Centrolewicowy gabinet Mette Frederiksen uważa, że muzułmańscy imigranci nie są wystarczająco dobrze zasymilowani z resztą społeczeństwa. Problem mają mieć zwłaszcza ci, którzy żyją w dzielnicach zdominowanych przez mniejszości etniczne.

Mieszkańcy Danii potrzebują przymusowej integracji. Z takiego założenia wyszli politycy, którzy pracują nad projektem ustawy dotyczącej asymilacji cudzoziemców. Plan zakłada, że w żadnej dzielnicy większości mieszkańców nie mogłyby tworzyć osoby pochodzące z państw innych niż zachodnie. Na celowniku znajdują się więc przede wszystkim uchodźcy z Bliskiego Wschodu. 11 proc. mieszkańców Danii pochodzi z zagranicy, z czego ponad połowę stanowią obywatele państw innych niż zachodnie.
Cudzoziemcy zamieszkujący muzułmańskie dzielnice mieliby zostać wyrzuceni z zajmowanych lokali, a następnie relokowani do miejsc, w których większość stanowią Europejczycy. Rząd chce zrealizować plan w ciągu 10 lat. Wielu mieszkańców już otrzymało nakazy eksmisji. Opuszczone mieszkania komunalne zostaną zburzone lub sprzedane prywatnym inwestorom. Część zostanie przekształcona w akademiki i domy starców. Rząd został oskarżony przez obrońców praw człowieka o rasizm i ksenofobię, ale ruch administracji nikogo raczej nie dziwi. Dania od lat prowadzi jedną z najbardziej restrykcyjnych polityk imigracyjnych w Europie.
Kontynuuje ją nawet lewicowa premier Mette Frederiksen, która objęła stanowisko w 2019 r. Najnowsza propozycja jest elementem długotrwałych wysiłków rządu skupionych na likwidacji muzułmańskich dzielnic. Część z nich już 10 lat temu zaczęto oficjalnie określać mianem gett. Żeby dany obszar mógł zostać zaliczony do takiej kategorii, musiał spełniać co najmniej dwa z kilku warunków. Te obejmowały wysokie bezrobocie, niskie wykształcenie mieszkańców, wskaźniki przestępczości trzykrotnie wyższe od średniej krajowej i dochody brutto niższe od średniej w regionie.
Później wprowadzono jeszcze jedno kryterium. Od 2018 r. gettem może zostać ten obszar, który zamieszkuje co najmniej 1000 osób, a 50 proc. z nich stanowią osoby spoza Zachodu. Jednocześnie zaczęła obowiązywać zasada, wedle której dzielnice o podobnym poziomie bezrobocia lub przestępczości nie zostaną określone mianem getta, jeśli nie spełnią kryteriów etnicznych. Dodatkowo obecne prawo przewiduje wyższe kary za przestępstwa popełnione w gettach, a także możliwość wstrzymania świadczeń socjalnych w przypadku dopuszczenia się różnych wykroczeń przez ich mieszkańców.
W sumie w całej Danii funkcjonuje dziś 15 takich dzielnic, a dodatkowe 25 uważa się za zagrożone gettoizacją. Te z nich, które utrzymują się na liście przez co najmniej cztery lata, zostają zaliczone do ciężkich gett. Duński parlament już w 2018 r. wprowadził plan ich likwidacji do 2030 r. Pierwotnie zakładano jednak, że tylko w ciężkich gettach odsetek mieszkań komunalnych powinien zostać zmniejszony do mniej niż 40 proc. Organizacje zajmujące się mieszkalnictwem i prawami człowieka szacują, że eksmisje miałyby dotknąć nawet 10 tys. osób.
Teraz rząd stara się zaostrzyć obowiązujące prawo i ograniczyć odsetek mieszkańców uznanych za niezachodnich do nie więcej niż 30 proc. w każdej dzielnicy. Zdaniem rządu, wymuszona w ten sposób asymilacja przybyszy miałaby pomóc w walce z nierównościami społecznymi i ekonomicznymi. Minister spraw wewnętrznych Kaare Dybvad przekonuje, że kiedy na jednym obszarze koncentruje się znaczna liczba cudzoziemców, istnieje zwiększone ryzyko powstania równoległych społeczeństw religijnych i kulturowych. Nie wszyscy jednak wierzą w skuteczność takiej inicjatywy. Celując w konkretne dzielnice ze względu na pochodzenie ich mieszkańców, rząd zamiast pomagać, karze – wskazują krytycy.
„The Wall Street Journal” pisze, że część eksmitowanych lokatorów zdecydowała się pozwać rząd Frederiksen. Nowa legislacja narusza ich zdaniem podstawowe prawa człowieka. Ale choć polityka ta wywołała kontrowersje, zyskała poparcie w parlamencie i najprawdopodobniej zostanie przyjęta. Partie w Danii coraz odważniej przejmują dyskurs antyimigrancki. Parlament przegłosował niedawno przepisy, zgodnie z którymi osoby ubiegające się o azyl będą mogły zostać wysłane poza Europę, gdzie będą rozpatrywane ich wnioski. Od lata 2020 r. cofnięto pozwolenie na pobyt niemal 200 Syryjczykom. Władze uznały, że życie w Damaszku nie stanowi już zagrożenia. To pierwsze państwo w Unii Europejskiej, które zdecydowało się na taki ruch.
Część mieszkańców gett ma zostać przesiedlona