Ukraińska sytuacja na froncie staje się coraz poważniejsza. Jednocześnie obrońcy stawiają agresorowi na tyle trudne warunki, że Moskwa łagodzi żądania stawiane wobec Kijowa. W czwartek w tureckiej Antalyi mają się spotkać szefowie dyplomacji obu państw Dmytro Kułeba i Siergiej Ławrow. To będzie pierwsze rosyjsko-ukraińskie spotkanie na tak wysokim szczeblu od rozpoczęcia inwazji.
Na wczorajsze popołudnie zaplanowano z kolei trzecią rundę rokowań toczonych na Białorusi. Spotkanie zakończyło się po zamknięciu tego wydania DGP. Rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow ogłosił wczoraj nową listę warunków wstrzymania ognia: zapisanie w konstytucji Ukrainy pozablokowego statusu, co oznaczałoby rezygnację ze wstąpienia do NATO, uznanie Krymu za rosyjski oraz uznanie niepodległości Donieckiej i Ługańskiej Republik Ludowych (DRL/ŁRL). – I to wszystko. To się może skończyć w każdej chwili – zapewnił Pieskow. Innymi słowy z listy warunków zniknęła denazyfikacja, która najpewniej oznaczałaby wytoczenie pokazowych procesów politycznych najważniejszym przedstawicielom ukraińskich władz, oraz pełna demilitaryzacja kraju.
Jednocześnie Moskwa w niedzielę zapowiedziała, że przystąpi do systematycznego niszczenia z powietrza fabryk zbrojeniowych. Wcześniej Dawyd Arachamija, szef klubu rządzącego Sługi Narodu i członek ukraińskiej delegacji na rozmowy na Białorusi, mówił, że strony osiągnęły zbliżenie stanowisk we wszystkich aspektach poza uznaniem DRL/ŁRL i aneksji Krymu. Kijów ostrożnie podchodzi do rosyjskich obietnic. Uzgodnione podczas poprzedniej rundy rozmów na Białorusi otworzenie korytarzy humanitarnych pozwalających na ewakuację ludności z oblężonego Mariupola zostało storpedowane przez Rosjan (choć Kreml obwinia za to Ukraińców). Wczoraj Moskwa obiecała utworzenie takich korytarzy dla ludności cywilnej kilku dużych miast, jednak miałyby one prowadzić… na Białoruś i do Rosji.
Władze ukraińskie z prezydentem Wołodymyrem Zełenskim na czele deklarują, że są w stanie rozmawiać o wszelkich punktach spornych, także na szczeblu prezydentów. Te apele dotychczas trafiały w próżnię. Wczoraj ogłoszono, że ministrowie spraw zagranicznych obu państw spotkają się w czwartek w Antalyi. Turcja utrzymuje poprawne relacje zarówno z Kijowem, jak i Moskwą. Przed inwazją prezydent Recep Tayyip Erdoğan rozmawiał z Władimirem Putinem częściej niż jakikolwiek inny przywódca państwa NATO. Turcja jako jedyny kraj członkowski Sojuszu nie znalazła się na ogłoszonej wczoraj przez Rosję liście państw nieprzyjaznych. Spośród państw europejskich za kraje nieprzyjazne nie zostały uznane jedynie Bośnia i Hercegowina, Serbia oraz Watykan; na czarną listę trafiły nawet mikropaństwa w rodzaju Andory i Monako.
Zarazem Turcja z niepokojem patrzy na rozwój wydarzeń. Ankara jest zatroskana losem narodu krymskotatarskiego, blisko spokrewnionego z Turkami. Turcy dostarczyli też Ukraińcom broń, w tym słynne bayraktary, drony bojowe, które przyczyniły się do wygrania przez Azerbejdżan wojny z Armenią w 2020 r. Bayraktary trafiły do Ukrainy za pośrednictwem prywatnej firmy, więc formalnie Turcja odżegnuje się od dozbrajania którejkolwiek ze stron konfliktu. Z naszych źródeł wynika, że mediacja tego kraju jest bardziej perspektywiczna niż telefoniczna dyplomacja prezydenta Francji Emmanuela Macrona czy weekendowa wizyta premiera Izraela Naftalego Bennetta w Moskwie i Berlinie. Niewykluczone jest też zaangażowanie prezydenta Kazachstanu. Kasym-Żomart Tokajew niedawno skorzystał z rosyjskiej pomocy wojskowej przy tłumieniu zamieszek, ale nie wsparł Kremla w ataku na Ukrainę, a w niedzielę kazachskie władze zezwoliły na zorganizowanie proukraińskiej manifestacji.
Także Polska nie pozostaje na uboczu wysiłków dyplomatycznych. Prezydenci Polski i Ukrainy codziennie rozmawiają telefonicznie, a ukraińska delegacja korzysta z polskich śmigłowców podczas wyjazdów na Białoruś. W tym tygodniu w Warszawie mają gościć wiceprezydent USA Kamala Harris i premier Kanady Justin Trudeau. Nad Wisłę trafiła największa grupa uchodźców z Ukrainy; w niedzielę wieczorem ich liczba przekroczyła milion. Kolejne 700 tys. Ukraińców wyjechało do innych państw Europy. Te liczby będą rosnąć, ponieważ sytuacja na froncie robi się coraz trudniejsza, a Rosjanie coraz chętniej stosują taktykę znaną z Syrii – zastraszania ludności cywilnej poprzez ostrzał osiedli mieszkalnych.
„Działania na lewobrzeżnym obszarze kraju wskazują, że armia ukraińska utraciła tam inicjatywę na poziomie strategicznym i operacyjnym. Zachowujące zdolność bojową jednostki tworzą pozycje obronne wokół większych miast, a jedyny znaczniejszy teren (na lewym brzegu Dniepru) nieobjęty jeszcze działaniami lądowymi agresora to zachodnia część obwodu połtawskiego i wschodnia część dniepropetrowskiego” – czytamy we wczorajszej analizie Ośrodka Studiów Wschodnich autorstwa Andrzeja Wilka i Piotra Żochowskiego. Rosjanie zaczynają oskarżać Ukraińców o produkcję broni masowego rażenia (ABC). Część ukraińskich ekspertów obawia się, że może to wróżyć przeprowadzenie prowokacji z użyciem broni ABC. Kijów wciąż apeluje do Zachodu o dostarczenie samolotów bojowych i zamknięcie nieba nad Ukrainą. Minister obrony Ołeksij Reznikow zapowiadał też na wczoraj nieokreśloną wprost „niespodziankę” dla Rosjan. Na razie nie wiadomo, co miał na myśli.