Za czasów Donalda Trumpa miało być „Make America Great Again”. Efekty? Znaczenie Stanów Zjednoczonych dla globalnego PKB za Donalda Trumpa spadało. Międzynarodowy Fundusz Walutowy liczy udział poszczególnych krajów z uwzględnieniem parytetu siły nabywczej, czyli różnic w poziomie cen. I Trump otrzymał solidny policzek już na początku swojego urzędowania: jego kraj spadł pod względem udziału w światowym PKB na drugie miejsce – od tamtej pory Amerykanie patrzą na plecy Chińczyków. W ciągu dwóch kadencji Baracka Obamy, który poprzedzał Trumpa, udział USA w światowej gospodarce spadł z 17,6 do 16,3 proc. Cztery lata Trumpa przyniosły spadek do minimalnie poniżej 16 proc.
Zgodnie z październikową prognozą MFW na koniec zaczynającej się właśnie kadencji Bidena udział USA w światowym PKB obniży się o 1 pkt proc., do 15 proc. Udział strefy euro w światowej gospodarce zarówno za czasów Obamy, jak i Trumpa spadał jeszcze mocniej. Obecnie to 11,5 proc.
Trump zostawił Bidenowi konflikty z głównymi partnerami handlowymi. Emocje budziły zwłaszcza relacje z Chinami. Dla nas większe znaczenie miało nakładanie ceł na wyroby unijne (czytaj tekst poniżej). W odniesieniu do Chin Trump zdecydował się na wymianę ciosów w postaci nakładania ceł na kolejne grupy produktów. Do tego doszły ograniczenia dla firm z Państwa Środka, których dotyczą zarzuty o bliskie związki z komunistycznymi władzami.
Próby zrównoważenia bilansu handlowego nie powiodły się. Wręcz przeciwnie. Gdy Trump obejmował stanowisko, Stany Zjednoczone notowały miesięczne deficyty handlowe rzędu 40 mld dol. W listopadzie ub.r. deficyt przebił 68 mld dol. Wyższy był tylko raz – w 2006 r., gdy rządził poprzedni republikanin George W. Bush. Do pogorszenia salda handlowego USA przyczyniło się ograniczenie sprzedaży elementów elektronicznych Chińczykom, a także spadek sprzedaży samolotów produkowanych przez Boeinga.
Były prezydent wielokrotnie dawał wyraz satysfakcji z powodu wysokiego wzrostu gospodarczego (po prostu Chiny rosły szybciej) i właściwie pełnego zatrudnienia. Jeszcze rok temu stopa bezrobocia w Stanach Zjednoczonych była najniższa od pięciu dekad. Wynosiła 3,5 proc. Chwilę potem wiele zmieniła jednak pandemia.
Skala spadku PKB USA w II kw. nie różniła się tak bardzo od tego, co działo się w innych krajach. Była jednak na tyle duża, że gospodarka skurczyła się do rozmiarów z połowy drugiej kadencji Obamy. Miało to przełożenie na rynek pracy. W ciągu trzech miesięcy bezrobocie urosło do prawie 15 proc., a liczba osób bez pracy – do 23 mln. Później sytuacja nieco się poprawiła, ale w III kw. gospodarka była na poziomie z połowy 2018 r., a bezrobocie w grudniu wciąż wynosiło niemal 7 proc. Bez płatnego zajęcia pozostawało 10,7 mln osób.
Biorąc pod uwagę kwoty nominalne, Stany Zjednoczone i dziś, i jeszcze na koniec kadencji Bidena zachowają pozycję lidera. Chiny mogą zagrozić im pod tym względem dopiero w okolicach połowy kolejnej kadencji prezydenckiej w USA. Największa gospodarka świata jest też największym dłużnikiem. W końcu września ub.r. dług publiczny Ameryki wynosił niemal 27 bln dol. Za prezydentury Donalda Trumpa zwiększył się o 7 bln dol. Połowa tego wzrostu przypada na okres sprzed pandemii. Dług publiczny USA przekracza 120 proc. PKB. Gdy Trump obejmował władzę, było to 105 proc. Rząd może sobie z tym radzić dzięki temu, że Rezerwa Federalna w momencie wybuchu pandemii wróciła do polityki zerowych stóp procentowych (w pierwszych latach kadencji byłego prezydenta stopy były podnoszone, jeszcze przed kryzysem zaczął się cykl obniżek), a także praktycznie w całości sfinansowała przyrost zadłużenia związany z COVID-19.
Joe Biden nie myśli na razie o ograniczaniu długu. Jeśli chodzi o gospodarkę, na pierwszym planie stawia wspieranie koniunktury. Stąd zapowiedzi nowego pakietu stymulacyjnego o wartości 1,9 bln dol.
Tani i łatwo dostępny pieniądz sprzyjał inwestorom na rynkach finansowych. Główne amerykańskie indeksy giełdowe nie tylko z nawiązką odrobiły do końca ub.r. straty, jakie w marcu wywołała przecena wywołana przez pandemię, ale w ostatnich dniach notowały rekordy wszech czasów.
Nowy prezydent jest w sytuacji lepszej niż poprzedni lokator Białego Domu wywodzący się z demokratów. Gdy w styczniu 2009 r. stanowisko obejmował Obama, Ameryka, a wraz z nią cały świat, była na dnie kryzysu. Nie było pewności, czy system finansowy będzie w ogóle funkcjonował, na giełdach „lała się krew”, wiele gospodarek w krótkim czasie wpadło w głęboką recesję.