Gruzja i Mołdawia dołączyły do Ukrainy i złożyły własne wnioski o status państwa kandydującego do UE. W obliczu rosyjskiej agresji Tbilisi i Kiszyniów wysłały mocny sygnał o swoich aspiracjach.

Zgłoszenie wniosku o nadanie Ukrainie statusu państwa kandydującego do Unii Europejskiej przez prezydenta Wołodymyra Zełenskiego odbiło się dużym echem. Choć Zełenski zaapelował o nadanie wnioskowi specjalnej ścieżki, Komisja Europejska studziła w ubiegłym tygodniu nastroje, tłumacząc, że akcesja to długotrwały proces. Ukraina otrzymała silne wsparcie europarlamentu, ale – jak argumentował szef unijnej dyplomacji Josep Borrell – obecnie działania unijnych organów są ukierunkowane na doraźną pomoc, w tym humanitarną i w zakresie dostaw broni.
Nie zraziło to jednak Gruzji i Mołdawii, które w czwartek złożyły własne wnioski. Premier Gruzji Irakli Gharibaszwili określił ten ruch jako „historyczny dzień dla Gruzji”, a prezydent Mołdawii Maia Sandu zapewniła, że obywatele kraju są „przygotowani do ciężkiej pracy” na rzecz członkostwa. Oba kraje znajdują się w orbicie zainteresowań unijnej dyplomacji, której szef w minionych dniach wizytował Kiszyniów. Borrell po rozpoczęciu inwazji rosyjskiej na Ukrainę zapewniał, że unijna dyplomacja będzie uważnie śledzić sytuację w krajach, które potencjalnie leżą w zasięgu zainteresowania Rosji, w tym na Bałkanach Zachodnich, w Mołdawii i Gruzji.
Monitorowanie sytuacji i aktywność w tych regionach to jedno, a drugie to przyjęcie do grona państw kandydujących, co wiąże się ze ściśle określoną w traktacie o UE procedurą, od której dotychczas nie było odstępstw. Zgodnie z nią kraj kandydujący składa wniosek do Rady UE (ministrów państw członkowskich), następnie opinię wydaje KE, a status kandydata nadaje Rada UE. Status ten jest później zatwierdzany przez Radę Europejską (liderów państw członkowskich), a negocjacje akcesyjne mogą się rozpocząć po jednomyślnej decyzji ministrów. W przypadku Polski proces ten trwał 10 lat, od złożenia w 1994 r. wniosku o członkostwo w UE poprzez akceptację przez wszystkie państwa Wspólnoty w tym samym roku po akcesję w 2004 r. Negocjacje rozpoczęły się w 1998 r., a w trakcie procesu integracji legislacyjnej uchwalono ok. 270 ustaw dostosowujących polskie prawo do unijnego.
– Wnioski Ukrainy, Gruzji i Mołdawii należy oceniać jako manifestację polityczną. Z punktu widzenia prawa traktatowego państwa te miały prawo złożyć takie wnioski – ocenia w rozmowie z DGP Robert Grzeszczak z Uniwersytetu Warszawskiego i Team Europe. – PE i parlamenty narodowe mogą wyrażać poparcie dla tych starań, ale to wciąż jest sfera polityczna, a nie faktyczna. Wniosek to początek. Nic nie jest przesądzone ani co do rezultatu, ani czasu. Proces integracji potrwa zapewne nie mniej niż pięć, sześć lat, a może też znacznie dłużej. Państwa muszą się dostosować do zasad jednolitego rynku, być demokratyczne i praworządne, mieć narzędzia do walki z korupcją – dodaje.
Kiszyniów i Tbilisi zdają sobie sprawę, że droga Rosji od chęci odzyskania wpływów do czynów może być bardzo krótka. Gruzja doświadczyła tego w 2008 r., kiedy doszło do wojny o Abchazję i Osetię Południową. – Niezależnie od tego, czy po brutalnej inwazji na Ukrainę Rosja będzie słaba gospodarczo i politycznie, czy też nie, jej wojskowe aspiracje są na tyle niebezpieczne, że trzeba poważnie zastanowić się nad przyjęciem Gruzji do UE i NATO – mówi kartwelolog Dawit Kolbaia z Uniwersytetu Warszawskiego. – Wszystko będzie zależało od woli politycznej Zachodu, a nie od tego, kto będzie rządził w Gruzji. Nowa Europa Wschodnia jest potrzebna UE i USA. Teraz najważniejsze, żeby nie zawieźć oczekiwań tego regionu, bo w innym wypadku skutkiem może być chęć Rosji do dalszej eskalacji konfliktu – dodaje.
Krytycznie do wniosków Tbilisi i Kiszyniowa odnoszą się natomiast Ukraińcy, którzy obawiają się, że Gruzini i Mołdawianie chcą wykorzystać trudną sytuację Kijowa. – Kiedy u partnera płonie dom, niezbyt poprawnie jest to wykorzystywać – skomentował politolog Jewhen Mahda w serwisie DSNews.ua. Nad wszystkimi wnioskami mają pochylić się unijni liderzy podczas nadzwyczajnego szczytu w Wersalu, planowanego na czwartek i piątek. Trudno jednak oczekiwać, żeby i tym razem, jak 100 lat temu, Wersal znów był świadkiem uchwalenia nowego porządku w Europie. Nawet jeśli wszystkie trzy kraje otrzymają sygnały poparcia, do uruchomienia formalnej ścieżki ubiegania się o członkostwo jeszcze daleka droga.