Czeski Senat przyjął rezolucję oskarżającą Kreml o przeprowadzenie aktu terroryzmu państwowego

Historię Anatolija Czepigi i Aleksandra Miszkina, pułkowników rosyjskiego wywiadu wojskowego, poznajemy fragmentami. Ostatnie rewelacje dotyczą ich udziału w wysadzeniu magazynów z amunicją w Czechach. Ich losy przedstawione chronologicznie pozwalają pokazać, że Rosja jest w stanie mordować obywateli państw UE na ich terenie, ale zarazem, że opinia o morderczej precyzji jej służb specjalnych jest mocno przesadzona.
Jak piszą w ramach wspólnego śledztwa Bellingcat i „The Insider”, operacją w Czechach dowodził osobiście gen. Andriej Awierjanow, który na potrzeby tej operacji posługiwał się dokumentami na nazwisko… Andriej Owierjanow. On i pięciu jego podwładnych od początku października 2014 r. krążyli po Europie. Czepiga i Miszkin przylecieli do Pragi 11 października jako turyści. Żeby uwiarygodnić tę wersję, zrobili kilka zdjęć starego miasta i opublikowali je w mediach społecznościowych. Czepiga przyjechał z tadżyckim paszportem na nazwisko Ruslan Tabarow, Miszkin figurował jako Mołdawianin Nicolai Popa. Wobec przedstawicieli firmy Imex Group, której amunicję mieli wysadzić, przedstawili się jako potencjalni kupcy, jednak szef Imexu, Bułgar Emilijan Gebrew, nie był zainteresowany spotkaniem.
16 października dochodzi do pierwszej eksplozji w magazynie w Vrběticach. Wybuch jest potężny. Ginie w nim dwóch pracowników firmy, która wynajmowała teren od państwowego VTÚ. Ratownicy znajdą odłamki w promieniu 800 m od epicentrum. Nic dziwnego: Rosjanie wysadzają 58 ton amunicji. W tym czasie Czepiga i Miszkin czekają już na lot z Wiednia do Moskwy. Druga eksplozja następuje 3 grudnia w magazynie odległym o 1,2 km od pierwszego. W tym jest aż 100 ton amunicji. Czeskim służbom czyszczenie okolicznego terenu zajmie sześć lat. Gebrew od początku jest pewien, że wybuchy nie były przypadkowe, jednak policja początkowo nie znajduje winowajców.
Dziś już wiemy, że funkcjonariusze rosyjskiego wywiadu wojskowego (wówczas GRU, obecnie GUGSz) nie w pełni wykonali swoje zadanie. Amunicja miała zostać zniszczona dopiero po przewiezieniu do Bułgarii. Według różnych źródeł Gebrew sprzedawał broń do Syrii albo na Ukrainę; sam zaprzecza, jakoby wysyłał ją do Kijowa. Niezależnie od tego, jaka jest prawda, byłaby ona wykorzystana wbrew interesom Rosji w walce z siłami wiernymi Baszarowi al-Asadowi albo z rosyjską agresją w Zagłębiu Donieckim. Jesienią 2014 r. konflikt znów się zaostrzył; trwa gorączkowa obrona donieckiego lotniska przez wojska rządowe, a niebawem dojdzie do krwawej bitwy o worek debalcewski, po której regularna wojna zamieni się – aż do dziś – w konflikt o niskiej intensywności.
„Za czyny bohaterskie”
Zanim to nastąpi, w grudniu 2014 r. Anatolij Czepiga i Aleksandr Miszkin otrzymają tytuł Bohatera Federacji Rosyjskiej, najwyższe odznaczenie państwowe przyznawane ludziom, którzy dokonali „czynu bohaterskiego”. Z kolei Ochotnicze Towarzystwo Wspierania Wojska, Lotnictwa i Marynarki Wojennej podawało na swojej stronie internetowej, że nagroda została wręczona Czepidze za trzy delegacje w ramach „misji pokojowej” w Czeczenii, ale to raczej tylko legenda. Czy mogłaby to być nagroda za Vrbětice, skoro nie wszystko poszło zgodnie z planem? Pewnie tak; w końcu amunicja została zniszczona i nie trafiła na front. Jednak zanim ujawniono udział gieeruszników w wysadzeniu składu Imex Group, ukraińskie media pisały, że chodziło o zgoła inne zasługi pułkowników, związane z wojną na Donbasie. Jakie, tego jednak nie wiadomo.
Atak na magazyny we Vrběticach był dopiero początkiem zemsty Rosjan na Gebrewie. W kwietniu 2015 r. koledzy Czepigi i Miszkina z dowodzonej przez gen. Awierjanowa jednostki 29155 próbowali go otruć w Sofii. Bułgar poczuł pierwsze efekty działania trucizny, gdy był na przyjęciu, dzięki czemu bardzo szybko został przewieziony do szpitala i odratowany. Akcję w Sofii z dwójką pułkowników łączy Dienis Siergiejew vel Siergiej Fiedotow, który pomoże Czepidze i Miszkinowi w przyszłości. Kamery uchwyciły Siergiejewa na parkingu hotelu, w którym mieściło się biuro Gebrewa. Także ta operacja trwała co najmniej kilka tygodni i uczestniczyło w niej przynajmniej ośmiu funkcjonariuszy rosyjskiego wywiadu wojskowego.
Losy Czepigi i Miszkina na cztery lata pogrążają się jednak w wywiadowczej tajemnicy. Na razie nie wiemy, czym się w tym czasie zajmowali. Ich jednostka miała być w międzyczasie zaangażowana we wspieranie katalońskich separatystów, nieudaną próbę zamachu stanu w Czarnogórze, który miał udaremnić wejście tego kraju do NATO, kampanię dezinformacyjną w Mołdawii. Wiadomo, że w 2016 r. obaj byli zaangażowani we włamanie do systemów komputerowych Światowej Agencji Antydopingowej (WADA), a najpóźniej na początku 2018 r. zostali zatrzymani przez holenderską policję, gdy zmierzali do szwajcarskiego laboratorium w Spiez, które zajmuje się badaniem ataków chemicznych. W 2016 r. Miszkin przyjechał do Holandii w terminie organizacji referendum przeciwko stowarzyszeniu Ukrainy z Unią Europejską.
Podwójna klęska
Tuż po szwajcarskiej wpadce Rosja dała im inne zadanie: zabicie Siergieja Skripala, byłego pułkownika GRU, który przeszedł na stronę Wielkiej Brytanii. Tym razem Czepiga występował pod nazwiskiem operacyjnym Rusłan Boszyrow, a Miszkin to Aleksandr Pietrow. Obaj kupili bilety do Londynu 1 marca na rejs następnego dnia. Posługiwali się paszportami, których numer odróżnia tylko jedna cyfra, w dodatku wydanymi w miejscu, które zwykle zaopatruje w dokumenty przedstawicieli struktur siłowych. Funkcjonariusze nanieśli żel z trującym nowiczokiem na klamkę drzwi domu, w którym mieszkał Skripal i jego córka. Oboje udało się uratować. Po ataku chemicznym w Salisbury do lekarzy zgłosiło się w sumie 49 osób. Ostatecznie Skripalowie zmienili tożsamość i wyemigrowali do Nowej Zelandii.
Klęska była podwójna. Nie dość, że Skripalowi udało się przeżyć, to jeszcze sprawa skończyła się ujawnieniem tożsamości funkcjonariuszy i istnienia jednostki 29155. 5 września 2018 r. Scotland Yard ogłosił, że znaleziono wystarczającą liczbę dowodów, by o próbę zamordowania podwójnego agenta oskarżyć „Boszyrowa” i „Pietrowa”. Kreml zaczął energicznie zaprzeczać, a 13 września państwowa telewizja RT opublikowała rozmowę z pułkownikami, którą przeprowadziła osobiście redaktor naczelna Margarita Simonjan, osoba numer jeden w rosyjskiej propagandzie. W jej trakcie „Boszyrow” i „Pietrow” utrzymywali, że byli w Salisbury jako turyści, bo chcieli zobaczyć słynną iglicę gotyckiej katedry w tym mieście. Rosyjski internet wyśmiał agentów, wykorzystując slangowe znaczenie oznaczającego iglicę słowa „szpil” w języku rosyjskim do homofobicznych żartów z „turystów”.
Także dlatego niektórzy komentatorzy zinterpretowali wystawienie Czepigi i Miszkina na publiczne pośmiewisko jako formę kary dla obu agentów za zawalenie zadania. Tak czy inaczej obaj byli już spaleni, skoro ich twarze trafiły na pierwsze strony światowych gazet. Rosję dotknęła kolejna fala zachodnich sankcji za wykorzystanie broni chemicznej na terytorium państwa należącego do NATO i – wówczas jeszcze – do Unii Europejskiej. Jednak nie wszystkie ich wyjazdy zostały wyjaśnione. Wciąż nie wiadomo na przykład, jakich iglic rosyjscy „turyści” szukali w 2015 r. w Turcji. Za to prawdę o Czechach poznaliśmy dopiero teraz. Udział GUGSz ujawnił 17 kwietnia premier tego kraju Andrej Babiš. Tego samego dnia ówczesny p.o. ministra spraw zagranicznych Jan Hamáček ogłosił wydalenie z kraju 18 dyplomatów, którzy byli zaangażowani w akt terroru, dając im 48 godzin na opuszczenie kraju. Moskwa zareagowała ostrzej: 20 Czechów dostało na wyjazd 24 godziny.
Inne jednostki
Sprawa wpisała się w serię ostatnich napięć między Rosją a Zachodem. Moskwa od pewnego czasu zaczęła demonstracyjnie gromadzić wojska wzdłuż granic z Ukrainą i na zajętym w 2014 r. Krymie (w czwartek po południu zaczęło się ich wycofywanie), zwiększyła naciski integracyjne na coraz bardziej izolowanego Alaksandra Łukaszenkę. Rozpoczęła też wojnę dyplomatyczną ze Stanami Zjednoczonymi po tym, jak prezydent USA Joe Biden przytaknął w rozmowie z ABC News na pytanie, czy uważa Putina za zabójcę. Amerykanie co prawda wycofali się z zamiaru wysłania dwóch okrętów na Morze Czarne, choć taki zamiar został już notyfikowany władzom tureckim, co było niezbędne, by mogły one przepłynąć przez cieśniny Bosfor i Dardanele, ale za to wysłała dodatkowe samoloty wojskowe do Polski. Zbieżność w chronologii sprawiła, że pojawiły się pytania, czy postępy w czeskim śledztwie nie były efektem podpowiedzi ze strony amerykańskiego wywiadu. Tych podejrzeń nikt jednak nie potwierdził.
W środę czeski Senat przyjął rezolucję oskarżającą Rosję o przeprowadzenie we Vrběticach aktu terroryzmu państwowego. Wcześniej minister handlu Karel Havlíček poinformował, że Rosatom zostanie wykluczony z przetargu na rozbudowę elektrowni atomowej w Dukovanach, a czeskie służby poinformowały o zatrzymaniu kilkunastu obywateli, którzy mieli zostać przeszkoleni przez Rosjan do walki z bronią w ręku. We współpracy z rosyjskimi dyplomatami mieli oni werbować Czechów do wyjazdu do samozwańczych Donieckiej i Ługańskiej Republik Ludowych (DRL/ŁRL). Wśród zatrzymanych przeważają działacze i sympatycy skrajnej prawicy, w tym ruchów antyimigranckich. Rosjanie byli w Czechach aktywni od początku agresji na Ukrainę; przez pewien czas w Ostrawie działał nawet samozwańczy konsulat DRL.
Praga, w osobie nowego szefa MSZ Jakuba Kulhánka, wystosowała też ultimatum: albo do czwartkowego południa Moskwa wycofa się z zamiaru wyrzucenia z Rosji czeskich dyplomatów, albo Czesi wyrzucą ok. 60 Rosjan, a obsada ambasady Federacji Rosyjskiej w Pradze – drugiej po ambasadzie w USA pod względem liczebności – zostanie radykalnie pomniejszona. Jednak tak znaczące ograniczenie placówki mocno ograniczyłoby możliwości wywiadowcze Rosji w Czechach i zapewnie zmusiłoby Moskwę do szerszego sięgnięcia po nielegałów, czyli osoby pozbawione statusu dyplomatycznego. Kreml ultimatum nie przyjął, więc można założyć, że czesko-rosyjska wojna dyplomatyczna będzie kontynuowana w najbliższych dniach. Afery nie skomentował na razie prorosyjski prezydent Miloš Zeman, Czechów za to poparli sojusznicy, włącznie z utrzymującymi dobre relacje z Kremlem Węgrami.
Premier Babiš, który początkowo odmówił określenia ataku na Vrbětice mianem aktu terroru państwowego, bo wybuch nastąpił na terenie administrowanym przez firmę prywatną, a nie państwową, chcąc nie chcąc przyznał, że „Republika Czeska musi reagować na bezpodstawne wyrzucenie naszych dyplomatów”. W debacie publicznej pojawiły się mocne słowa. „Zrównanie stanu liczebnego naszych placówek jest jedynym możliwym krokiem. To też naprawa nierównej sytuacji, która była podyktowana faktem, że Rosja jest następcą okupantów z 1968 r.” – napisał na łamach dziennika „Lidové noviny” publicysta Martin Zvěřina. – To był bezprecedensowy atak na czeską suwerenność. Wybuch, miliardowe straty i dwóch zabitych. Czechom nie mogło się to podobać – podkreślił w rozmowie z dziennikiem minister Kulhánek.
Cała sprawa pokazuje, że Rosjanie przynajmniej od agresji na Ukrainę zaczęli coraz odważniej sobie poczynać również na terenie państw należących do NATO. Mordowanie przeciwników, wysadzanie strategicznych obiektów, organizowanie zamachów stanu, finansowanie antysystemowych partii politycznych, kampanie dezinformacyjne i wspierające korzystne dla Moskwy rozwiązania, takie jak brexit, secesja Katalonii czy antyukraińskie referendum w Holandii. Dzieje jednostki 29155 pokazują zarazem, że w wielu przypadkach tego rodzaju akcje kończą się fiaskiem albo wręcz – jak w przypadku Czarnogóry – spektakularnymi klęskami. Służby rosyjskie są immanentną częścią rosyjskiego państwa z wszystkimi jego problemami i niedociągnięciami. Ważne jednak, by spaleni już funkcjonariusze wywiadu wojskowego nie przysłonili nam innych, wciąż zakonspirowanych jednostek. Wiele zagadkowych zabójstw przeciwników Kremla na Zachodzie – jak zainscenizowane w marcu 2018 r. w Londynie samobójstwo biznesmena Nikołaja Głuszkowa, dawnego współpracownika antyputinowskiego oligarchy Borisa Bieriezowskiego – wciąż pozostaje niewyjaśnionych.