Co oznacza zmiana lokatora Pałacu Prezydenckiego dla gospodarki? Zarazem niewiele i bardzo dużo. Niewiele — ponieważ sprawczość prezydenta w kwestiach gospodarczych czy finansowych jest ograniczona. Nie zarządza on bezpośrednio żadnymi kluczowymi funduszami ani instytucjami państwowymi z miliardowymi budżetami. Jego wpływ sprowadza się do kilku decyzji personalnych oraz do możliwości zgłaszania projektów ustaw lub wetowania rozwiązań uchwalonych przez parlament. Mimo to, dzięki prawu weta (nie dotyczy ono jedynie ustawy budżetowej) i nominacjom, głowa państwa może „namieszać” także w gospodarce.

Nie wydaje się, by gospodarka była głównym obszarem zainteresowania nowego prezydenta. Wystarczy zajrzeć na stronę karolnawrocki.pl — w sekcji „statystyki”, gdzie można by oczekiwać opisu stanu gospodarki zastanego przez głowę państwa, zamieszczono kilka danych dotyczących tej sfery (choć nie wszystkie wydają się aktualne). Większość materiałów dotyczy natomiast zdrowia psychicznego, opieki psychiatrycznej czy poczucia bezradności obywateli. A gdy autorzy strony poruszają temat „wzrostu płac realnych i wsparcia ze strony polityki fiskalnej prognozowanego na 2025 rok”, nie podają żadnych liczb.

ikona lupy />
Fragment strony karolnawrocki.pl prezentującej wybrane dane dotyczące sytuacji gospodarki i obywateli / Dziennik Gazeta Prawna

Obietnice wyborcze Karola Nawrockiego: VAT, PIT i „Belka”

Mimo to, część obietnic wyborczych prezydenta odnosiła się bezpośrednio do gospodarki. Z punktu widzenia obywateli zmiany te mogą wyglądać na pozytywne — przynajmniej w bezpośrednim odbiorze — jednak z perspektywy finansów publicznych (a w konsekwencji: zasobności naszych portfeli w dłuższym okresie) niekoniecznie. Prezydent zadeklarował utrzymanie programów społecznych, takich jak 13. i 14. emerytura oraz 800+. Nie jest to niespodzianka — obecny rząd również przewiduje kontynuację tych świadczeń. Co oznaczają zapowiedzi „rozwijania” programów, dopiero się okaże. Trudno tego jednak nie skojarzyć z obietnicami wyższych wydatków.

Jedną z pierwszych propozycji Nawrockiego ma być projekt dotyczący obniżenia podstawowej stawki VAT do 22 proc. Obecne 23 proc. wprowadzono „tymczasowo” w czasie światowego kryzysu finansowego, półtorej dekady temu. Od tamtej pory żadna formacja — ani Platforma Obywatelska, ani Prawo i Sprawiedliwość — nie zdecydowała się jej obniżyć, ponieważ wiązałoby się to z poważnymi kosztami dla budżetu. Inne pomysły podatkowe Nawrockiego to PIT 0 proc. dla rodzin z dwojgiem i więcej dzieci i likwidacja „podatku Belki”. Zapewne nie przez przypadek dzień przed zaprzysiężeniem Karola Nawrockiego minister finansów Andrzej Domański zaproponował wprowadzenie konta OKI, umożliwiającego oszczędzanie „bez Belki” do kwoty 100 tys. zł.

W kampanii wyborczej pojawiła się też propozycja podniesienia drugiego progu podatkowego do 140 tys. zł, choć obecnie na stronie karolnawrocki.pl w sekcji „obietnice” nie ma o tym wzmianki. Dla zamożnych Polaków to może niedobra wiadomość. Ale dla finansów publicznych – przeciwnie. Zwłaszcza, że postulaty podatkowe Nawrockiego nie są rewolucyjne, ale ich realizacja niosłaby za sobą istotne koszty. Zatem nie przyczyniłaby się do zmniejszenia deficytu budżetowego ani długu publicznego.

Prezydenckie weto realnym narzędziem wpływu

Nie jest tajemnicą, że nowy prezydent tam, gdzie będzie mógł, będzie próbował utrudniać działania rządu reprezentującego przeciwną opcję polityczną. Mało przekonującym wsparciem jest jego deklaracja poparcia dla jednego z głównych postulatów rządzących — podniesienia kwoty wolnej w PIT z 30 tys. zł do 60 tys. zł. To nie tyle wsparcie, co pchanie w stronę przepaści (sondażowej albo finansowej, gdyby postulat z dnia na dzień – czy może raczej: z roku na rok – zrealizować).

Częściej należy się spodziewać weta wobec propozycji rządowych. Inna, sprawa że w zakresie gospodarki, nie pojawia się ich wiele. Co niekoniecznie jest złą wiadomością. Nie przez przypadek takim zainteresowaniem cieszyły się prace zespołu mającego na celu deregulację (a nie jej dodatkowe obciążanie regulacjami).

Decyzje prezydenta będą bezpośrednio wpływać na konkretne firmy. Przykład: planowana fuzja Pekao-PZU. Do jej realizacji konieczna będzie zmiana kilku ustaw, każdorazowo wymagająca akceptacji prezydenta (albo odrzucenia jego weta większością kwalifikowaną, której koalicja nie posiada). Pozornie dotyczyć to będzie kwestii prawnych. W rzeczywistości chodzi o przyszłość jednej z największych grup finansowych w kraju — i to grupy kontrolowanej przez państwo. Ciekawe, czy nowy prezydent zdoła coś utargować w zamian za poparcie zmian w przepisach bankowych i ubezpieczeniowych (wprowadzenie swoich ludzi do rad nadzorczych?).

NBP, RPP i KNF – tu prezydent ma głos

Skoro o personaliach. Głowa państwa ma tu coś do powiedzenia. W gospodarce kluczowa jest jego rola prezydenta w obsadzaniu stanowisk w Narodowym Banku Polskim. To głowa państwa wskazuje prezesa NBP (decyzję zatwierdza Sejm). Inna sprawa, że do użycia tego uprawnienia daleka droga, bo kadencja Adama Glapińskiego kończy się za prawie trzy lata. Prezydent na wniosek prezesa NBP nominuje członków zarządu banku. Ma również prawo wskazania trzech członków Rady Polityki Pieniężnej. Pierwszej nominacji do RPP Karol Nawrocki powinien dokonać jeszcze przed końcem tego roku — wówczas bowiem kończy się sześcioletnia kadencja Cezarego Kochalskiego. Głowa państwa ma też swoich przedstawicieli w różnych instytucjach publicznych — jeden z nich może brać udział w pracach nad strategią cyberbezpieczeństwa kraju; inny zasiada w Komisji Nadzoru Finansowego.

Nawet jeśli uznamy, że rola prezydenta w gospodarce i sektorze finansowym jest ograniczona, nie znaczy to, że jej nie ma. Andrzej Duda korzystał z niej w ograniczonym zakresie. Czy podobnie będzie z Karolem Nawrockim? Mamy kilka lat, żeby się przekonać. O tym, jakie podejście wybierze Nawrocki, powiedzą nam jego pierwsze kroki – niby już zapowiedziane, ale kto odpowiadał za szczegóły, niewiele wiadomo. A w odniesieniu do gospodarki to właśnie wybór doradców może okazać się kluczowy.