Wielka Brytania i UE chcą rozmawiać. Ale siadają do stołu z radykalnie różnymi postulatami.

Punktem wyjścia są problemy z wymianą towarową między Irlandią Północną a resztą Zjednoczonego Królestwa. Większość produktów przekraczających Morze Irlandzkie musi być poddana kontroli, ponieważ wjeżdża do innego obszaru celnego. To pokłosie porozumienia brexitowego, na mocy którego Irlandia Północna pozostała członkiem jednolitego rynku, chociaż Zjednoczone Królestwo opuściło Unię Europejską.
Chodziło o uniknięcie tego, że po brexicie między dwiema Irlandiami powróci tzw. twarda granica – czyli posterunki celne itd. Efekt uboczny jednak jest taki, że wprowadzone procedury powodują zaburzenia w obrocie gospodarczym.
W ubiegłym tygodniu Komisja Europejska zaproponowała pakiet zmian, które mają w znaczący sposób uprościć wymianę towarową Londynu z Belfastem. Odpowiedzialny za te kwestie komisarz Maroš Šefčovič chwalił się, że wywracają do góry nogami unijne przepisy celne i fitosanitarne. Nad Tamizą przyjęto je ciepło, ale o porozumienie łatwo nie będzie, ponieważ żądania strony brytyjskiej nie ograniczają się wyłącznie do procedur celnych. Politycy w Londynie nie ukrywają, że zależy im na renegocjowaniu całego protokołu dotyczącego Irlandii Północnej. Bruksela, a także niektóre państwa członkowskie (np. Niemcy) wskazują, że takiej możliwości nie ma.
Brytyjczyków uwiera szczególnie to, że na straży przepisów zapisanych w protokole stoi Trybunał Sprawiedliwości UE. David Frost, odpowiedzialny z brytyjskiej strony za negocjacje brexitowe, wielokrotnie wspominał, że chciałby to zmienić; propozycja taka znalazła się także w oficjalnym stanowisku rządu w Londynie dotyczącym Irlandii Północnej opublikowanym w lipcu. Na razie po stronie unijnej nikt nie odniósł się do tego pomysłu przychylnie.
Londyn wie, że jego pozycja przetargowa w tej sprawie nie jest silna. Zarówno premier Boris Johnson, jak i David Frost grożą więc jednostronnym zawieszeniem całego protokołu. Umożliwia to ze względów gospodarczych czy społecznych art. 16 dokumentu. Manewr taki jest jednak raczej traktowany jako „opcja nuklearna”. Z pewnością spotkałby się z odpowiedzią ze strony europejskiej.
Brytyjczycy mówią, że chcieliby w sprawie Irlandii Północnej dogadać się w kilka tygodni. Porozumienie miałoby być gotowe przed Bożym Narodzeniem. Biorąc jednak pod uwagę rozbieżność stanowisk, to się może nie udać. Dziennik „The Guardian” namawiał premiera Johnsona, żeby po prostu zgodził się na propozycje Brukseli, bo są „hojne”. „Jeśli szef rządu je odrzuci, to pokaże, że zamiast rozwiązań preferuje konflikt” – podsumował dziennik.
Rozmowy Londynu z Brukselą komplikują też inne sprawy. Francuski prezydent Emmanuel Macron zagroził w ubiegłym tygodniu, że odetnie dostawy energii elektrycznej na wyspę Jersey. Punktem sporu jest dostęp francuskich rybaków do brytyjskich łowisk – kolejna z kwestii, przed którymi stanęli negocjatorzy porozumienia brexitowego. W weekend „The Sunday Telegraph” opublikował wywiad, w którym Dominic Raab, brytyjski minister sprawiedliwości, zapowiedział zmiany w prawie mające na celu ograniczyć wpływ wyroków Europejskiego Trybunału Praw Człowieka na terenie Zjednoczonego Królestwa.