobnie jak jeszcze do niedawna węgierski Fidesz, jest powiązana z Europejską Partią Ludową i nominalnie reprezentuje centroprawicę. Vučić deklaruje ambicję wstąpienia do Unii Europejskiej, jednak jednocześnie utrzymuje ciepłe relacje z Chinami i Rosją. Belgrad po 24 lutego najdłużej z europejskich państw utrzymywał połączenia lotnicze z Rosją, a w trakcie pandemii prorządowe media akcentowały wsparcie płynące z Pekinu, ignorując to, że w sensie wartości najwięcej warta była pomoc z Unii Europejskiej. Władze Serbii – podobnie jak Węgier – stopniowo podporządkowały sobie większość lokalnego rynku medialnego. Podczas kampanii Vučić wychodził nawet z lodówki – i to dosłownie, bo w jednym z ubiegłotygodniowych show telewizyjnych premier czekał na wywołanie przez prowadzącą w umieszczonej na scenie lodówce.
Władze w Serbii były niejednokrotnie oskarżane o działania destabilizacyjne na Bałkanach. Rosyjscy organizatorzy nieudanego puczu w Czarnogórze, który w 2016 r. miał udaremnić wejście kraju do NATO, korzystali z logistycznego wsparcia Serbów. Do tego kraju prowadziły też ślady zamieszek przeciwko zmianie nazwy Macedonii na Macedonię Północną, która umożliwiła przystąpienie tego państwa do Sojuszu Północnoatlantyckiego. Jednak najbardziej skomplikowana rozgrywka toczy się w Bośni i Hercegowinie, rozbijanej przez ambicje nieformalnego lidera bośniackich Serbów Milorada Dodika, członka trójosobowego prezydium BiH. Władze Republiki Serbskiej w Bośni prą do secesji, korzystając ze wsparcia Rosji. Belgrad podchodzi do Dodika z większą ostrożnością, obawiając się, że w razie eskalacji napięcia największą odpowiedzialnością w oczach wspólnoty międzynarodowej – niczym w latach 90. – zostanie obarczona Serbia.
W Belgradzie, stanowiącym bastion opozycji, regularnie dochodzi do anty rządowych protestów, wywoływanych oskarżeniami władzy o korupcję i związki z zorganizowaną przestępczością. W wyniku permanentnego kryzysu politycznego opozycja zbojkotowała wybory w 2020 r., co sprawiło, że koalicja zbudowana wokół SNS zdobyła 188 na 250 mandatów. Parlamentowi brakowało jednak powszechnej legitymacji społecznej, więc w następstwie rozmów z opozycją SNS zdecydowała się przyspieszyć wybory parlamentarne, łącząc je z prezydenckimi. Vučić poszedł na to tym chętniej, że sondaże wskazywały, iż ryzyko utraty władzy w wyniku takiego posunięcia jest bliskie zeru. Jego największym rywalem w staraniach o reelekcję był emerytowany generał i były dyplomata Zdravko Ponoš, któremu różne ośrodki dawały w marcu 16–27 proc. poparcia. Ponoš reprezentował Zjednoczoną Serbię, koalicję skupiającą partie centrowe i centrolewicowe, która w parlamentarnej części głosowania mogła liczyć na 13–20 proc. poparcia.