Coraz więcej cudzoziemców próbuje przekroczyć polską granicę po tym, jak Litwa aktywnie stawia im tamę. – Powrót do kraju pochodzenia to najlepsza opcja. Do Niemiec nie dojedziecie – mówi szef litewskiego MSZ

Od 1 do 8 sierpnia Straż Graniczna zatrzymała na granicy z Białorusią 487 osób, które przekroczyły ją bez dokumentów – wynika z danych, które otrzymaliśmy od Komendy Głównej SG. To niemal dokładnie tyle, ile w całym ubiegłym roku. Liczba takich incydentów zaczęła rosnąć szczególnie szybko, odkąd Litwa zaczęła wypychać nieudokumentowanych migrantów z powrotem na Białoruś.
Jak wynika z lektury bliskowschodnich forów internetowych, osoby organizujące przerzut migrantów przez Białoruś do Europy uznały granicę z Polską za trudniejszą do sforsowania niż z Litwą i Łotwą ze względu m.in. na konieczność przepłynięcia Bugu na terenie chronionym przez Oddział Nadbużański. W efekcie państwem pierwszego wyboru dla migrujących stała się Litwa. Aktywne działania tamtejszych pograniczników, choć ostro krytykowane przez obrońców praw człowieka jako pozostające w sprzeczności z międzynarodowymi zobowiązaniami Wilna, sprawiły, że ta droga straciła jednak swoje atuty. Stąd wzrost liczby chętnych do przejścia granicy z Polską (a także Łotwą, która wprowadziła już na terenach przygranicznych reżim sytuacji nadzwyczajnej).
W czwartek minister spraw wewnętrznych i administracji Mariusz Kamiński napisał list do funkcjonariuszy SG. „Strzeżecie naszych granic oraz zarazem zewnętrznej granicy Unii Europejskiej – to odpowiedzialne zadanie. W tym jubileuszowym roku przyszedł dla Was wyjątkowy czas próby. Od kilku tygodni stawiacie opór presji migracyjnej na granicy polsko-białoruskiej. Mam pełne zaufanie do działań, jakie podejmujecie” – czytamy. Ta presja może wzrosnąć, jeśli Alaksandrowi Łukaszence – który nie ukrywa, że kryzys migracyjny jest zemstą za sankcje nakładane przez państwa UE – uda się uruchomić kolejny szlak przerzutowy, tym razem z opanowywanego w błyskawicznym tempie przez talibów Afganistanu.
Litwa tymczasem przygotowuje się do operacji wywozu do krajów pochodzenia – zwłaszcza do Iraku – tych migrantów, którzy nie uzyskają statusu uchodźcy. Według danych z 15 sierpnia od początku roku na Litwie zatrzymano 4122 osoby, które nielegalnie przeszły granicę z Białorusią. Wśród nich było 2799 Irakijczyków.
fot. Wojtek Górski
Gabrielius Landsbergis, minister spraw zagranicznych Litwy, lider współrządzącego Związku Ojczyzny
Irackie linie lotnicze obiecały zawieszenie lotów na Białoruś. Nie wiadomo jednak, jak długo ta decyzja się utrzyma.
Sytuacja może się szybko zmienić. Najlepszym wyjściem dla władz Iraku byłaby samodzielna ocena sytuacji. Nam mówią, że z ich punktu widzenia ci ludzie są zwykłymi turystami. Mają paszporty, wizy i lecą oficjalnym lotem. Ale z naszej perspektywy 70–90 proc. pasażerów to ludzie, którzy mają intencję przekroczenia granicy z UE.
Przecież intencji nie da się zweryfikować.
Nie ma takiej możliwości. Na dziś najlepszym rozwiązaniem jest zawieszenie lotów z Bagdadu i Stambułu.
Litwa zmieniła prawo, pozwalając pogranicznikom na wypychanie migrantów na Białoruś. Ale Białorusini nie wpuszczają ich z powrotem do siebie.
Dajemy tym ludziom możliwość, by działali legalnie. Zachęcamy do zgłaszania się na przejścia graniczne i do placówek dyplomatycznych. W istocie więc rozszerzyliśmy możliwość legalnego starania się o azyl. Ale mamy też traktatowy obowiązek ochrony granicy litewskiej i europejskiej. Po stronie białoruskiej sytuacja jest inna. Tamtejsi pogranicznicy niedawno bili opozycjonistów. Zakres narzędzi do ich dyspozycji jest szerszy, niż Litwa będzie kiedykolwiek posiadać. Stąd przekaz do Irakijczyków: wasi ludzie kończą w rękach tych bandytów. Nie chcecie tego. Irak powinien ten przekaz rozpowszechnić. My też to robimy.
Nie boi się pan o wizerunek Litwy? Czasem było słychać o ambicjach prezentowania kraju jako humanitarnego mocarstwa. To nie licuje z fizycznym wypychaniem migrantów z kraju czy odbieraniem im prawa do odwoływania się od decyzji.
Ależ my rozszerzamy ich prawa. Litwa w ciągu ostatnich kilku lat wydała 2 tys. wiz humanitarnych. Pozostajemy otwarci dla osób, które legalnie szukają schronienia. Środki, które stosujemy, nie są wymierzone w ludzi poszukujących ochrony z powodów humanitarnych. Są wymierzone w Łukaszenkę, który wykorzystuje ich jako broń. Dlatego używamy terminu „weaponised migration”, migracji używanej jako broń.
Jest pan gotów do handlu z Alaksandrem Łukaszenką? Zniesienie sankcji w zamian za ograniczenie migracji.
Nie mówiłbym o handlu. Zaproponowaliśmy kilka pomysłów na kolejne sankcje. Jeśli sytuacja się zmieni, nie będzie potrzeby ich wprowadzania. Furtka pozostaje otwarta, bo większość urzędników w Brukseli jest na wakacjach i dopiero we wrześniu będą podejmowane decyzje polityczne. Jeśli on chce dodatkowych ciosów w gospodarkę, to je otrzyma.
Co zrobić z 4 tys. ludzi, którzy już są na Litwie? Byłem w obozie pod Rudnikami. Już teraz nie jest łatwo mieszkać w namiotach, gdy pada deszcz. Tymczasem nadchodzi zima.
To trafna fraza. Na razie warunki pogodowe można wytrzymać. Ale za kilka miesięcy sytuacja zmieni się radykalnie. Informujemy migrantów o pogodzie w tym pod innymi względami czarującym kraju, jakim jest Litwa. Ale nasza pogoda nie wybacza. Otrzymujemy liczne wnioski o powrót.
Jak liczne? Dziesiątki? Setki?
Co najmniej dziesiątki, ale ta liczba rośnie, bo nasz komunikat powoli się rozpowszechnia. To jest wasz ostatni przystanek.
Nie dojedziecie do Niemiec.
Nie dojedziecie. Bo i Polska nie jest zbyt przyjaznym krajem pod tym względem. Obóz to ostatnie miejsce, do którego możecie trafić. Ktoś może uciec, to się zdarza, ale Polacy go zawrócą. To też się już zdarzało. I my go przyjmiemy, bo takie są nasze zobowiązania. Powrót do kraju pochodzenia to najlepsza opcja. I prosta; są różne instytucje, które w tym pomagają. Jest nawet oferowana pewna kwota pieniędzy. To nieidealne, ale optymalne wyjście. Chcielibyśmy odesłać migrantów z powrotem i liczymy w tej kwestii na europejskie wsparcie.
Rozważacie prośbę o relokację do innych państw UE?
Tak. Premier powiedziała, że jeśli sytuacja dramatycznie się pogorszy – przestaniemy sobie radzić albo Łukaszenka uruchomi nowe szlaki, np. z Pakistanu, gdzie mieszka 200 mln ludzi – to będzie jedyna możliwość. Jesteśmy wdzięczni za pomoc. Ale pół roku temu wsparcie w postaci 500 namiotów byłoby kilkukrotnie większe niż wyobrażalne potrzeby. Teraz może wystarczyć na kilka dni. Gdyby szlak nie został zamknięty, do końca września mielibyśmy 80 tys. migrantów.
Nie macie gdzie ich umieścić?
Nikt nie ma, poza krajami Europy Południowej, które mają wyspy, gdzie można łatwo zaaranżować wyspecjalizowane obozy dla migrantów. Dla liczącej 2,5 mln mieszkańców Litwy, która nigdy nie była krajem pierwszego wyboru dla migrantów, to ogromne wyzwanie.
Obecny polski rząd był największym przeciwnikiem relokacji. Nie boicie się konfliktu z Warszawą na tym tle?
Na razie to mocno hipotetyczne pytanie. Nasi premierzy odbyli bardzo konstruktywną rozmowę. Sam widziałem się z ministrem Zbigniewem Rauem. Otrzymujemy od Polski wszelką możliwą pomoc. Powinniśmy wspólnie powstrzymać napływ migrantów.
Rozmawiałem z przedstawicielami władz lokalnych na Wileńszczyźnie. Wszyscy skarżyli się na problemy komunikacyjne. O ważnych decyzjach dowiadywali się z mediów.
Podczas sytuacji nadzwyczajnych trzeba działać błyskawicznie. Rząd stara się komunikować decyzje tak szybko, jak to możliwe. Jeśli chodzi o Dziewieniszki (władze chciały umieścić tam ośrodek dla migrantów, ale mieszkańcy skutecznie oprotestowali pomysł – red.), oświadczyliśmy, że potrzebujemy należącego do rządu budynku tylko do 1 września, wyłącznie dla rodzin z dziećmi. Mówiliśmy o 500 osobach, potem obniżyliśmy tę liczbę do 250, wreszcie do 100. Teraz te rodziny mieszkają w strażnicach Straży Granicznej, która musi pilnować ich zamiast granicy. Oni (samorządy – red.) zawsze używają tego samego argumentu o braku komunikacji. Jeśli naprawdę nie chcesz czegoś zrobić i masz opozycyjne siły polityczne, które cię wspierają, zawsze możesz powiedzieć, że szwankowała komunikacja.
Oskarża pan Akcję Wyborczą Polaków na Litwie Waldemara Tomaszewskiego o wykorzystywanie kryzysu w celach politycznych?
Oczywiście. Chociaż pan Tomaszewski zmienił stanowisko po wydarzeniach w Rudnikach (policja starła się tam z blokującymi dojazd do obozu dla migrantów – red.) i powiedział, że popiera umiejscowienie tam obozu. Może ktoś go do tego nakłonił, ale to radykalna zmiana, o 180 stopni.
Wiele przygranicznych samorządów jest lojalnych wobec AWPL. Czy rząd w tej sytuacji utrzymuje chociaż roboczy kontakt z Tomaszewskim?
To zadanie MSW, które odpowiada za politykę regionalną. Sądzę, że w ten czy inny sposób utrzymuje taki kontakt.
Rozmawiał w Wilnie Michał Potocki