O losie Ursuli von der Leyen i jej zespołu europosłowie mają zdecydować podczas czwartkowego głosowania. Po raz pierwszy w historii wnioski o odwołanie Komisji Europejskiej (KE) złożyły niemal równocześnie dwie frakcje: Patrioci dla Europy (PfE) oraz Grupa Lewicy (GUE/NGL) zrzeszające skrajnie prawicowe i lewicowe partie z obszaru Unii Europejskiej. Dokumenty wpłynęły do gabinetu przewodniczącej Parlamentu Europejskiego Roberty Metsoli na początku września.
Lista pretensji
– Podniesienie ręki za odwołaniem tego składu komisji nie niszczy Europy, tylko ją ratuje. To głos przeciwko Europie Emmanuela Macrona, przeciwko Europie von der Leyen – a przede wszystkim głos za przetrwaniem Europy wolnych narodów – stwierdził Jordan Bardella, przewodniczący PfE i lider francuskiego Zjednoczenia Narodowego, podczas poniedziałkowej debaty, w której uczestniczyła również sama von der Leyen.
Prawicowa opozycja krytykuje Niemkę przede wszystkim za kształt porozumienia handlowego z USA, określając wynik negocjacji z administracją Donalda Trumpa jako „kapitulację”. Bardella punktował von der Leyen również za umowę handlową z blokiem Mercosur, planowane cięcia we wspólnej polityce rolnej i nieskuteczność w walce z nielegalną migracją. Innym z zarzutów było przymykanie oka na regulacyjne przeładowanie, które uczyniło Wspólnotę „światowym mistrzem w dziedzinie biurokracji”.
– Pani zdaje się marzyć o Europie bez rządów. Europa to nie maszyna – to cywilizacja. A cywilizacjami rządzi się poprzez poszanowanie woli narodów – podkreślił Bardella.
Również radykalna część lewicy uważa, że von der Leyen powinna zapłacić stanowiskiem za niekorzystne dla Wspólnoty pakty handlowe. Współprzewodnicząca GUE/NGL Manon Aubry, odnosząc się do umowy UE–USA, stwierdziła podczas dyskusji, że von der Leyen „zaakceptowała wasalizację UE wobec reżimu kroczącego ku faszyzacji”, natomiast porozumienie z Mercosurem „przepchnięto siłą, z pominięciem parlamentów krajowych i zasady jednomyślności państw członkowskich”.
Inaczej niż Bardella Aubry sporo uwagi poświęciła także sytuacji w Strefie Gazy i niewystarczającej reakcji Brukseli wobec działań izraelskiego rządu. – Przyczyniła się pani do ludobójstwa w Gazie poprzez swoje tchórzostwo i musi pani ustąpić – powiedziała Aubry.
Chęć współpracy
Kilkanaście dni temu KE zaproponowała zawieszenie niektórych postanowień dotyczących handlu zawartych w układzie o stowarzyszeniu między UE a Izraelem, jednak zgodę na taki ruch muszą wyrazić państwa członkowskie, co pozostaje mało prawdopodobne.
Von der Leyen odpowiedziała na zarzuty francuskich eurodeputowanych dość ogólnym przemówieniem – zdecydowanie krótszym niż to wygłoszone podczas poprzedniej debaty nad wotum nieufności w lipcu br. – Świat znajduje się dziś w najniebezpieczniejszym i najbardziej niepewnym położeniu od dekad, a w Europie obowiązuje stan najwyższej gotowości – powiedziała szefowa KE, apelując o „jedność w tym trudnym czasie” i deklarując chęć ściślejszej współpracy kierowanej przez nią instytucji z Parlamentem Europejskim.
Niemka ostrzegła przed wpadnięciem w pułapkę zastawioną przez przeciwników UE, którym zależy na tworzeniu coraz głębszych podziałów między Europejczykami i osłabieniu ich czujności. Wspomniała też o niedawnych naruszeniach przestrzeni powietrznej państw członkowskich przez rosyjskie drony i samoloty, a także o wypowiedzi Władimira Putina, według którego to UE ponosi odpowiedzialność za eskalację wojny w Ukrainie.
Może spać spokojnie
Mimo ciosów otrzymanych z lewej i prawej flanki von der Leyen może raczej spać spokojnie, bo zgodnie z deklaracjami frakcyjnych liderów za odrzuceniem wniosku o wotum nieufności zagłosują nie tylko jej macierzysta Europejska Partia Ludowa (EPP), lecz także Postępowy Sojusz Socjalistów i Demokratów (S&D), liberalna grupa Odnówmy Europę (Renew) oraz Zieloni. O ile w wypadku EPP taka postawa wydaje się oczywista, to w kontekście pozostałych ugrupowań można mówić o kredycie zaufania, bo każde z nich ma do polityki von der Leyen własne zastrzeżenia, które w czwartek taktycznie schowają do kieszeni. Przynajmniej na jakiś czas.
Do odwołania KE, której obecna kadencja rozpoczęła się 1 grudnia 2024 r., potrzeba 360 głosów. EPP ma 188 europosłów, druga co do wielkości grupa, S&D, posiada ich 136, natomiast Odnówmy Europę – 75. Arytmetyka nie daje więc cienia szansy inicjatywom PfE i Lewicy, bo ugrupowania wspierające Niemkę dysponują ponad połową wszystkich szabel. ©℗