Po druzgocącej porażce w wyborach parlamentarnych w niemieckiej CDU dojdzie do kadrowego trzęsienia ziemi. Szanse na udział w przyszłym rządzie są minimalne.

Wynik był najgorszy w historii. We wrześniowych wyborach do Bundestagu na Unię Chrześcijańsko Demokratyczną (CDU) i jej bawarską partię siostrę Unię Chrześcijańsko-Społeczną zagłosowało tylko nieco ponad 24 proc. wyborców (w 2017 było to 33 proc.). Wygrała socjaldemokratyczna SPD z wynikiem 25,7 proc. i to politycy tej partii prowadzą teraz wstępny dialog o utworzeniu koalicji rządzącej z zielonymi i liberałami z FDP. Być może już od poniedziałku rozpoczną się właściwe rozmowy, a powołanie nowego gabinetu z kanclerzem Olafem Scholzem na czele możliwe jest jeszcze w grudniu.
Za to wśród chadeków przyszedł czas rozliczeń. Kanclerz Angela Merkel już dawno zapowiedziała, że przechodzi na polityczną emeryturę i ten problem już nie jest na jej głowie. Kilka dni temu z mandatów poselskich zrezygnowali ministrowie jej rządu: obrony Annegret Kramp Karrenbauer i gospodarki Peter Altmaier. Oni dostali się do Bundestagu z krajowej listy partyjnej w Saarze, ale w swoich jednomandatowych okręgach wyborczych przegrali. – CDU musi postawić na przyszłość. Wraz z Peterem Altmaierem chcemy się do tego przyłożyć i dlatego rezygnujemy z naszych mandatów – wyjaśniła polityczka na Twitterze. Ich miejsca zajmą politycy znacznie młodsi: Nadine Schon i Markus Uhl.
W poniedziałek sekretarz generalny CDU Paul Ziemiak poinformował, że cały zarząd partii zostanie wybrany ponownie. 30 października mają się zebrać szefowie okręgów, których jest ponad 300 i dwa dni później przedstawić datę kongresu oraz sposób, w jaki zostaną wybrane nowe władze. To jest o tyle istotne, że szeregowi członkowie mogą mieć inne preferencje co do tego, kto powinien być szefem formacji niż delegaci partyjni – tych jest ponad 1 tys., na początku roku wybrali oni na przewodniczącego CDU Armina Lascheta. Ten polityk, który był również kandydatem chadeków na kanclerza, jeszcze nie ogłosił swojej dymisji i chce brać udział w zmianach w partii. Jego jedyną nadzieją na polityczny ratunek byłoby zerwanie rozmów koalicyjnych i powrót CDU do gry o rząd, na co szanse są minimalne. Dalszych szans na przywództwo wśród chadeków praktycznie nie ma.
Kto je ma? – Obecnie najbardziej wyrazistym kandydatem na szefa chadecji jest Friedrich Merz, ale to w żaden sposób nie przesądza, że to właśnie on zostanie wybrany – mówi Lidia Gibadło z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. Merz przegrał styczniową batalię o przywództwo z Laschetem i jest od niego zdecydowanie bardziej na prawo, często krytykował kanclerz Merkel, m.in. za zbyt szybkie odejście od energetyki jądrowej. Wśród możliwych kandydatów do władz partii są też m.in. kojarzony z konserwatywnym skrzydłem minister zdrowia Jens Spahn czy także ubiegający się o przywództwo w partii na początku roku bardziej centrowy Norbert Rottgen.
– W partii pojawiają się głosy, że CDU powinna przemyśleć swój podstawowy program. Większość członków chce wrócić do tzw. konserwatywnych korzeni, ale trudno powiedzieć, jakby to miało wyglądać, bo wyborcy CDU odpływają głównie do Zielonych i socjaldemokracji czy w lewą stronę, a nie w prawą – tłumaczy Lidia Gibadło.
O tym, że nic nie jest przesądzone, jest przekonana również dr Anna Kwiatkowska z Ośrodka Studiów Wschodnich. – Na razie chadecy wydają się w rozsypce. To, w którą stronę partia pójdzie, programowo zależeć będzie od nowych władz, których składu na razie przewidzieć się nie da – wyjaśnia dyrektorka Zespołu Niemiec i Europy Północnej.
Nie wiadomo też, jakie konsekwencje spotkają szefa CSU Markusa Soedera, który w trakcie kampanii rzucał kłody pod nogi Lascheta. Choć w Bawarii chadecy mieli wynik lepszy niż w skali całego kraju i jego przywództwo w tym kraju związkowym nie jest zagrożone, to działacze CDU, choćby symbolicznie, będą chcieli się odegrać. Po 16 latach rządzenia Republiką Federalną wśród chadeków przyszedł czas odnowy. Czas nagli, ponieważ w już w pierwszej połowie roku mają się odbyć wybory regionalne w trzech krajach związkowych, gdzie rządzą, m.in. w największej, liczącej prawie 20 mln mieszkańców Nadrenii Północnej-Westfalii.