Na okładce wtorkowego wydania państwowego dziennika „Minskaja prauda” przedstawiono Andrzeja Dudę wystylizowanego na Adolfa Hitlera i nazwano polskich pograniczników określeniami nawiązującymi do niemieckich oddziałów z czasów II wojny światowej. To kolejny przejaw propagandowej ofensywy białoruskich władz wymierzonej w Warszawę w akcie zemsty za pomoc udzielaną prześladowanym przeciwnikom władz.

„Minskaja prauda” to organ władz obwodu mińskiego. W ostatnich tygodniach to pismo prezentuje najbardziej obelżywe treści wymierzone w kraje i grupy uznawane przez Alaksandra Łukaszenkę za wrogie.
W ten sposób propaganda opisała wywołany przez Łukaszenkę kryzys migracyjny na granicy z UE. Ale to niejedyny taki przypadek w ostatnich dniach. Okazją do ataków na Polskę była też rocznica radzieckiej agresji, którą w tym roku ogłoszono na Białorusi Dniem Jedności Narodowej. Ta sama „Minskaja prauda” nazwała 17 września 1939 r. „historyczną sprawiedliwością”, zaś gloryfikujący Stalina artykuł o „zjednoczeniu Białorusi Zachodniej z Białoruską SRR” skończył się nawiązaniami do współczesności. „Próba prowadzenia w naszym kraju polityki poza sojuszem z Rosją będzie na rękę tylko polskiej szlachcie, która we śnie widzi naszą republikę jako swoją wschodnią kolonię” – pisał Symon Darożny.
W tym samym numerze Illa Biahun zastanawiał się, czy Białoruś powinna zająć zbrojnie Wilno i „ile kosztowałaby Białoruś odbudowa litewskiej gospodarki”. Podobne rewizjonistyczne treści nie mogły pojawić się przypadkowo, skoro w dniu publikacji Łukaszenka wspomniał, że „Białystok i Białostocczyzna to białoruskie ziemie, a Wilno to też białoruskie miasto, jak i ziemie wokół niego”, choć zarazem zapewnił, że „my przecież o tym nie mówimy”. Wcześniej przedstawiciele reżimu z Łukaszenką na czele dowodzili, że to Polska i Litwa zagrażają integralności terytorialnej Białorusi. Przed rokiem Mińsk ogłaszał nawet przesunięcie wojsk w kierunku Grodna, by „odstraszyć blok NATO od agresji”.
Od jednego z antypolskich tekstów ostatnich tygodni władze się odcięły. Adresatem mocno zawoalowanych przeprosin nie była jednak Polska, lecz Watykan. Stolica Apostolska utrzymuje z Białorusią poprawne stosunki, a nowy nuncjusz apostolski arcybiskup Ante Jozić jako jeden z niewielu zachodnich dyplomatów już po wyborach z sierpnia 2020 r. złożył na ręce Łukaszenki listy uwierzytelniające, czym de facto, wbrew zachodniej praktyce, uznał go za legalnego prezydenta. 9 września szef MSZ Uładzimir Makiej spotkał się z Joziciem i powiedział, że „próby rozpalania nienawiści na tle religijnej są niedopuszczalne”.
Do spotkania doszło w reakcji na protest katolickich hierarchów związany z okładką „Minskiej praudy” z 7 września, na której krzyż na piersiach księdza zmienia się w swastykę. „Biskupi Kościoła rzymskokatolickiego na Białorusi mają nadzieję, że odpowiednie organy władzy państwowej wydadzą należną ocenę prawną tej karykaturze” – czytamy w komunikacie sformułowanym przez biskupa Alaksandra Jaszeuskiego, kierującego kościelną komisją ds. edukacji katolickiej i katechizacji.
„W 2020 r. polsko-szlachecki rząd Mateusza Morawieckiego razem z Tadeuszem Kondrusiewiczem (ówczesnym zwierzchnikiem białoruskiego Kościoła, który w wyniku nacisków władz w Mińsku przeszedł ostatecznie na emeryturę – red.) kontynuował politykę destabilizacji sytuacji na Białorusi. Obaj stawali w obronie protestujących pod profaszystowską biało-czerwono-białą flagą, żądając »przestrzegania praw pokojowych demonstrantów«” – pisał filozof Leu Krysztapowicz.
Budowanie skojarzeń z faszyzmem ma też kontekst wewnętrzny. Przebywający w areszcie działacze Związku Polaków na Białorusi Andżelika Borys i Andrzej Poczobut są formalnie oskarżeni o „rehabilitację nazizmu” i „podżeganie do konfliktów na tle narodowościowym”.