Jeszcze w sierpniu zeszłego roku Alaksandr Łukaszenka straszył, że wycofa cały białoruski tranzyt z litewskich portów. Teraz, po ponad pół roku, Białorusini faktycznie przekierowali swoje paliwa do Rosji, zapowiadając, że rozważą podobny manewr także w odniesieniu do innych kategorii produkcji. Przy czym to wcale nie Mińsk rozdaje karty.

Kwestia przeładunku białoruskich towarów eksportowych, przede wszystkim paliw i nawozów potasowych, od wielu lat jest przedmiotem negocjacji na linii Moskwa–Mińsk. Białorusini tradycyjnie korzystają głównie z portów państw bałtyckich (litewskiej Kłajpedy, ale także innych portów na Łotwie i w Estonii), co zapewnia im najlepszą logistykę, a co za tym idzie – ekonomię eksportu. To jednak nie leży w interesie Rosjan. Z jednej strony na przewozach i przeładunku białoruskiej produkcji zarabiają podmioty nierosyjskie. Z drugiej zaś zapewnia to Białorusi pewną niezależność od Rosji w strategicznych segmentach gospodarki.
Okazja, by Rosjanie mogli przymusić Białorusinów do ustępstw, nadarzyła się latem zeszłego roku, gdy Łukaszenka sfałszował wybory i rozpoczął masowe represje wobec protestującego społeczeństwa. Władze w Mińsku straciły wówczas możliwość lawirowania między Zachodem a Rosją, a przyszłość reżimu stała się dodatkowo zależna od poparcia Kremla. W rezultacie, gdy tylko Łukaszenka zagroził Litwinom, że na antybiałoruskie sankcje odpowie wycofaniem tranzytu, do gry błyskawicznie włączyli się Rosjanie. Potrzebowali zaledwie sześciu dni, by ustami ówczesnego ministra energetyki Aleksandra Nowaka zakomunikować gotowość do przeładunku białoruskich paliw i uruchomić negocjacje między zainteresowanymi resortami. Rozmowy zostały szybko przeniesione na poziom konkretnych spółek.
Umowa została podpisana 19 lutego, choć do ostatniego momentu wydawało się, że Białorusini będą starali się zwlekać z jej przyjęciem. W jej treści określono wolumeny i gatunki białoruskich produktów ropopochodnych, jakie mają być przeładowywane w rosyjskich portach, ale także warunki biznesowe, na jakich ma się odbywać rzeczona współpraca. Białorusini będą corocznie zobowiązywać się do wiążącej rezerwacji określonych mocy przeładunkowych w myśl klauzuli take-or-pay. W zamian zyskali gwarantowane stawki przeładunkowe i przewozowe, mające w założeniu wyrównywać straty Białorusi z tytułu gorszej logistyki dostaw. Porozumienie zdążyło już wejść w życie, a na początku marca do terminali w Petersburgu (PNT) i Ust-Łudze (Portneniergo) dotarły pierwsze partie białoruskich paliw.
Co to oznacza w praktyce? Po pierwsze, na operacji tracą spółki litewskie, jako że Białorusini zachowują na razie możliwość eksportu paliw przez Łotwę i Estonię (wskazują na to szczegółowe zapisy porozumienia i obecna sytuacja rynkowa). W szczególności stratne pozostają Klaipėdos Nafta (właściciel i operator terminala paliwowego w Kłajpedzie) oraz w mniejszym stopniu koleje Lietuvos Geležinkeliai, które zapewniały transport paliw do kłajpedzkiego portu. Przedsiębiorstwa te oczywiście będą dalej funkcjonować, ale muszą się liczyć ze spadkiem przychodów czy nawet koniecznością rewizji strategii rozwoju i planów inwestycyjnych, jak ma to miejsce w przypadku Klaipėdos Nafta. Dość powiedzieć, że białoruska produkcja odpowiadała za kilkadziesiąt procent przeładunku paliw w terminalu spółki.
Po drugie, należy się spodziewać dalszej presji Rosjan na wzrost kontroli nad białoruską gospodarką. Można oczekiwać, że podpisana właśnie umowa będzie z czasem prolongowana (obowiązuje do końca 2023 r. z opcją dalszego przedłużenia), a wolumeny przeładunku paliw mogą być zwiększane kosztem łotewskich i estońskich terminali. Co więcej, Rosjanie prawdopodobnie będą chcieli przejąć kluczowe białoruskie aktywa. Już teraz spekuluje się o ewentualnym wejściu rosyjskiego kapitału do akcjonariatu Hrodna Azotu oraz o planach prywatyzacyjnych Łukaszenki. Kto wie, czy niedługo podobne informacje nie zaczną się pojawiać w odniesieniu do rafinerii Naftan w Nowopołocku, którą są zintegrowane zakłady petrochemiczne Palimir. Kompleks ten w kolejnych latach będzie wymagać znacznych inwestycji, na które nie ma pieniędzy. To idealna sytuacja dla rosyjskich koncernów, które już w przeszłości przymierzały się do wyżej wymienionych aktywów.
Po trzecie, warto się zastanowić nad skutkami dla polskiego biznesu. Wycofanie białoruskich paliw z Kłajpedy jest korzystne dla Orlenu. Należąca do Polaków rafineria w Możejkach będzie teraz w lepszej pozycji negocjacyjnej względem litewskich partnerów. Mimo to w dłuższej perspektywie wzrost uzależnienia Białorusi od Rosji może być zagrożeniem. Ewentualne wejście rosyjskiego kapitału do kolejnych białoruskich koncernów zapewni im środki na modernizację i rozbudowę, a także da im gwarancje dostaw surowców na preferencyjnych warunkach. To zaś będzie miało istotne znaczenie dla polskich spółek, dla których Białorusini to bezpośrednia konkurencja.