W ubiegłym roku niemiecka gospodarka skurczyła się o 5 proc. Publikacja tych danych zbiegła się za Odrą z dyskusją o odejściu od restrykcyjnej polityki fiskalnej

Niemiecki urząd statystyczny poinformował w piątek, że w 2020 r. PKB naszych zachodnich sąsiadów zmniejszył się do 3,33 bln euro. I choć spadek wyniósł 5 proc. PKB, o 2 pkt proc. więcej niż w Polsce, to na tle gospodarki np. Włoch, gdzie prognozuje się nawet 9 proc. spadku, nie wygląda to źle. Z kolei deficyt finansów publicznych w Niemczech w 2020 r. wyniósł ok. 6 proc. PKB, gdy we Francji czy Włoszech będzie to ponad 10 proc., a w Polsce zapewne niewiele poniżej tej granicy.
W przeciwieństwie do większości innych państw europejskich przez ostatnie lata Berlin notował nadwyżkę budżetową. – Niemcy uchodzą za jedno z najbardziej konserwatywnych fiskalnie państw wśród gospodarek rozwiniętych. Konserwatyzm ten ujawnił się zwłaszcza po kryzysie finansowym przełomu 2008 i 2009 r. Po wysokim deficycie finansów państwa w latach 2009–2010 szybko doprowadzono do ich zrównoważenia w latach 2012–2013 – przypomina Jakub Sawulski, kierownik zespołu makroekonomii w Polskim Instytucie Ekonomicznym.
Efektem kryzysu było wprowadzenie hamulca zadłużenia do niemieckiej konstytucji, który mówi o tym, że kraje związkowe nie mogą mieć niezrównoważonych budżetów, a rząd może pożyczać nie więcej niż 0,35 proc. PKB rocznie. Wyjątkiem może być katastrofa naturalna czy inne szczególne wydarzenia. Wtedy parlament może się zgodzić na większe zadłużenie. Efekt takiej polityki jest widoczny – przez ostatnie 10 lat dług publiczny Republiki Federalnej spadł z ponad 80 poniżej 60 proc. PKB. Ale taka postawa może być powiązana z ograniczaniem inwestycji.
„Od dwóch dekad wartość inwestycji publicznych w Niemczech ma charakter wyłącznie odtworzeniowy – w przybliżeniu ich wysokość jest równa temu, w jakim stopniu zużywa się infrastruktura publiczna (stopa inwestycji netto waha się w przedziale od –0,5 proc. do 0,5 proc. PKB). Inwestycje publiczne netto Niemiec były w ostatnich dwóch dekadach wyraźnie niższe niż w drugiej największej gospodarce UE – Francji. Także wartość inwestycji publicznych brutto Niemiec jest relatywnie niska – w 2019 r. wyniosła 2,5 proc. PKB i tylko w pięciu państwach UE była niższa – wyjaśnia Sawulski w „Tygodniku Gospodarczym PIE”.
W Berlinie coś się jednak zmienia. Helge Braun, poseł chadecji, minister i szef urzędu kanclerskiego postrzegany jako bliski współpracownik kanclerz Angeli Merkel, napisał w artykule w „Handelsblatt”, że „hamulec zadłużenia nie może być przestrzegany w nadchodzących latach nawet przy surowej dyscyplinie wydatkowej”. Polityk tłumaczył, że „sensowne jest połączenie strategii naprawczej dla gospodarki w Niemczech z nowelizacją ustawy zasadniczej, która zapewni wiarygodny korytarz degresywny dla nowych pożyczek w nadchodzących latach oraz wyraźną datę powrotu do zgodności z regułą dotyczącą zadłużenia”.
Hamulec wyłączono w budżetach na lata 2020 i 2021, ale niektórzy politycy Unii Chrześcijańsko-Demokratycznej (CDU) postulują, by go znów zaciągnąć dla budżetu na 2022 r. Zupełnie inne głosy słychać wśród popierających większe wydatki Zielonych, którym sondaże wróżą po wrześniowych wyborach status drugiej siły politycznej w RFN. Za powrotem do hamulca wypowiedział się też niedawno wybrany na szefa CDU Armin Laschet. Według tygodnika „Der Spiegel” miał on na zamkniętym spotkaniu chadeków stwierdzić, że politycy rządowi powinni o zmianach konstytucji najpierw rozmawiać z szefostwem partii.
– Unia zawsze była partią solidnych finansów publicznych. Dlatego odrzucamy podwyżki podatków i dlatego hamulec zadłużenia musi pozostać na miejscu. Hamulec jest jednym z największych osiągnięć, które umożliwiły nam działanie teraz w czasie kryzysu – bronił tego rozwiązania potencjalny kandydat na kanclerza po zbliżających się wyborach do parlamentu. W czerwcu 2020 r. Niemcy przyjęły pakiet pomocowy przeciwko pandemii, który w sumie miał wartość ok. 130 mld euro i obejmował m.in. obniżkę podatku VAT z 19 do 16 proc. w II poł. 2020 r.
Niemniej jednak temat zbytniej oszczędności i zbyt małych inwestycji w infrastrukturę wraca w Niemczech niczym bumerang i ostatnio został przypomniany przez raport Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju, który na początku grudnia 2020 r. trafił do Ministerstwa Gospodarki. Zalecenia są jasne: od 20 lat gminy, kraje związkowe i rząd za mało inwestują w mosty czy drogi. O tym, że RFN powinna odejść od zbyt konserwatywnej polityki fiskalnej, na długo przed wybuchem pandemii mówiła również Komisja Europejska. W czerwcu 2020 r. resort gospodarki przyznał w raporcie, że infrastruktura potrzebuje inwestycji, ale ich brak nie jest związany z hamulcem zadłużenia, a decyzjami polityczno-ekonomicznymi i niesprawną biurokracją.
Spektakularnym przykładem może być budowa otwartego dwa miesiące temu lotniska w Berlinie, która opóźniła się o dziewięć lat. O tym, czy niemiecki hamulec zadłużenia będzie obowiązywał w 2022 r., zdecyduje już nowy parlament i rząd, w którym zabraknie Merkel, a w którym mogą się znaleźć Zieloni. Jeśli tak będzie, szanse na poluzowanie polityki oszczędności i większe inwestycje za Odrą znacznie wzrosną. ©℗
fot. Filip Singer/EPA/PAP
Rząd Angeli Merkel wprowadził hamulec zadłużenia w reakcji na kryzys finansowy z 2008 i 2009 r.