Objęcie władzy przez Ra’isiego może zniweczyć plany Joego Bidena, który chciał zmniejszyć zaangażowanie Stanów Zjednoczonych w regionie.

Stany Zjednoczone konsekwentnie wycofują wojska z Bliskiego Wschodu. Podczas niedawnego spotkania z premierem Iraku Mustafą al-Kazimim prezydent Joe Biden potwierdził, że Amerykanie opuszczą ten kraj do końca roku. Na miejscu pozostaną wyłącznie doradcy i szkoleniowcy. To kolejny krok po decyzji o wyjeździe z Afganistanu i wycofaniu setek żołnierzy rozmieszczonych w takich krajach, jak Jordania czy Kuwejt.
Amerykański magazyn „Foreign Policy” pisze, że wysiłki Bidena zmierzające do ograniczenia zaangażowania w tym regionie przypominają działania jego poprzedników. Próbując wycofać się z Bliskiego Wschodu i koncentrować na łatwiejszych do opanowania zagrożeniach w innych częściach świata, mieli jedynie sytuację pogarszać. Tak dzieje się już w przypadku Afganistanu. Odkąd amerykańscy żołnierze zaczęli go opuszczać, w kraju doszło do całkowitej destabilizacji i przejęcia kontroli nad większością prowincji przez talibów.
Z powrotem na Bliski Wschód Amerykanów przyciągnąć może jednak świeżo zaprzysiężony prezydent Iranu Ebrahim Ra’isi. 60-letni polityk jest postrzegany jako egzekutor, który poprzez koncentrację na relacjach z Zachodem będzie dążyć do tłumienia niezadowolenia społecznego. Iran zmaga się z niekontrolowaną inflacją, malejącymi dochodami, przerwami w dostawie prądu i niedoborami wody, które wywołały w ostatnich tygodniach spore protesty. A dla Teheranu wrogie stosunki z USA zawsze działały jak najlepsze społeczne spoiwo. Ryzyko wybuchu konfliktu zbrojnego jest niewielkie, ale nowy prezydent nie będzie tak chętny do rozmów z Amerykanami, jak jego poprzednik Hasan Rouhani.
Prezydentura Ra’isiego ma być narzędziem do scementowania dziedzictwa najwyższego przywódcy Iranu Alego Chameneiego, na które składają się wrogość wobec Zachodu, wojny zastępcze w regionie i przywiązanie do zasad rewolucji islamskiej w kraju. „Washington Post” informował niedawno, że Iran myśli już o rezygnacji z planów wymiany więźniów, dzięki której miało zostać uwolnionych czterech obywateli amerykańskich. Takie działania prawdopodobnie utrudnią powrót do umowy nuklearnej z 2015 r. Eksperci ds. Bliskiego Wschodu coraz głośniej mówią, że dla nowego przywódcy ważniejsze od zniesienia sankcji w ramach powrotu do porozumienia będzie umocnienie reżimu. „Foreign Policy” pisze, że pod rządami Ra’isiego Iran może cofnąć się nawet do początku lat 2000., kiedy zaczął intensywnie rozwijać program nuklearny.
Administracja Bidena wciąż ma jednak nadzieję, że w trakcie prezydentury Ra’isiego w Wiedniu rozpocznie się siódma runda negocjacji nuklearnych. Nowy przywódca Iranu podczas ubiegłotygodniowego przemówienia mówił co prawda, że będzie dążył do zniesienia sankcji, by uporać się z 47-procentową inflacją i wysokim bezrobociem. Zaznaczył jednak, że nie uzależni swojej polityki od woli cudzoziemców. To znaczy, że warunki, jakie postawi, mogą okazać się niemożliwe do zaakceptowania dla Amerykanów.