Na dwa tygodnie przed zaplanowanym na 24 lipca szczytem Chiny–UE ferment w bilateralnych relacjach powodują nie tylko kwestie polityczne i rola Pekinu we wspieraniu działań militarnych Rosji, lecz także kwestie handlowe. Emocji nie zredukowała zeszłotygodniowa wizyta w Europie chińskiego ministra spraw zagranicznych Wang Yi. Wręcz przeciwnie – w piątek Pekin poinformował o nałożeniu ceł importowych na europejskie marki, a dwa dni później o wykluczeniu europejskich producentów z dostaw sprzętu medycznego. To odpowiedź na podobne działania ze strony UE, która w czerwcu wykluczyła z przetargów producentów chińskich.

Tymczasem co szósty sprowadzany do Polski produkt z zagranicy pochodzi właśnie z Chin. Więcej kupujemy jedynie w Niemczech. Po dynamicznym wzroście udziału Państwa Środka w naszym imporcie w latach 2015–2020 (skok z 11,6 proc. do 14,4 proc.) w ostatnich czterech latach wskaźnik ten utrzymuje się na stabilnym poziomie, lecz na początku tego roku, w styczniu, lutym i marcu, przekraczał już 15 proc.

Dominującą kategorią towarów, które trafiają z Chin do Polski, jest ta grupująca maszyny i urządzenia mechaniczne, sprzęt elektroniczny oraz części do nich. To ponad połowa naszych zakupów w Chinach (51 proc.). Ponad 5-proc. udział mają jeszcze artykuły włókiennicze, czyli odzież (9,6 proc.), tzw. różne artykuły przemysłowe (7,6 proc.) oraz artykuły z metali nieszlachetnych (5,9 proc.).

Znamienne, że waga tych czterech czołowych kategorii w imporcie z Chin od lat się zmniejsza, co świadczy o postępującej dywersyfikacji koszyka zakupowego. Od 2015 r. ich łączny udział spadł z 80,4 proc. do 74,1 proc., choć w wartościach nominalnych nastąpił wzrost z 68,9 mld zł do 162 mld zł.

Chętniej w największej fabryce świata kupujemy dziś m.in. pojazdy i statki bezzałogowe (wzrost udziału z 2,21 proc. do 4,97 proc.), produkty chemiczne (z 2,79 proc. do 4,28 proc.) czy gotowe artykuły spożywcze, w tym napoje (z 0,3 proc. do 0,7 proc.).

Bartosz Radzikowski, główny ekonomista Polskiego Towarzystwa Gospodarczego, tłumaczy, że stopniowe rozszerzanie się asortymentu to efekt pogłębiających się różnic kosztowych między produkcją chińską a polską, a szerzej – europejską.

Chiny intensywnie inwestują w technologie, co przekłada się na automatyzację, modernizację fabryk i szerokie wykorzystanie robotów. Ponadto w Chinach cena megawatogodziny energii elektrycznej kosztuje niecałe 48 euro, czyli jest o 49 proc. niższa niż w Polsce – wyjaśnia.

Patrząc na strukturę polskiego importu, jedynie w trzech kategoriach produkty z Chin odpowiadają za więcej niż 1 proc. światowych dostaw do Polski. Niemniej prawie 7,5-proc. udział Państwa Środka w imporcie maszyn i urządzeń mechanicznych może wywoływać w polskim przemyśle pewien niepokój. Eskalacja napięć handlowych w trójkącie UE–Chiny–USA może bowiem zachwiać łańcuchem dostaw chińskiego sprzętu oraz części niezbędnych do prawidłowego funkcjonowania zakładów produkcyjnych w Polsce.

– Sytuacje, w których występuje znacząca koncentracja Chin jako dostawcy, mogą niepokoić. Takie sytuacje dotyczą elektroniki użytkowej czy elektronicznych układów scalonych, a także niektórych kategorii produktów farmaceutycznych – wskazuje Marek Wąsiński, kierownik zespołu gospodarki światowej w Polskim Instytucie Ekonomicznym.

Dodaje, że administracyjna tama na towary z Chin odczuwalna byłaby też przez konsumentów. – Nie jest to zależność krytyczna, ale ze względu na sektorowe zróżnicowanie, w szczególności w elektronice, może mieć duże znaczenie. W pandemii zależność od produktów medycznych, choćby lekarstw, urządzeń medycznych, ale nawet rękawiczek, zakłóciła funkcjonowanie sektora – przypomina ekonomista PIE.

Ryzyko uzależnienia od władz w Pekinie jest tym większe, że Chiny stają się beneficjentem turbulencji, jakie UE ma w stosunkach handlowych z Rosją i USA.

– Obecnie w UE widoczny jest wpływ wojny handlowej z USA, która przekierowuje część eksportu Chin z USA do UE. Komisja Europejska monitoruje na bieżąco tę sytuację i powinna podejmować aktywne działania chroniące europejskich producentów przed zakłóceniami konkurencji na jednolitym rynku – mówi Wąsiński.

Radzikowski z PTG zwraca z kolei uwagę na pośrednictwo Pekinu w sprowadzaniu do Europy towarów rosyjskich. – W 2024 r. wymiana handlowa między Rosją a Chinami osiągnęła rekordowe 245 mld dol. Do głównych towarów eksportowanych przez Rosję do Chin oprócz surowców energetycznych i metali nieszlachetnych należały nawozy, żywność i artykuły spożywcze. Chiny stały się nową bramą rosyjskiego eksportu, który z Moskwy do Europy trafia przez Pekin – wskazuje.

Polska od lat utrzymuje ujemne saldo handlowe z Chinami. W 2015 r. deficyt wynosił 78,1 mld zł, a w zeszłym roku sięgnął już 204,6 mld zł. ©℗

ikona lupy />
Udział wybranych kategorii w imporcie z Chin do Polski / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe