Najświeższym przykładem jest Litwa. Nic, co jest produkowane nad Niemnem, nie może wjechać obecnie do Państwa Środka, ponieważ kraj został usunięty z chińskiej bazy deklaracji celnych – bezprecedensowy ruch, który uniemożliwia dopełnienie formalności na granicy. Co więcej, Pekin zaczął naciskać na międzynarodowe firmy, aby porzuciły swoich litewskich dostawców, jeśli chcą dalej sprzedawać za Wielkim Murem.
Najświeższym przykładem jest Litwa. Nic, co jest produkowane nad Niemnem, nie może wjechać obecnie do Państwa Środka, ponieważ kraj został usunięty z chińskiej bazy deklaracji celnych – bezprecedensowy ruch, który uniemożliwia dopełnienie formalności na granicy. Co więcej, Pekin zaczął naciskać na międzynarodowe firmy, aby porzuciły swoich litewskich dostawców, jeśli chcą dalej sprzedawać za Wielkim Murem.
– Chińczycy od kilku miesięcy wymyślają coraz to nowe sposoby, żeby dosięgnąć kraj gospodarczo. Zwykle uderzali w eksporterów danego państwa, ale w przypadku Litwy byłoby to mało skuteczne, bo tylko 1 proc. litewskiego eksportu idzie do Chin – mówi Jakub Jakóbowski z Ośrodka Studiów Wschodnich. Stąd nietypowe działania, o których mowa wyżej. – W przypadku deklaracji celnych nie za bardzo wiadomo, co z takim fantem zrobić, bo przecież takich działań nie uwzględniają procedury Światowej Organizacji Handlu – dodaje ekspert.
Dlaczego Pekin obrał za cel Litwę? Pod przewodnictwem energicznego ministra spraw zagranicznych Gabrieliusa Landsbergisa (złożył w piątek dymisję w niezwiązanej sprawie) Wilno postanowiło bowiem zaostrzyć kurs wobec Chin. Kraj najpierw wycofał się z formatu 17+1 – forum dyplomatycznego, za pomocą którego Pekin utrzymywał stosunki z państwami Europy Środkowej i Wschodniej. To pewnie Chińczycy jakoś by przełknęli. Jakby tego było jednak mało, niedawno w Wilnie zostało otwarte przedstawicielstwo dyplomatyczne Tajwanu. Problem polega na tym, że wszędzie (także u nas) takie placówki nazywają się przedstawicielstwami Tajpej. Użycie nazwy „Tajwan” sugeruje uznanie tamtejszych władz, co stoi w sprzeczności z polityką jednych Chin.
– Pekin zaczął więc naciskać na zagraniczne korporacje. Mówią tak: albo my, albo Litwa. Jeśli będziecie kupować litewskie komponenty, to nie macie prawa sprzedawać u nas – mówi Jakóbowski. Na razie nie padają nazwy konkretnych firm, chociaż Vidmantas Janulevičius, przedstawiciel jednej z organizacji zrzeszających litewski biznes, stwierdził w ubiegłym tygodniu, że ofiarą nacisków padła jedna z firm europejskich. – Już teraz niektóre firmy wykorzystujące litewskie komponenty sygnalizują nam, że pozrywano z nimi kontrakty – powiedział agencji Reuters Mantas Aldomenas, wiceminister spraw zagranicznych Litwy.
Kolejnym krajem, który dosięgnął handlowy gniew Pekinu, jest Australia. Zaczęło się niewinnie – w ubiegłym roku premier tego kraju zasugerował, że przydałoby się powołanie niezależnej komisji, która miałaby wyjaśnić pochodzenie SARS-CoV-2. Między wierszami kryła się sugestia, że należałoby się przyjrzeć także tezie o nienaturalnym pochodzeniu wirusa. Innymi słowy mówiąc, czy za początkiem pandemii nie stoją chińskie laboratoria. Pekin na samą sugestię zareagował oburzeniem i postanowili ukarać Australijczyków, obkładając sankcjami niektóre produkty, jakie do Państwa Środka trafiają z antypodów, w tym wołowinę, wino, bawełnę i węgiel.
I chociaż australijski eksport do Chin radzi sobie całkiem nieźle (w tym roku wzrósł o 24 proc.), to alergiczna wręcz reakcja władz w Pekinie kazała przemyśleć politykom na antypodach stosunki z Państwem Środka. Jednym z efektów tego jest zbliżenie ze Stanami Zjednoczonymi, a jego wyrazem chociażby zawarty niedawno sojusz na rzecz wspólnego rozwoju okrętów podwodnych z napędem atomowym. Wcześniej Canberra starała się trzymać – przynajmniej oficjalnie – mniej więcej równy dystans między Waszyngtonem a Pekinem.
Chiny zorganizowały niedawno również bojkot konsumencki popularnych na Zachodzie marek odzieżowych, które zobligowały się publicznie do niewykorzystywania w swojej produkcji bawełny z Sinciangu – zamieszkałej przez muzułmanów prowincji kraju, w której dochodzi do licznych naruszeń praw człowieka. Na celowniku chińskich władz znalazł się m.in. potentat branży fast fashion, firma H&M. Jeszcze wcześniej Pekin postanowił zakazać importu norweskiego łososia. Stało się to po tym, jak pokojową Nagrodę Nobla w 2010 r. otrzymał dysydent Liu Xiaobo. Sankcje trały kilka lat, ostatecznie zniesiono jest w 2018 r.
Konflikt z Litwą jest o tyle ciekawy, że stanowi także test dla europejskiej dyplomacji – w końcu naciski na porzucanie dostawców oznaczają, że jeden kraj UE jest traktowany znacznie gorzej niż pozostałe. „Unia Europejska jest gotowa, aby przeciwstawić się różnym typom nacisków politycznych wymierzonym w każde państwo członkowskie. Wydarzenia w relacjach każdego państwa członkowskiego z Chinami mają wpływ na całość stosunków dyplomatycznych między Wspólnotą a Państwem Środka” – napisali parę dni temu we wspólnym oświadczeniu szef unijnej dyplomaci Josep Borell oraz wiceprzewodniczący Komisji ds. Handlu Valdis Dombrovskis.
– Wydaje mi się, że Pekinowi nie chodzi nawet o ukaranie Litwy, tylko zrobienie z tego kraju przykładu dla innych, którzy chcieliby się Chinom w podobny sposób postawić. W myśl chińskiego przysłowia „zabić kurczaka, żeby wystraszyć małpę” – mówi Jakóbowski. ©℗
Pekin naciska na międzynarodowe firmy, by porzuciły swoich litewskich dostawców
Pozostało
81%
treści
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama