Nawet jeśli krajowi uda się przezwyciężyć obecny kryzys, to za rogiem może już czaić się kolejny

Lista problemów trapiących Tunezję jest długa. Chociaż Bank Światowy prognozuje, że w tym roku PKB kraju wzrośnie o 4 proc., to w ubiegłym roku gospodarka skurczyła się aż o 8,8 proc. Na wysokim poziomie utrzymuje się bezrobocie, które w niektórych regionach sięga nawet 30 proc. W ostatnich latach dług publiczny wystrzelił do poziomu 90 proc. PKB i rząd nieustannie potrzebuje kroplówki finansowej z zagranicy, aby być w stanie spłacać wcześniejsze zobowiązania.
Do tego dochodzi fatalna struktura gospodarki, w której dominuje sektor publiczny. Zatrudnia on – w kraju liczącym niecałe 12 mln mieszkańców – 680 tys. ludzi. Do tego kraj jest fatalnie zarządzany, co widać w statystykach. Przed zmianą reżimu w 2010 r. w Tunezji wyprodukowano 8,2 mln ton fosforanów (składnik m.in. nawozów sztucznych), o tyle w 2020 r. było to już tylko 3,1 mln ton.
Prezydent Kais Saied, który w ubiegłym tygodniu zdymisjonował premiera, zawiesił funkcjonowanie parlamentu i wykonał kilka innych posunięć rodzących obawy, że Tunezja schodzi z demokratycznej ścieżki obranej dekadę temu po obaleniu Zajna al-Abidina ibn Alego, zdaje się o tym wszystkim wiedzieć. Sam zresztą często wspomina, że chciałby, żeby w Tunezji żyło się lepiej. Nikt jednak dotychczas nie poznał programu gospodarczego głowy państwa, który na razie ogranicza się do deklaracji walki z korupcją.
Polityczna karuzela
Faktem jest, że za przynajmniej część problemów ekonomicznych kraju odpowiadają politycy. Od momentu obalenia w 2011 r. dyktatury kraj miał 10 premierów. Scena polityczna jest podzielona, czego przykładem jest obecny parlament. Zasiadają w nim przedstawiciele ponad 20 ugrupowań, w tym kilku mających po jednym deputowanym. Trudno w takiej sytuacji o kompromis i długofalową politykę.
Cierpią na tym inwestycje. O rozbudowie i modernizacji portu Radis – najważniejszego w kraju, przez który przechodzi 80 proc. ruchu kontenerowego – mówi się od 2012 r. Niewiele jednak w tej sprawie zrobiono, co powoduje wymierne straty. Z ubiegłorocznych ustaleń komisji parlamentarnej wynika, że nieefektywne zarządzanie portem kosztuje Tunezyjczyków – po przeliczeniu – 1,3 mld zł rocznie. A jest co poprawiać. W czerwcu 2020 r. napisał Antonius Verheijen, menedżer Banku Światowego, zwracał uwagę na sytuacje, w których zdarza się, że rozładunek i załadunek statku w porcie trwa nawet kilkanaście dni – w porównaniu z kilkoma w bardziej nowoczesnych bazach.
Kolejnym przykładem są negocjacje nad układem o wolnym handlu z Unią Europejską. Porozumienie, które Bruksela widziała jako ważny element wsparcia tunezyjskiej gospodarki, utknęło w martwym punkcie.
– Wiecznie zmienia się kadra tunezyjskich negocjatorów, a wraz z nią zmieniają się priorytety… partnerzy europejscy są już tym zmęczeni – przekonywał kilka dni temu Tarek Megerisi z Europejskiej Rady Stosunków Międzynarodowych. W efekcie cztery lata od rozpoczęcia rozmów postęp jest nikły.
Zmienność władz nie sprzyja również budowie silnych struktur państwowych. Przykładem sytuacja na biednym pograniczu, gdzie siły bezpieczeństwa stanowią jedyny, namacalny ślad obecności państwa.
– Tamtejsza ludność trudni się często handlem transgranicznym. Podczas kryzysu migracyjnego władzom w Tunisie zależało na uszczelnieniu granic, więc to źródło zarobkowania wyschło. W efekcie ludzie, którzy i tak czuli się opuszczeni przez państwo, poczuli się opuszczeni przez nie jeszcze bardziej – mówi Sara Nowacka, analityk Polskiego Instytutu Spraw Między narodowych (PISM).
Ekspertka uważa, że w Tunezji możliwe są dwa scenariusze. Pierwszy – optymistyczny – jest taki, że Saied mówi prawdę i jego działania naprawdę są tymczasowe, czyli wkrótce mianuje nowego premiera albo rozpisze wybory. – Czy uważa pani, że po sześćdziesiątce naprawdę chciałbym rozpocząć karierę dyktatora? – miał powiedzieć na potwierdzenie tych deklaracji podczas piątkowego spotkania z dziennikarką „The New York Timesa” prezydent.
– Ale nawet wówczas nie ma co liczyć, że kryzys w Tunezji uda się zażegnąć w miesiąc czy dwa. Nie powstał bowiem żaden nowy organizm polityczny, który pozwoliłby przezwyciężyć rozdrobnienie parlamentu – tłumaczy ekspertka PISM.
Scenariusz pesymistyczny zakłada zaś, że Saied będzie dążył do konsolidacji władzy. – Kraj jednak nie stanie się na powrót dyktaturą; raczej będziemy mieli do czynienia z systemem hybrydowym, z fasadowymi wyborami. Z punktu widzenia demokratyzacji to będzie jednak regres – podkreśla Nowacka.
Finansowa kroplówka
Ważne będzie również, jak wobec wydarzeń w Tunezji zachowają się europejscy partnerzy. Na razie przyjęli postawę wyczekującą.
„Europa nie może jednak czekać, aż opadnie kurz i dopiero wtedy opowiedzieć się za jedną ze stron (…) Co więcej, próżnię pozostawioną przez państwa UE wykorzystają najpewniej inne, regionalne siły, tak jak to miało miejsce w Libii” – napisał Tarek Megerisi, przypominając, jak brak zainteresowania ze strony państw UE wykorzystała u sąsiada Turcja.
Przez ostatnią dekadę Unia nie pozostawiła jednak Tunezji samej sobie. Oprócz zaproszenia do wspomnianych już rozmów nad umową o wolnym handlu, Bruksela rozdysponowała w kraju prawie 3 mld euro pomocy. Jeśli jednak kraj ma stanąć na nogi, potrzebne będzie więcej. Zanim prezydent zdymisjonował szefa rządu, ten starał się wynegocjować pożyczkę od Międzynarodowego Funduszu Walutowego opiewającą na 4 mld dol. Porozumienia nie udało się osiągnąć, a potrzeby pożyczkowe pozostały.
Na razie państwa UE starają się pomóc Tunezji w opanowaniu pandemii. Włochy wysłały na dugi brzeg Morza Śródziemnego 1,5 mln dawek szczepionek przeciw COVID-19. Kolejny milion Tunezja otrzymała z Francji. Znad Sekwany do kraju dotarły również zapasy tlenu. Milion dawek preparatu Moderny przesłały również Stany Zjednoczone w ramach inicjatywy COVAX.
Megerisi uważa, że jeśli Saied będzie miał możliwość wyjścia z obecnej sytuacji z twarzą, zrobi to. Taką sposobność dałby narodowy dialog – sytuacja nie bez precedensu w najnowszej historii Tunezji, bowiem rozmowy ponad politycznymi podziałami już raz uratowały młodą demokrację po kryzysie w 2014 r. Bez wątpienia jednak obecna sytuacja stanowi najpoważniejszy test dla kraju, który jako jedyny po arabskiej wiośnie nie pogrążył się w wojnie domowej i wyszedł z demokratycznymi instytucjami. Otwarte pozostaje pytanie, na ile jest prawdopodobne, że zwykli obywatele zaczną postrzegać te instytucje jako pracujące na ich rzecz.
Unia Europejska przyjęła postawę wyczekującą wobec Tunezji