Izraelczycy głosują we wtorek w czwartych wyborach parlamentarnych w ciągu zaledwie dwóch lat. Po raz kolejny wyścig sprowadza się do tego, czy urzędujący premier Benjamin Netanjahu zachowa stanowisko. Ze wszystkich liderów partyjnych ma on największe szanse na utworzenie nowego rządu.

Netanjahu, który był premierem przez ostatnie 12 lat (najdłużej w historii kraju) liczy, że wyborcy nagrodzą go za przeprowadzenie udanej kampanii szczepień przeciw Covid-19 oraz serię porozumień pokojowych z krajami arabskimi. Jego przeciwnicy podkreślają jednak błędy popełnione przez rząd podczas pandemii, poleganie na skrajnie nacjonalistycznych sojusznikach oraz trwający proces korupcyjny.

Badania opinii publicznej zapowiadają zacięty wyścig i nie wykluczają impasu, podczas którego liderzy partyjni mogą miesiącami negocjować stworzenie koalicji, a nawet przeprowadzenie następnych wyborów w tym roku.

Wydaje się jednak, że Netanjahu ma niewielką przewagę nad innymi liderami. Jego prawicowa partia Likud najprawdopodobniej zdobędzie ok. 30 mandatów w 120-osobowym Knesecie i jak zawsze zmuszona zostanie do zawarcia sojuszu. Jednak na izraelskiej scenie politycznej najłatwiej obecnie skonsolidować większościowy blok partii prawicowych. W jego skład mogą wejść partie Żydów ultraortodoksyjnych, sytuująca się na prawo od Likudu Jamina czy sojusz partii skrajnie nacjonalistycznych i religijnych, startujący pod szyldem Religijnego Syjonizmu, o ile przekroczy próg wyborczy.

Występujące gorąco przeciw Netanjahu ugrupowania centrowe, arabskie, lewicowe czy nawet Tikwa Hadasza, jedyna prawicowa partia, której szef deklaruje nieprzystąpienie do rządu "Bibiego", nie łączy ze sobą nic poza niechęcią do obecnego szefa rządu i przez to mają mniejsze szanse na stworzenie stabilnej koalicji.

Sondaże pokazują że około 15 proc. wyborców jest niezdecydowanych. Wynik wtorkowych wyborów będzie zatem zależeć nie tylko od tego, kogo poprą wyborcy, ale również od tego, czy w ogóle zdecydują się głosować. Tradycyjnie wyborcy partii prawicowych chętniej biorą udział w wyborach.

Cytowany przez AFP profesor nauk politycznych na Uniwersytecie Hebrajskim w Jerozolimie, Gideon Rahat, nie ma wątpliwości, że "Netanjahu jest gotowy na piąte, szóste lub siódme wybory". Zupełnie osobną kwestią jest to, czy gotowi na to samo są Izraelczycy, który według prognoz udadzą się do lokali wyborczych w mniejszej liczbie niż rok temu.

Mają oni prawo być zmęczeni polaryzującymi społeczeństwo przepychankami partyjnymi, kampaniami wyborczymi i przede wszystkim brakiem funkcjonującego rządu. Obecnemu gabinetowi jedności narodowej nie udało się m.in. uchwalić budżetu na 2020 rok, podczas którego kraj doświadczył jednego z najpoważniejszych kryzysów ekonomicznych w swojej historii.