Popșoi: Były momenty, gdy Mołdawia osiągała lepsze wskaźniki demokratyczne niż niektóre państwa Bałkanów Zachodnich, którym dano perpektywę członkostwa w UE. Oczekiwalibyśmy, żeby wobec nas stosowano te same reguły

Mihai Popșoi, wiceprzewodniczący parlamentu Mołdawii, wiceszef ds. zagranicznych rządzącej Partii Działania i Solidarności. / Dziennik Gazeta Prawna / Wojtek Górski
Jak pan ocenia to, co się dzieje w relacjach Zachodu z Rosją? Mołdawia jest w tej sprawie konsultowana?
Nie bardzo. W tej części świata małe państwa nie mają zbyt wiele do powiedzenia. Oczywiście jesteśmy zaniepokojeni informacjami o koncentracji rosyjskich wojsk, łagodnie mówiąc. Mamy nadzieję, że to nie jest aż tak poważne, jak się wydaje, bo nikt nie może przewidzieć, jak daleko może zajść eskalacja. Niepokoi nas to też ze względu na Naddniestrze i świadomość, że projekt Noworosji (łączący parapaństwa Donbasu z Naddniestrzem poprzez oderwanie południowej Ukrainy - red.) był już na stole. Mamy nadzieję, że znajdzie się jakieś rozwiązanie dyplomatyczne.
Czego chce Kreml?
Chce utrzymać Ukrainę i wszystko, co nazywa bliską zagranicą, w swojej strefie wpływów. Nie godzimy się na to. Jesteśmy suwerennymi państwami i chcemy korzystać z danego nam przez prawo międzynarodowe prawa do decydowania o przyszłości w oparciu o demokratycznie wyrażoną wolę obywateli. Zarówno my, jak i obywatele Ukrainy wybraliśmy przyszłość w postaci integracji europejskiej. Niestety Rosja wykorzystuje zamrożone konflikty i zależność energetyczną, by utrzymać status quo. W dłuższym terminie niepodległa i europejska Ukraina leżałaby w interesie Rosji, bo ograniczałaby niestabilność w regionie. Mamy nadzieję, że na przykładzie Mołdawii uda nam się zademonstrować, że reformy antykorupcyjne pozytywnie wpływają na stabilność. Może to nieskromne, ale chciałbym, żeby Mołdawia stała się wzorem dla regionu i pokazała, że można inaczej.
Po zmianach 2009 r. wydawało się, że osiągnęliście ten poziom, ale potem państwo zostało na kilka lat zawłaszczone przez oligarchę Vlada Plahotniuca. Jaka jest gwarancja, że nie wydarzy się to ponownie, mimo waszego podwójnego zwycięstwa w wyborach w latach 2020-2021?
Jako politykowi najłatwiej byłoby mi powiedzieć, że moja partia daje taką gwarancję. Ale pan jako dziennikarz ma prawo to kwestionować. Dlatego odpowiem jako analityk: prawdziwą gwarancją reform jest uzyskanie perspektywy członkostwa w UE i rozpoczęcie negocjacji akcesyjnych. One mogą trwać długo, ale - jak pokazuje doświadczenie innych - pomogą zbudować silne instytucje, bo wymuszą wykazywanie konkretnych zmian. Utrudniłoby to demontaż demokracji, z którym mieliśmy do czynienia, i ułatwiło walkę z korupcją, której najbardziej widowiskowym przykładem była kradzież 1 mld dol., czyli 12 proc. PKB, z systemu bankowego. Żeby uniknąć powtórki, obywatele muszą zobaczyć, że jeśli politycy znów ich zdradzą, to cały kraj na tym straci poprzez utratę możliwości wejścia do UE. Bez podwójnej kontroli ze strony UE i obywateli ryzyko powtórki z lat 2013-2014 pozostanie realne. Ale wracając z fotela analityka na fotel polityka, powiem, że nasza partia jest inna niż ci, którzy rządzili i rujnowali Mołdawię w ostatnich 30 latach. Mamy pierwszą kobietę w fotelu prezydenta, absolwentkę Harvardu, która zbudowała kapitał polityczny na autentycznym poparciu ludzi, a nie oligarchów.
Oponenci mówią, że sposób, w jaki zwolniliście i aresztowaliście prokuratura generalnego, nie miał wiele wspólnego z legalizmem, o którym pan mówi.
To oczywiście podlega debacie. Natomiast stawiane oskarżenia są poważne. Śledztwo informuje o związkach, jakie Alexandru Stoianoglo utrzymywał z jednym ze zbiegłych oligarchów -Veaceslavem Platonem. Powstaje pytanie, dlaczego w ostatnich dwóch latach ten urząd nie zrobił wiele w sprawie kradzieży 1 mld dol.
W środę odbędzie się szczyt Partnerstwa Wschodniego. Trwają dyskusje, co więcej można zaoferować państwom, które zawarły już z UE umowy o stowarzyszeniu i wolnym handlu (DCFTA/AA), czyli Mołdawii, Gruzji i Ukrainie. Czego byście oczekiwali od UE?
Intencje Szwecji i Polski, które zaproponowały PW, były dobre. Tyle że program objął bardzo zróżnicowane kraje o różnych aspiracjach - od Białorusi i Azerbejdżanu z jednej strony po Mołdawię, Gruzję i Ukrainę z drugiej. Natomiast zawarcie DCFTA/AA przeorientowało nasz handel zagraniczny. Mołdawia wysyła dwie trzecie eksportu do UE, stamtąd przychodzą inwestorzy, a jeśli dodać do tego zniesienie wiz, efekty są bardzo korzystne. Ale kiedy zabrakło nowych marchewek, elity polityczne w Mołdawii oszalały. To wtedy doszło do kradzieży stulecia, aresztowań opozycjonistów, podkopywania wartości demokratycznych. Obecnie Mołdawia mogłaby kontynuować integrację w kolejnych obszarach, np. w sferze cyfrowej czy energetycznej, aż do stworzenia wspólnego rynku w dalszej perspektywie, jeśli idealne rozwiązanie w postaci członkostwa będzie niemożliwe. Zmotywuje to elity do reform, które są potrzebne nie do integracji europejskiej jako takiej, lecz do walki z niesprawiedliwością. Pamiętajmy jednak, że były momenty, gdy Mołdawia osiągała lepsze wskaźniki demokratyczne niż niektóre państwa Bałkanów Zachodnich, którym dano perpektywę członkostwa. Oczekiwalibyśmy, żeby wobec nas stosowano te same reguły i zaproszono nas do rozmów akcesyjnych, gdy spełnimy kryteria kopenhaskie. Zniweczyłoby to propagandowe argumenty, że zawsze pozostaniemy obywatelami drugiej kategorii i nigdy nie staniemy się częścią europejskiej rodziny narodów. Możemy zresztą wykonać pewne kroki sami w ramach trio Gruzja-Mołdawia-Ukraina, np. ograniczyć opłaty roamingowe, a potem jako trójka próbować osiągnąć to samo w relacjach z UE. Jest wiele małych kroków, które można zrobić.
Mówi pan o integracji energetycznej, tymczasem jednym z celów Rosji w niedawnych sporach z Mołdawią było odstąpienie od niej. Kiszyniów ostatecznie zawarł porozumienie z Moskwą na temat zasad dostaw gazu. Jak pan je ocenia?
Mówiąc najprościej, cieszymy się, że nie zamarzniemy tej zimy. Jesteśmy dość zadowoleni z ustalonej ceny, dwukrotniej niższej niż rynkowa. Dobrą wiadomością jest to, że nasz dług wobec Gazpromu zostanie oszacowany przez międzynarodowego audytora i nie będziemy skazani na kwoty podawane przez Gazprom. Kontrakt zawarto na pięć lat. Mam nadzieję, że w tym czasie uda nam się uniezależnić od Rosji, bo przez 30 lat nie zrobiono nic. Gdy Gazprom zagroził odcięciem dostaw, nie mieliśmy nawet metra sześc. gazu w zbiornikach w Rumunii i na Ukrainie (własnych nie mamy). A jeśli dodać do tego uzależnienie od dostaw prądu z elektrowni w Naddniestrzu, która została w budzący wątpliwości sposób kupiona przez Rosjan, oznacza to ogromny poziom uzależnienia. Mam nadzieję, że w ciągu dwóch lat uda nam się zbudować linię wysokiego napięcia do Rumunii. Właśnie podpisaliśmy umowę, a powinniśmy byli to zrobić 20-30 lat temu. Kończymy budowę połączenia gazowego z Rumunią, co też powinno być dawno zrobione. Obecnie nie mieliśmy alternatywy wobec kontraktu z Gazpromem, ale mam nadzieję, że za pięć lat więcej będzie zależeć od nas. Poza budową połączeń transgranicznych musimy zwiększyć efektywność energetyczną gospodarki, potencjał produkcji ze źródeł odnawialnych i kupować gaz z innych źródeł, nawet gdyby był nieco droższy. Nie wolno dłużej utrzymywać monopolu.
W trakcie jesiennego kryzysu zorganizowaliście kilka szybkich przetargów na dostawy gazu, kilka wygrało polskie PGNiG. Polska wspiera was dyplomatycznie, 24 sierpnia prezydenci Andrzej Duda i Wołodymyr Zełenski gościli na obchodach rocznicy uzyskania niepodległości. Co może zrobić Polska, by wesprzeć was na ścieżce reform?
To był pierwszy raz w historii Mołdawii, gdy kupiliśmy gaz nie od Gazpromu. To pokazało, że mamy przyjaciół w regionie, na których możemy polegać. Mam nadzieję, że ta przyjaźń będzie procentować, np. w sferze gospodarki i inwestycji. Na pewno pomoże nam kredyt warty 100 mln euro, na dobrych, preferencyjnych warunkach, który zaoferowała Warszawa. Zintensyfikowaliśmy kontakty polityczne z Polską, w tym te na najwyższym szczeblu. DCFTA/AA daje potencjał do wykorzystania. Możemy szukać współpracy w dziedzinie obronności, choć Mołdawia jest państwem neutralnym.
Nie zamierzacie wchodzić do NATO?
Członkostwo w NATO jest poza porządkiem dziennym. Po pierwsze, jesteśmy państwem neutralnym, a po drugie, sondaże pokazują, że tylko co czwarty Mołdawianin chciałby akcesji. To nie znaczy, że nie chcemy współpracować. Chcemy, tak jak wiele innych europejskich państw neutralnych. Liczymy na pomoc NATO w utylizacji przeterminowanych pestycydów, które zalegają w magazynach od czasów ZSRR. Nasi żołnierze uczestniczą w rozmaitych szkoleniach, w których pomaga Sojusz. Biorąc pod uwagę, że nasz budżet na obronę jest bardzo mały, tego typu wsparcie trudno przecenić.
Jaka jest wasza strategia wobec Naddniestrza?
Nie ma rozwiązania innego niż dyplomatyczne. Proces negocjacyjny jest trudny i frustrujący, ale nieunikniony. Polska 1 stycznia przejmuje przewodnictwo w OBWE. Liczymy na powrót do formatu 5+2 (OBWE, Rosja i Ukraina oraz Mołdawia i Naddniestrze - red.) i na przekonanie strony naddniestrzańskiej do poważnych rozmów o tzw. III koszyku, czyli o rozwiązaniu politycznym. Można dyskutować o stopniu autonomii, ale tylko w ramach uznanych międzynarodowo granic Mołdawii. Mam nadzieję, że Rosja okaże się wiarygodnym partnerem w tych rozmowach. Liczymy też na Ukrainę, która po 2014 r. sama wie, jak ważna jest kontrola granicy. To ważne także z punktu widzenia transformacji energetycznej, bo na razie płacimy za prąd elektrowni w Naddniestrzu, która z kolei nie płaci Rosjanom za gaz, co powiększa dług Mołdawii. Obiektywnie rzecz biorąc to najłatwiejszy do rozwiązania zamrożony konflikt w regionie. Naddniestrze jest zintegrowane z rynkiem europejskim. Eksportuje do UE więcej niż do Rosji. Wcześniej czy później powinno to doprowadzić do refleksji politycznej na temat modelu integracji. Co oczywiście nie nastąpi, dopóki będą tam obecni rosyjscy żołnierze.
Co prowadzi do pytania, czy jakiekolwiek korzystne dla Mołdawii rozwiązanie konfliktu byłoby akceptowalne dla Rosji.
Upierałbym się, że takie rozwiązanie byłoby korzystne także dla Rosji, jeśli chce ona pokazać światu, że jest odpowiedzialnym graczem. Znaczący zakres autonomii powinien zostać zaakceptowany, ale nie federalizacja Mołdawii, której zaakceptować nie możemy. Półżartem można zapytać mieszkańców Naddniestrza, czy chcieliby żyć w federacji takiej jak Rosja, czy raczej w państwie z dewolucją kompetencji jak Wielka Brytania. To ważne także dla Ukrainy, bo rozwiązanie konfliktu w Naddniestrzu może posłużyć jako wzór dla Donbasu. Złe rozwiązanie też.
Rosja zgodzi się na rozwiązanie konfliktu, jeśli Naddniestrze dostanie prawo weta w sprawach związanych z polityką zagraniczną czy obronną.
Taka logika płynęła z memorandum Dmitrija Kozaka z 2003 r. Dlatego nie zostało ono zaakceptowane, chociaż prezydentem był wtedy Vladimir Voronin.
Voronin wahał się do ostatniej chwili.
Rosjanie wiedzą, że takie rozwiązanie nie jest możliwe i jako pragmatyczny gracz powinni wziąć to pod uwagę.