Gdy Rosjanie szykują się na kolejne protesty, unijni politycy starają się uzgodnić wspólny komunikat w tej sprawie.

Wtorkowa decyzja moskiewskiego sądu, by odwiesić wyrok trzech i pół roku pozbawienia wolności, który ciążył na Aleksieju Nawalnym, odbiła się szerokim echem w światowej prasie. Zachodnie stolice wezwały Moskwę do uwolnienia opozycjonisty. Jednak nieprawomocny na razie werdykt nie skłonił szefa unijnej dyplomacji Josepa Borrella do odwołania rozpoczynającej się dziś trzydniowej wizyty w Rosji.
Borrell jako jeden z pierwszych światowych polityków potępił rosyjskie władze za brutalne traktowanie manifestantów, którzy 23 stycznia po raz pierwszy wyszli na ulice w obronie Nawalnego. Od tej pory zatrzymano już kilkanaście tysięcy osób. A jednak Komisja Europejska nie zdecydowała się na odwołanie wizyty, choć postulowały to niektóre państwa członkowskie. Inne proponowały, by Borrell skonsultował swoją wizytę z Waszyngtonem albo przed odlotem do Moskwy zawitał na krótko do Kijowa.
Hiszpański polityk ma się spotkać z ministrem spraw zagranicznych Rosji Siergiejem Ławrowem, ale także z przedstawicielami rosyjskiego społeczeństwa obywatelskiego i środowiska akademickiego. „Ważnym punktem programu będą kwestie związane z próbą otrucia, zatrzymaniem i aresztem opozycyjnego polityka Aleksieja Nawalnego oraz obawy związane z podstawowymi wolnościami i prawami człowieka w Rosji” – zapewnił w oświadczeniu urząd wysokiego przedstawiciela Unii Europejskiej ds. zagranicznych. Borrell zamierza też rozmawiać o kluczowych tematach zagranicznych – Iranie, Ukrainie, pandemii COVID-19 i kryzysie klimatycznym.
Według szwedzkiego dziennikarza Rikarda Jozwiaka ambasadorom państw Unii Europejskiej, do zamknięcia tego wydania DGP, nie udało się uzgodnić treści wspólnego komunikatu na temat wysłania Nawalnego do łagru. Dobrze poinformowany zwykle dziennikarz RFE/RL napisał na Twitterze, że poszło o sformułowanie „środki ograniczające”, będące synomimem sankcji, które nie spodobało się niektórym państwom członkowskim. „Wygląda na to, że sankcje przeciwko Rosji zostaną najpierw omówione 22 lutego na Radzie Spraw Zagranicznych UE po powrocie Borrella z Moskwy” – pisze Jozwiak.
Bardziej stanowcza była reakcja Waszyngtonu. „Powtarzamy nasze wezwanie do rosyjskiego rządu, by natychmiast i bezwarunkowo uwolnił p. Nawalnego, jak również setki innych rosyjskich obywateli niesprawiedliwie zatrzymanych w ostatnich tygodniach za realizację ich prawa do wolności wypowiedzi i pokojowych zgromadzeń” – czytamy w oświadczeniu sekretarza stanu Antony’ego Blinkena. Podobne w treści komunikaty popłynęły też z Berlina i Paryża. Kanclerz Angela Merkel wezwała do „natychmiastowego uwolnienia” opozycjonisty, a prezydent Emmanuel Macron dodał, że „rozbieżność poglądów politycznych nie jest przestępstwem”.
We wtorek wieczorem, tuż po wydaniu wyroku, na mocy którego Nawalny będzie mógł wyjść z więzienia dopiero za ponad dwa i pół roku (sąd uwzględnił okres, który spędził w areszcie), na ulice Moskwy i Petersburga znów wyszli niezadowoleni z tego Rosjanie. Policja zatrzymała w sumie 1438 osób. „Aleksieja Nawalnego wysyłają do kolonii karnej za to, że śmiał nie umrzeć, gdy Putin starał się go zabić. Swoją decyzją sąd znów naraził Aleksieja na śmiertelne niebezpieczeństwo. Musimy natychmiast działać. Moskwo, spotykamy się na pl. Manieżnym” – wzywała służba prasowa Nawalnego.
Szczególnym rozgłosem w rosyjskich środowiskach opozycyjnych odbiła się wtorkowa mowa obronna Nawalnego, która zamieniła się w wystąpienie polityczne. Polityk dowodził, że Władimir Putin ze względu na nieudaną próbę otrucia go przejdzie do historii właśnie jako Władimir Truciciel. Wczoraj na antenie Echa Moskwy do tych słów odniósł się rzecznik prezydenta Dmitrij Pieskow. – Prezydent pracuje każdego dnia. Byłoby głupio, gdyby zamiast tego słuchał jakichś wystąpień skazańców albo myślał o miejscu w historii – przekonywał.
„Najważniejszym efektem ostatnich tygodni dla rosyjskiego systemu politycznego nie był powrót Nawalnego do Rosji i wyrok na niego, nie historia z pałacem Putina ani nawet fala protestów. Znacznie ważniejszy jest fakt, że Kreml znacznie mocniej niż wcześniej musi się oprzeć na aparacie siłowym. Nie w charakterze dodatku do legitymizacji reżimu, ale w charakterze zastępstwa takiej legitymacji” – napisał politolog Władimir Gielman. „Na miejscu Putina na wszelki wypadek od jutra zająłbym się zmianami kadrowymi, póki nie jest dla niego za późno” – dodawał.