Unijne problemy z dostawami szczepionek przeciw COVID-19 dały Rosji szansę na poprawę własnego wizerunku.

Pierwsza dostawa Sputnika V na Słowację i trwająca akcja szczepionkowa na Węgrzech zrobiły wyłom w Unii Europejskiej, która jako całość nie zarejestrowała rosyjskiego preparatu, także dlatego, że producent na razie się o to nie stara. Jednak sukces Rosji jest bardziej kwestią sprawnego PR niż skali, bo dostawy są o rząd wielkości mniejsze niż początkowe zapowiedzi. Dysproporcja między obietnicami i ich realizacją jest przy tym większa niż w przypadku zachodnich firm farmaceutycznych.
W listopadzie 2020 r. Rosyjski Fundusz Inwestycji Bezpośrednich (RFPI) podawał, że w tym roku za granicą zostanie wyprodukowanych 1 mld dawek Sputnika V, które pozwolą na zaszczepienie 500 mln ludzi. – Jesteśmy gotowi zacząć dostawy na rynki zagraniczne dzięki partnerskim relacjom z producentami w Indiach, Brazylii, Korei Płd. i czterech innych państwach – przekonywał szef RFPI Kiriłł Dmitrijew. Rosjanie chwalą się 92-proc. skutecznością i atrakcyjną ceną, która nie przekracza 10 dol. za dawkę. Równolegle Rosja uruchomiła szczepienia jako pierwszy kraj na świecie, rzutem na taśmę wyprzedzając Wielką Brytanię, choć trzecia faza testów klinicznych środka nie została wówczas jeszcze ukończona. Szybko okazało się, że rozmiary kraju i stan infrastruktury w oddalonych regionach ograniczają zasięgi zaszczepień. Preparat musi być przechowywany w temperaturze nie wyższej niż minus 18 st. C, choć badacze pracują nad uproszczoną wersją, którą będzie można przechowywać w zwykłych lodówkach.
Dlatego dotychczas udało się podać w Rosji jedynie 3,6 dawki szczepionki na 100 mieszkańców. To wynik porównywalny z Chinami, innym producentem wakcyn, ale słabszy niż średnia unijna (7,7), dane dla Polski (8,9), nie mówiąc o światowej czołówce w rodzaju Izraela (96,1), Wielkiej Brytanii (31,4) czy Stanów Zjednoczonych (23,7). Postawienie na współpracę szczepionkową wyłącznie z Rosją okazało się złą taktyką, co pokazał przykład Białorusi, która według ostatnich, pochodzących z 18 lutego, danych podała jedynie 0,2 dawki na 100 mieszkańców. Sytuację może trochę poprawić próbne na razie uruchomienie własnych linii produkcyjnych, co 26 lutego ogłosił minister zdrowia Białorusi Dzmitryj Piniewicz, ale kraj ten i tak będzie miał sporo do nadrobienia.
Według rosyjskich danych szczepionka została zarejestrowana w 38 państwach oraz w Republice Serbskiej, będącej częścią Bośni i Hercegowiny. Wśród państw europejskich, które się na taki krok zdecydowały, są to Białoruś, Czarnogóra, Mołdawia, San Marino, Serbia, Słowacja i Węgry. Przynajmniej dla trzech z nich – Czarnogóry, Mołdawii i Słowacji – główną motywacją były opóźnienia w dostawach z Zachodu, bo tamtejsi politycy początkowo nie traktowali Sputnika V jako preparatu priorytetowego. Sytuacja zmieniła się także pod wpływem kolejnej fali zakażeń. Na Słowacji 27 lutego tygodniowa krocząca średnia zgonów przekroczyła 100, co w przeliczeniu na liczbę mieszkańców stawia ją w światowej czołówce ostatnich dni.
W tej sytuacji premier Igor Matovič zamówił dostawy z Rosji, co zaskoczyło jego podwładnych z rządu, a nawet osobiście witał w poniedziałek na lotnisku samolot ze Sputnikiem V. Dwie mniejsze partie zagroziły zerwaniem koalicji, a szef MSZ Ivan Korčok nazwał preparat „narzędziem wojny hybrydowej”. – Skoro dobrą szczepionkę wyprodukowano w Rosji, powinniśmy odłożyć na bok gry geopolityczne – przekonywał Matovič, odrzucając argument, że producent nie złożył w Europejskiej Agencji Medycznej wniosku o zarejestrowanie jej w UE. Słowacja ma otrzymać 2 mln dawek, ale dotychczasowa praktyka każe wątpić w te liczby. Dotychczas Rosjanie sprzedali za granicą 2,4 mln dawek, z czego 70 proc. trafiło do Argentyny, a po 170–250 tys. do Meksyku, Serbii i na Węgry. Pozostałe kraje, także te politycznie bliskie Kremlowi, otrzymały symboliczne transporty (np. Wenezuela 2 tys. z zamówionych 10 mln).