Podczas 20-letniej misji poległo prawie 60 żołnierzy zza Odry. Dziś nikt nie uważa jej za sukces

Nie było uroczystych przemówień, galowego powitania czy wielkiej radości. Tym bardziej fajerwerków i szampana. Gdy pod koniec czerwca ostatnich 264 żołnierzy niemieckiej Bundeswehry wróciło z Afganistanu do ojczyzny, nie witała ich nawet minister obrony Annegret Kramp-Karrenbauer. Wytłumaczono, że to na życzenie żołnierzy, którzy po miesiącach rozłąki chcieli się zobaczyć z rodzinami. Poza tym sytuacja pandemiczna nie sprzyja takim wydarzeniom. Choć jedno i drugie jest zrozumiałe, wzbudziło falę krytyki.
Kilka dni przed tym powrotem w niemieckim parlamencie odbyła się debata podsumowująca wieloletnią misję. Niemcy stacjonowali głównie na północy Afganistanu, w mieście Mazar-i-Szarif, gdzie – jak na ten kraj – zwykle było spokojnie. Momentami ich baza jawiła się innym sojuszniczym wojskom – w tym Polakom – jako kurort, gdzie można nawet legalnie, choć na kartki i w ograniczonym zakresie, pić piwo. Nie zmienia to faktu, że w szczytowym okresie pod Hindukuszem służyło ok. 5 tys. niemieckich żołnierzy. Poległo 59 z nich.
Nie licząc pomocy na odbudowę Afganistanu, Niemcy wydali na tę misję ponad 6 mld euro. – Musimy dokonać uczciwego bilansu. Wiele nadziei związanych z tą misją międzynarodową się nie spełniło – mówił Wolfgang Schäuble, przewodniczący Bundestagu. – Te doświadczenia pokazały nam, że powinniśmy być bardziej ostrożni w oczekiwaniach i ocenie naszych możliwości. I pokazują, że musimy poważnie potraktować nasz obowiązek ochrony Bundeswehry, a także lokalnego personelu afgańskiego, który pracował dla Bundeswehry, policji federalnej i innych organizacji niemieckich – dodawał doświadczony polityk. Także minister Kramp-Karrenbauer stwierdziła, że trzeba wyciągnąć wnioski, tak by „zbyt daleko idące ambicje i cele” nie zostały powtórzone w kolejnych misjach niemieckich żołnierzy, a mówiła to w kontekście zaangażowania w Afryce Północnej.
Znacznie mocniejszych słów używał poseł prawicowej Alternatywy dla Niemiec, Armin-Paulus Hampel. – Ta wojna od początku była nie do wygrania – stwierdził polityk i zarzucił Sojuszowi Północnoatlantyckiemu paktowanie m.in. z handlarzami narkotyków. Z kolei przedstawiciel postkomunistycznej Die Linke Dietmar Bartach stwierdził, że amerykańska „wojna z terrorem” się nie powiodła, a niemiecki rząd chowa się za plecami Waszyngtonu.
Niezależnie od ocen politycznych zakończonej właśnie misji realne problemy wciąż pozostają. Pierwszym jest fakt, że sytuacja w Afganistanie w trakcie wycofywania wojsk Sojuszu Północnoatlantyckiego stała się jeszcze bardziej niestabilna, a talibowie z sukcesem rozpoczęli ofensywę przeciwko wojskom rządowym. I choć Heiko Maas, niemiecki minister spraw zagranicznych, zapowiedział, że Niemcy będą zaangażowane w rozmowy pokojowe prowadzone w Doha, to jednak trudno mieć złudzenia, że bez realnego zaangażowania militarnego Zachód może mieć istotny wpływ na sytuację w Afganistanie. A to już teraz przekłada się na coraz większą liczbę ludzi, którzy z tego górskiego kraju uciekają. Wielu z nich dotrze albo przynajmniej chce dotrzeć do Niemiec.
Druga kwestia, o której wspominał także Schäuble, to pomoc tym Afgańczykom, którzy podczas misji współpracowali z Niemcami. Jak podała telewizja ARD, ponad 500 takich osób złożyło podania, by móc wyjechać do Niemiec, ponieważ za kooperację grożą im represje ze strony talibów. Ale biurokracja niemiecka nie działa szybko, Afgańczycy mają problemy z uzyskaniem wiz, a w tych wypadkach to często kwestia życia i śmierci. Pojawiają się głosy, że urzędnicy starają się cały proces jak najbardziej zwolnić. Problemem jest też to, że strona niemiecka nie zapewnia transportu do Europy, a wielu afgańskich współpracowników niemieckich służb na taki wydatek nie stać. Dlatego jeden z żołnierzy Bundeswehry Markus Grotian rozpoczął zbiórkę pieniędzy na organizację transportu dla tych, którzy pomagali Niemcom. – Nie mogę wyrazić słowami moralnej porażki, którą tutaj dostrzegam – mówił Grotian dziennikarzom z Redaktionsnetzwerk Deutschland. O pracy urzędników dodał, że „wiele trybików się obraca, ale one się nie zazębiają”. Do zbiórki dorzuciła się m.in. jedna z posłanek liberalnej FDP.
Wreszcie pozostaje także kwestia kolejnych misji, w tym już trwającej w Mali misji Unii Europejskiej. Także tutaj zaangażowanie wojskowe nie przynosi większych efektów, a ostatnio kraj zasłynął tym, że znów przeprowadzono w nim zamach stanu. Słowa obecnej minister obrony wskazują, że Niemcy mogą stać się jeszcze bardziej wstrzemięźliwi w wysyłaniu swojego wojska na misje stabilizacyjne.
Na misję w Afganistanie Niemcy wydali ponad 6 mld euro