Wsamym środku konfliktu między Rosją a NATO i USA o kształt bezpieczeństwa w Europie szefowa niemieckiego MSZ Annalena Baerbock stwierdziła, że „nie ma alternatywy dla dobrych i stabilnych relacji między Moskwą a Berlinem”. Wywodząca się z Zielonych polityk jeszcze do niedawna była postrzegana jako szansa na zmianę w podejściu Niemiec do Kremla. Po jej wczorajszej wizycie w Moskwie i poniedziałkowej w Kijowie wyraźnie widać, że ta wiara byłanaiwna.
Wsamym środku konfliktu między Rosją a NATO i USA o kształt bezpieczeństwa w Europie szefowa niemieckiego MSZ Annalena Baerbock stwierdziła, że „nie ma alternatywy dla dobrych i stabilnych relacji między Moskwą a Berlinem”. Wywodząca się z Zielonych polityk jeszcze do niedawna była postrzegana jako szansa na zmianę w podejściu Niemiec do Kremla. Po jej wczorajszej wizycie w Moskwie i poniedziałkowej w Kijowie wyraźnie widać, że ta wiara byłanaiwna.
Baerbock jest w prostej linii kontynuatorką polityki Angeli Merkel i Gerharda Schrödera. Polityki, która – nie wiedzieć czemu – zakłada, że Kreml można przekonać do przyjęcia zachodnich reguł gry. Efekty tego błędnego założenia są doskonale znane. Schröder przez lata przekonywał, że gazociąg północny to tylko biznes, a nie polityka. Dziś zbieramy owoce tego podejścia, śledząc rosnące rachunki za gaz. Merkel z kolei zapewniała, że blokowanie przyznania Gruzji i Ukrainie Planu Działań na rzecz Członkostwa w NATO (MAP) zapewni Europie pokój i udobrucha Władimira Putina. W kwietniu 2008 r. na szczycie Sojuszu w Bukareszcie to ona doprowadziła do zablokowania MAP dla Kijowa i Tbilisi. Mimo nacisków ówczesnego prezydenta Polski Lecha Kaczyńskiego i szefa dyplomacji Radosława Sikorskiego, przesunęła rozmowy o MAP na grudzień 2008 r.
Te kilka miesięcy wystarczyło Rosji, żeby w sierpniu tego samego roku najechać Gruzję i zamknąć temat rozszerzenia Sojuszu. Polityka Baerbock doskonale wpisuje się w ten trend. Brak zdecydowanych kroków, ogólne zapewnienia, że Kreml zapłaci wysoką cenę za ewentualny atak, nawet jeśli miałoby to oznaczać straty gospodarcze dla RFN, daje Rosji czas i przybliża nas do otwartego konfliktu. Rosjanie nie chcą dialogu, który oferuje im Niemka. Dali tego dowód, wysyłając do NATO i USA w połowie grudnia 2021 r. dwa projekty porozumień. Zawarte tam propozycje nie były nawet punktem wyjścia do rozmów. Przyjęcie któregokolwiek z nich musiałoby oznaczać kapitulację Zachodu. Sami Rosjanie nie ukrywali zresztą, że dokumenty powstały tylko po to, by Zachód je odrzucił i ustawił się w roli tego, który odpowiada za wybuchkonfliktu.
Baerbock oczywiście nie jest przy tym naiwna. Dla Berlina co do zasady Rosja nie jest źródłem niestabilności, tylko partnerem biznesowym. Źródłem problemów z perspektywy Niemiec jest Ukraina. To ten kraj jest postrzegany jako pogrążony w korupcji, niewydolny, podatny na rewolucje, zanarchizowany. Takie państwo w kalkulacjach Berlina nie zasługuje na to, by swoim systemem przesyłowym dostarczać gaz na Zachód. Surowiec jest kluczowym składnikiem budowania PKB, zatem – w rachubach Niemiec – tematu nie można oddać podmiotowi stale upadającemu. Czy też, jak mówił Władimir Putin, państwu niezaistniałemu lub „niedopaństwu” (po rosyjsku „niesostojawszajasia strana”).
Berlin nie patrzy na Ukrainę jak na kraj z 200-tysięczną, ostrzelaną armią, która jest buforem oddzielającym cywilizowany świat od balansującego na skraju cynicznej barbarii świata rosyjskiego. Kijów to nie sojusznik, któremu można dostarczać niemieckie noktowizory i wojskowy sprzęt rozpoznawczy. Kijów to problem. W tym sensie działania Baerbock nie mogą dziwić. Sugestie, że Niemcy nie zgodzą się na odcięcie Rosji od systemu rozliczeń międzynarodowych (SWIFT), gdy ta wywoła wojnę, czy deklaracje, że nad Dniepr nie trafi niemiecka broń, są wówczas bardziej czytelne. Berlin prędzej zacznie naciskać na Kijów, by uznał „odrębność” republik separatystycznych (tak jak było po bojach o Debalcewo), niż realnie wesprze go przeciw agresji Rosji, która trwa od 2014 r. Niemcy będą oczywiście mówić o obawach w związku z ruchami wojsk rosyjskich. Może na pewien czas opóźnią nawet otwarcie Nord Stream 2. Ale nic więcej. Niestety ważny partner Polski i kluczowy sojusznik w NATO w polityce wschodniej nie gra z nami w jednej drużynie. Republika Federalna szuka pokoju za wszelką cenę, czyli kosztem Dzikich Pól na Wschodzie. Owszem, przed wizytami takimi jak ta w Moskwie i Kijowie ukażą się teksty w prasie niemieckiej, w których przeczytamy, że władze w Berlinie „w końcu zrozumiały, kim jest Putin i czym jest Rosja”. A potem usłyszymy z ust przedstawicieli tego państwa pustosłowie o dialogu i brzmiące kuriozalnie, pozostające w niedoczasie zapewnienia o tym, że celem są dobre stosunki z tą już całkowicie rozpracowanąRosją.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama