Prawda o wybuchu we Vrběticach i ostry spór dyplomatyczny z Moskwą sprawiły, że liczące się partie nie chcą już mówić o pragmatycznych relacjach z Kremlem

Czeskie partie stoją już w blokach startowych przed przypadającymi za cztery miesiące wyborami. Gdy tydzień temu prowadząca w sondażach centrolewicowa koalicja Piraci i Burmistrzowie (PaS) prezentowała w Pradze kandydatów na posłów, miasto opuszczała ostatnia grupa wydalonych rosyjskich dyplomatów. Po ujawnieniu, że rosyjskie służby stały za wysadzeniem w 2014 r. składu amunicji, opinia publiczna oczekiwała ostrej reakcji. Dlatego przynajmniej na jakiś czas Czechy dołączyły do grona jastrzębi unijnej polityki wschodniej.
Żeby dotrzeć do rosyjskiej ambasady, trzeba przejechać przez plac Borisa Niemcowa, zamordowanego w 2015 r. krytyka Kremla. Od strony parku Stromovka wzdłuż wysokich murów przedstawicielstwa biegnie promenada Anny Politkowskiej, zabitej w 2006 r. dziennikarki „Nowej Gaziety”. Obie nazwy nadał samorząd liberalnej, wrażliwej na prawa człowieka Pragi. Władze krajowe z rządzącym od 2017 r. premierem oligarchą Andrejem Babišem podchodziły do relacji z Moskwą bardziej pragmatycznie. Do tego stopnia, że tuż przed ujawnieniem nowych odkryć w sprawie eksplozji w Vrběticach ówczesny p.o. szefa MSZ Jan Hamáček zabiegał o dostawy szczepionki Sputnik V.
Vrbětice zmieniły tę sytuację, choć początkowe reakcje władz były dość niemrawe. Babiš najpierw odmówił określenia działań Rosjan mianem aktu terroru. „Seznam Zpravý” pisał nawet, że Hamáček proponował, iż Czechy zatają udział Moskwy w wybuchu, jeśli dostaną w zamian 1 mln dawek Sputnika V. Te rewelacje nie zostały w dostateczny sposób potwierdzone, zwłaszcza że Hamáček już wtedy musiał wiedzieć, że Vrběticami zainteresowała się prasa. Gdy tygodnik „Respekt” szczegółowo opisał nowe ustalenia śledczych, premier zaostrzył stanowisko. Ostatecznie Pragę opuściło 70 pracowników rosyjskiej ambasady, a Kreml w odwecie wpisał Czechy obok USA na nowo stworzoną listę państw nieprzyjaznych.
– Babiš z wielką uwagą patrzy na sondaże. Ludzie oczekiwali reakcji na Vrbětice i taką reakcję im dał – mówi nam David Stulík, analityk think tanku Wartości Europejskie. – Skandal dał pretekst, by ograniczyć obsadę ambasady, której ogromne rozmiary były spadkiem po 1968 r. Po interwencji w Czechosłowacji powstała jedna z większych rezydentur KGB w regionie. Od tego czasu stan liczebny placówki w zasadzie się nie zmienił – dodaje Ondřej Kundra, wiceszef „Respektu”, autor książki „Novičok nebo kulka. Jak umírají Putinovi kritici” (Nowiczok albo kulka. Jak umierają krytycy Putina). – Babiš traktuje politykę zagraniczną jak biznes, ale w kryzysach między Zachodem a Rosją zawsze stawał po stronie Zachodu – podkreśla nasz rozmówca.
Dlatego jego reakcję chwali nawet opozycja. Jan Lipavský jest posłem Piratów wymienianym jako kandydat na szefa MSZ, gdyby zwyciężyli PaS. – Babiš skorzystał z okazji, by pozbyć się szpiegów, ale można było lepiej zadbać o skoordynowaną reakcję sojuszników, a to mu się nie udało – mówi DGP Lipavský. I zapowiada, że jeśli dojdzie do władzy, polityka wobec Rosji będzie ostrzejsza. – Po skandalu z rycyną w 2020 r. rząd chciał skorzystać z zapisów umowy o przyjaźni, by doprowadzić do konsultacji dwustronnych. Rosjanie na tę prośbę nie zareagowali. Po Vrběticach samo istnienie tej umowy zakrawa na absurd – przekonuje Lipavský. Skandal z rycyną dotyczył niepotwierdzonych ostatecznie zarzutów, że Rosjanie chcieli otruć kilku lokalnych polityków Piratów. Liczące się partie są dziś zgodne, że Rosja stanowi zagrożenie dla bezpieczeństwa. Różnice dotyczą niuansów i oceny stopnia tego zagrożenia.
Problemem pozostaje prezydent. – Jak długo Miloš Zeman będzie zasiadał na Hradczanach, tak długo Czechy nie będą w tej sprawie mówić jednym głosem – nie ma wątpliwości Lipavský. Prezydent po Vrběticach mówił, że wersja zakładająca udział Rosjan jest tylko jedną z trzech rozważanych przez śledczych, co od miesięcy nie było prawdą, ale zostało wykorzystane przez propagandę Kremla. Babiš nie zdecydował się jednak na otwartą wojnę z prezydentem. Przeciwnie, obaj politycy mają sobie wiele do zaoferowania. Według sondażu ośrodka Median PaS mogą liczyć na 24 proc. głosów, ale ANO Babiša traci do nich tylko 1 pkt proc. Podium uzupełnia centroprawicowa koalicja Razem z 19-procentowym poparciem, potencjalny koalicjant PaS. Babiš liczy, że jeśli wybory skończą się remisem, Zeman pomoże mu przechylić szalę na jego stronę.
Prezydent zapowiedział już, że misję tworzenia rządu powierzy liderowi największej partii, co wywołało spekulacje, że tak czy inaczej będzie nią ANO, skoro jej konkurenci nie są partiami, lecz koalicjami. W zamian premier miałby pomóc Zemanowi, któremu za dwa lata kończy się kadencja, w wysłaniu jego doradców na placówki, w tym do Warszawy. Takich jak Petr Pirunčík, odpowiadający za relacje z Rosją, który chce jechać do Kijowa. Jego kandydatura wywołała nad Dnieprem osłupienie, gdyż Pirunčík wielokrotnie głosił tezy zbieżne z tezami Kremla. Babišowi zależy przy tym, by mimo utraty większości w obecnej kadencji utrzymać stanowisko do wyborów, bo liczy, że akcja szczepionkowa i postpandemiczny entuzjazm zwiększą jego notowania. W czwartek udało mu się przekonać komunistów, by opuścili salę obrad podczas głosowania nad wotum nieufności dla rządu, czym pomogli obalić wniosek opozycji. ©℗