Szpitale ograniczają zabiegi, bo boją się, że NFZ nie zapłaci im za nadwykonania. A pacjenci cierpią w wielomiesięcznych kolejkach albo zadłużają się na leczenie prywatne. Liczba endoprotezoplastyk stawów spadła już o 14 proc.
Z danych NFZ wynika, że liczba wykonanych w tym roku endoprotezoplastyk spada drugi rok z rzędu, tym razem o ok. 14 proc. Wykonano ich w sumie nieco ponad 55 tys. – najwięcej zabiegów dotyczy stawu biodrowego i właśnie tu zanotowano największy ich spadek – o ok. 17 proc. Tym samym udział tego rodzaju endoprotezoplastyk zmalał do 56 proc., czyli o 2 pkt proc. względem ubiegłego roku.
Wszystko wskazuje na to, że pod względem liczby endoprotezoplastyk ten rok będzie najsłabszym od 2021 r. Jeśli dotychczasowe tempo się utrzyma do końca roku, liczba zabiegów w całym 2025 r. wyniesie około 100 tys. Dla porównania w 2024 r. było to ponad 117 tys., podobnie jak w 2023 r. W 2022 r. ich liczba przekroczyła 105 tys., a w 2021 r. – 87 tys.
Operacje endoprotezoplastyki hamują od kwietnia
Liczba zabiegów zaczęła wyhamowywać w kwietniu, gdy stało się jasne, że w NFZ brakuje pieniędzy, w związku z czym szpitale mogą mieć kłopot z odzyskaniem pełnej kwoty za nadwykonania. Czerwiec przyniósł pogłębienie tego spadku. Tylko w przypadku stawu biodrowego wykonano 3,3 tys. zabiegów wobec 4,5 tys. w maju i 5,8 tys. w marcu tego roku. To też dwa razy mniej niż w czerwcu 2024 r. Warto dodać, że już pod koniec 2024 r. wiele placówek ograniczyło przyjęcia z powodu przekroczenia rocznych limitów finansowych przyznanych przez NFZ na 2024 r. i braku środków na pokrycie nadwykonań, co dotknęło zwłaszcza szpitale na Pomorzu. Zabiegi były przesuwane na ten rok. W związku z tym, że problemy z płatnościami trwają, tegoroczne zabiegi również przesuwane są na kolejny rok, a to oznacza, że kolejka jeszcze się wydłuża. Jak wynika z danych portalu Świat Przychodni, obecnie średni czas oczekiwania to 527 dni. W województwie z najkrótszym czasem oczekiwania średnio czeka się 167 dni, a w rejonie z najdłuższymi kolejkami jest to 1013 dni. Najdłuższe kolejki są w województwach pomorskim, śląskim i zachodniopomorskim.
Liczba zabiegów zaczęła wyhamowywać w kwietniu, gdy stało się jasne, że w NFZ brakuje pieniędzy
Zabieg na cito, czyli pacjent czeka kilka lat
Tymczasem na zabiegi większość pacjentów kierowana jest na cito. – To pacjenci, którzy bez mocnych leków przeciwbólowych nie są w stanie wstać z łóżka, muszą też stosować leki przeciwzapalne. W przypadku niektórych wyczerpałem już wszystkie piętra drabiny analgetycznej. Rozwiązaniem jest dla nich zabieg, który na rynku prywatnym mają od ręki, przy czym muszą się liczyć z kosztem kilkudziesięciu tysięcy – zaznacza Filip Płużański, ortopeda przyjmujący w Oleśnicy na Dolnym Śląsku.– Pacjenci, których kieruję do szpitala na endoprotezoplastykę kolana lub biodra, wracają z informacją, że zabieg może najwcześniej odbyć się za rok, nawet dwa – mówi. – Nijak ma się to do informacji wyświetlanych na portalu Terminyleczenia.nfz.gov.pl, gdzie dziś dowiadujemy się, że zabieg biodra możliwy jest już za tydzień lub dwa tygodnie. Po pierwsze ten portal to twór analogowy, nieodzwierciedlający stanu faktycznego, o czym pacjenci przekonują się, dzwoniąc do podanych szpitali, a po drugie do tak poważnego zabiegu pacjent musi się przygotować. Nikt nie zoperuje go bez konsultacji u chirurga naczyniowego, kardiologa czy stomatologa, bo w organizmie nie może być żadnych ognisk zapalnych. Jeżeli pacjent ma próchnicę, zęby do wyrwania czy leczenia kanałowego, musi najpierw je wyleczyć. Czasem leczenie jamy ustnej i ustabilizowanie parametrów zajmuje pół roku, ale w przypadku wizyt w ramach NFZ potrafi trwać pięć lat – tłumaczy dr Płużański.
Prywatnie pacjent zapłaci kilkadziesiąt tysięcy
Sprawdzamy cenniki klinik prywatnych. Koszt protezoplastyki biodra czy kolana zaczyna się od 21 tys. zł. Jeśli dodać koszt protezy – ok. 6 tys. zł, konsultacje u innych specjalistów i rehabilitację, suma zamyka się w 30–40 tys. zł. W przypadku reoperacji, czyli ponownego zabiegu, trzeba dodać co najmniej 10 tys. zł.
Doktor Płużański dodaje, że operacji coraz częściej wymagają osoby młode, które na skutek urazów sportowych czy wypadków straciły sprawność. – To zwykle pacjenci aktywni zawodowo, z kredytami, którzy chcą natychmiast wrócić do pracy. Każdy dodatkowy miesiąc pogarsza ich stan i prowadzi do powikłań – zaznacza.
Ekspert: sytuacja w NFZ jest katastrofalna dla szpitali i pacjentów
Zdaniem dr. Marcina Pakulskiego, byłego prezesa NFZ i dyrektora medycznego Wojewódzkiego Szpitala w Częstochowie, obecna sytuacja publicznej ochrony zdrowia jest katastrofalna. – W budżecie brakuje nie 50 mld zł, a co najmniej 100 mld zł, żeby zaspokoić podstawowe potrzeby pacjentów, i 200 mld zł, by opieka zdrowotna była na poziomie europejskim. Szpitale mają dziś wybór: albo leczyć pacjentów i mieć na grzbiecie komornika, albo nie leczyć i doprowadzić pacjentów do katastrofy. Uczciwiej byłoby, gdyby rządzący wyszli i powiedzieli, że nie ma pieniędzy. Jeśli system nie zostanie zasilony odpowiednią kwotą, wielu ludzi nie otrzyma potrzebnego leczenia – ostrzega dr Pakulski. ©℗