W czwartkowych wyborach po raz kolejny sukces odniesie prawdopodobnie Szkocka Partia Narodowa (SNP). Według sondażu przeprowadzonego pod koniec kwietnia przez Panelbase dla „Sunday Timesa” może ona liczyć na 48 proc. głosów. Liderka partii i jednocześnie szefowa rządu Nicola Sturgeon określiła wybory mianem „najważniejszych w historii Szkocji”, bo poza odbudową gospodarki po pandemii kampanię zdominowała kwestia jej przynależności do Zjednoczonego Królestwa.

Pozostające u władzy od 14 lat ugrupowanie prowadzi kampanię na rzecz niepodległości. Po brexicie wzrosło poparcie dla takiej inicjatywy. Kiedy w 2014 r. odbyło się pierwsze referendum w tej sprawie, przeciwko głosowało 55,3 proc. wyborców. W ostatnim sondażu zwolennicy niepodległości wygrywają stosunkiem 48 : 46. Secesji chcą zwłaszcza młodzi Szkoci. Wśród ankietowanych w wieku 16–35 lat za odłączeniem zagłosowałoby aż 72 proc. – Poparcie dla niepodległości jest powiązane ze stosunkiem do brexitu, więc nie jest zaskoczeniem, że młodzi do niej dążą – powiedział Bloombergowi szkocki politolog John Curtice. Opuszczenie Wielkiej Brytanii wiązałoby się jednak z wieloletnimi negocjacjami w sprawie utworzenia państwa i ryzykiem poważnych konsekwencji finansowych.
SNP stawia sobie za cel zdobycie 65 mandatów, które zapewniłyby jej samodzielną większość w parlamencie. Dzięki temu wzrosłyby szanse na przeprowadzenie drugiego referendum, które partia premier Sturgeon chce przeprowadzić do końca 2023 r. Zdaniem liderki SNP im większe poparcie osiągnie jej partia, tym trudniej będzie Londynowi odrzucić wniosek o zgodę na taki plebiscyt. Możliwe jednak, że Sturgeon będzie musiała zbudować proeuropejską koalicję. Potencjalnie mogliby do niej dołączyć szkoccy Zieloni, których w obecnym parlamencie reprezentuje pięciu deputowanych.
Władze w Londynie są przeciwne nowemu referendum. Według brytyjskiego rządu głosowanie, które odbyło się w tej sprawie w 2014 r., było wydarzeniem „jedynym na pokolenie”. Sam premier Boris Johnson zapewniał, że nie wyrazi w najbliższym czasie zgody na taki ruch. – Jeśli torysi dalej będą sprzeciwiać się referendum, nasza unia ulegnie całkowitej zmianie. To, co kiedyś było związkiem równych partnerów, stanie się związkiem, który przetrwa tylko ze względu na moc prawa – mówiła BBC Kate Forbes, szefowa resortu finansów w rządzie w Edynburgu.
Konserwatyści w Londynie są podzieleni co do tego, jaka powinna być ich odpowiedź na szkockie żądania. Mogliby je zignorować lub grać na czas, przekazując władzom Szkocji nowe uprawnienia i oferując dodatkowe inwestycje, które Wielka Brytania chce przeprowadzić w ramach odbudowy po pandemii. Z tej drugiej możliwości skorzystano w 2014 r., kiedy Szkoci opowiedzieli się za pozostaniem w Wielkiej Brytanii. Ówczesny premier David Cameron zapowiedział wtedy przyznanie większych uprawnień nie tylko Szkocji, lecz także innym częściom składowym Zjednoczonego Królestwa. ©℗
Rządząca już od 14 lat SNP liczy na samodzielną większość