Zaczęło się od tego, że wiceminister spraw wewnętrznych Ukrainy Ołeksandr Hohiłaszwili obrzucił mięsem policjantów, którzy chcieli skontrolować jego auto. Skończyło na jednej z większych afer ostatnich lat, gdy dziennikarze zaczęli się przyglądać anonimowemu dotąd urzędnikowi.

Absurd goni w niej absurd i zapewne Hohiłaszwili nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Już teraz można stwierdzić, że skandal obnażył słabość ukraińskiego państwa.
8 grudnia samochód wiceministra został zatrzymany pod Kramatorskiem. To kontrolowana przez władze część obwodu donieckiego. Wojskowe albo policyjne punkty kontrolne stoją tam na wjazdach do miast i prowadzą wyrywkowe kontrole. Hohiłaszwilemu się to nie spodobało. – Poznajesz mnie czy nie? – zapytał. – Nie – brzmiała odpowiedź. – No to chu…o, że kierownictwa, k…, nie poznajesz. Zastępca ministra spraw wewnętrznych. Teraz rozumiesz? Jest tylko jeden wiceminister z taką mordą, jak moja – perorował. – Miło mi poznać, odtąd będę wiedział – odpowiedział policjant, delikatnie podśmiewując się z Hohiłaszwilego, czego ten chyba nie rozumiał. Policjanci mimo gróźb zemsty zachowali zimną krew podczas interwencji, a następnie zadbali, żeby nagranie zdarzenia wypłynęło do internetu. Oburzył się prezydent, Hohiłaszwili 13 grudnia stracił stanowisko. Koniec problemów? Dopiero początek!
Problem 1. Dziennikarze zaczęli zadawać pytania o przeszłość urodzonego w Gruzji urzędnika, który na Ukrainę przeniósł się dopiero w okolicach 2010 r. Okazało się, że wcześniej mieszkał w Rosji, gdzie przyjaźnił się – a według niektórych źródeł był nawet asystentem – deputowanego do Dumy z ramienia kremlowskiej Jednej Rosji Nikołaja Wałujewa, słynnego boksera. Był też obywatelem Rosji, z czego nie zrezygnował do dziś. Innymi słowy, zastępcą szefa MSW z dostępem do informacji niejawnej miał obywatel państwa agresora, zaprzyjaźniony z politykiem zbliżonym do Kremla. Hohiłaszwili został obywatelem Ukrainy dopiero w 2015 r., cztery lata przed objęciem ważnego urzędu. Najwyraźniej nikt go nie sprawdził albo – co gorsza – sprawdził i nie podniósł alarmu.
Problem 2. Obywatelstwo i posadę mężczyzna zawdzięcza żonie, Marii Łewczenko, asystentce Wołodymyra Zełenskiego. Jak mówią dziennikarze, Łewczenko, w przeciwieństwie do asystentów innych wysoko postawionych urzędników, uczestniczy w większości spotkań szefa, choć nie ma certyfikatu dostępu do informacji niejawnych. Nie ma, bo… formalnie nie pracuje w biurze prezydenta. Z deklaracji majątkowej jej męża wynika, że otrzymuje pensję jedynie w firmie Kwartał 95, czyli spółce producenckiej będącej trzonem biznesu, którym zajmował się Zełenski. Sam prezydent przyznawał, że Łewczenko była jego asystentką jeszcze w czasach, gdy on sam był rekinem show-biznesu. Czyli do dużej części tajemnic jest dopuszczona osoba, która pracuje w biurze Zełenskiego na gębę. Nikt jej nie sprawdził, bo nie było ku temu podstaw prawnych.
Problem 3. Małżeństwo Hohiłaszwilich mieszka w dużej rezydencji na przedmieściach Kijowa. Budynek nie należy do nich, lecz do Diany Strełkowskiej, byłej żony Wjaczesława Strełkowskiego. Z analizy różnych orzeczeń sądowych wynika, że Strełkowscy zajmowali się handlem fakturami, karuzelami vatowskimi i innymi sposobami obchodzenia przepisów podatkowych. Były szef skarbówki w rozmowie z dziennikarzami projektu „Slidstwo Info” powiedział, że gdy tylko wysyłał kontrolę do firm Strełkowskiego, zawsze okazywało się, że dzień wcześniej dokumenty zajęły jakieś inne służby. Ich postępowania de facto się nie toczyły, ale skarbówka miała związane ręce, bo nie miała dostępu do dokumentów. Mężczyzna musiał mieć solidne plecy.
Problem 4. Hohiłaszwili i Łewczenko nie mieszkają w tym domu sami. Razem z nimi mieszka… szef wywiadu wojskowego HUR Kyryło Budanow z żoną. Budanow powiedział, że przyjaciele przygarnęli go tymczasowo, na czas remontu w jego własnym mieszkaniu. Przyznał za to, że wiedział o reputacji Strełkowskiego. – Szczerze mówiąc, nie pamiętam, o co go oskarżano. Wiążą go z nielegalnym obiegiem gotówki, „obnałem” – zwierzył się dziennikarzom z rozbrajającą szczerością. „Obnał” to działanie, którego efektem jest uzyskanie gotówki nieuwzględnionej w oficjalnej księgowości, a przez to nieopodatkowanej. Do tego można dodać kilka mniejszych problemów: Hohiłaszwili z żoną nielegalnie korzystają z samochodów na numerach operacyjnych kontrwywiadu. Ich deklaracje majątkowe nie wyjaśniają zaś, za co udało im się kupić dwa drogie samochody, skoro mąż otrzymywał jedynie niewysoką pensję wiceministra, a żona zarabiała grosze w Kwartale 95.
Problem najważniejszy. Wszystko to wydarzyło się w kraju, który – według wielu zachodnich polityków i służb wywiadowczych – znajduje się u progu rosyjskiej inwazji. Szef wywiadu wojskowego jest na pierwszej linii frontu, tymczasem dzieli gospodarstwo domowe z obywatelem Rosji, będącym do niedawna wiceszefem MSW, któremu stanowisko załatwiła żona, mająca nieuregulowany dostęp do dokumentów z biurka prezydenta. Pojawia się więc wiele pytań, np. o okoliczności, w jakich nastąpił wyciek informacji o planowanym zatrzymaniu rosyjskich najemników, których Ukraińcy chcieli ściągnąć w ramach operacji pod fałszywą flagą i postawić przed sądem za udział w działaniach zbrojnych w Zagłębiu Donieckim. Można odwrócić sprawę, pisząc o sprawności ukraińskich mediów i szybkim odwołaniu wiceministra, ale łyżka miodu w beczce dziegciu ogólnego smaku chyba nie poprawi. ©℗