Środowisko psychiatryczno-psychoterapeutyczne jest podzielone w sprawie ustawy o zawodzie psychoterapeuty i samorządzie zawodowym, której pierwsze czytanie jest przewidziane na obecnym posiedzeniu Sejmu. Projekt, przyznający psychoterapeutom status zawodu zaufania publicznego i wprowadzający samorząd zawodowy, zakłada, że psychoterapeutą będzie mogła zostać nie tylko osoba z tytułem lekarza, ale i magistra nauk humanistycznych, społecznych, sztuki czy w dyscyplinie nauk teologicznych.

Dziś psychoterapeutą można być nawet po kilkutygodniowym kursie

Obecna ustawa o ochronie zdrowia psychicznego oraz zarządzenia prezesa Narodowego Funduszu Zdrowia przewidują, że w ramach systemu publicznego można rozliczyć tylko wizytę u psychoterapeuty, który ma tytuł lekarza bądź magistra psychologii, pedagogiki, pielęgniarstwa czy ratownictwa medycznego i przeszedł czteroletnie szkolenie obejmujące minimum 1200 godzin i zakończone zewnętrznym egzaminem. Ponieważ zawód jest nieuregulowany, psychoterapeutą może nazwać się także osoba bez wykształcenia kierunkowego po ukończeniu kilkutygodniowego kursu. Kurs zaś może dziś prowadzić jakakolwiek organizacja, włącznie z klubem piłkarskim czy fundacją. Nie ma kontroli nie tylko nad szkoleniem, ale również nad tym, kto przeprowadza egzamin.

– Status quo, kiedy psychoterapeutą może się nazwać osoba po dwutygodniowym kursie, jest groźny dla pacjentów. To tak, jakby każdy mógł się nazwać lekarzem. Na mój oddział w stanie ostrej psychozy trafił pacjent ze schizofrenią, któremu taki „psychoterapeuta” kazał odstawić leki, ponieważ rzekomo przeszkadzały w terapii. Pacjent stracił rok na powrót do stanu sprzed epizodu – mówi Piotr Gałecki, konsultant krajowy w dziedzinie psychiatrii, który popiera projekt ustawy o zawodzie psychoterapeuty. – Może nie jest doskonały, ale wolę niedoskonałą ustawę o zawodzie psychoterapeuty, napisaną na trójkę, niż jej brak – dodaje profesor.

Stowarzyszenie psychoterapeutów: ustawa zakłada obniżenie standardów kształcenia

O wadach projektu mówią przedstawiciele skupiającego ponad 6,5 tys. osób Polskiego Towarzystwa Terapii Poznawczo-Behawioralnej, którzy wraz z szeregiem towarzystw i instytucji, takich jak Komitet Psychologii Polskiej Akademii Nauk, Naczelna Rada Lekarska, Porozumienie Rezydentów Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy czy Naczelna Rada Pielęgniarek i Położnych, złożyli swoje uwagi do projektu. Krytykują go za wyłączenie psychoterapii spod kontroli Ministerstwa Zdrowia, obniżenie standardów kształcenia poprzez „umożliwienie dostępu do zawodu psychoterapeuty osobom z szerokim wykształceniem bazowym, np. kierunków artystycznych i teologicznych”, oraz nieuwzględnienie psychoterapii jako formy leczenia.

Gałecki tłumaczy, że w systemie publicznym psychoterapia nie funkcjonuje w oderwaniu od leczenia psychiatrycznego. – Jeśli mówimy o świadczeniach gwarantowanych finansowanych przez NFZ, to pacjent nie może się sam zgłosić na psychoterapię. Kieruje go na nią lekarz. Sam pacjent nie może zgłosić się do psychoterapeuty i zażądać terapii – zwraca uwagę nasz rozmówca. Jego zdaniem wpisane w projekt ustawy czteroletnie szkolenie psychoterapeutyczne, obejmujące podstawową wiedzę potrzebną w pracy psychoterapeuty i zakończone jednakowym zewnętrznym egzaminem, da przyszłym psychoterapeutom podstawy, by poszerzać wiedzę na kursach specjalistycznych w którymś z nurtów psychoterapeutycznych.

Należy dążyć do personalizacji psychoterapii

– Taki filtr sprawi, że środowisko samo się oczyści i zostaną tylko osoby kompetentne – uważa prof. Gałecki. Według niego nie ma nurtu najlepszego dla wszystkich pacjentów i również w psychiatrii należy dążyć do personalizacji terapii w zależności od specyfiki zaburzenia psychicznego. Przykłady? W fobii społecznej preferowany jest nurt poznawczo-behawioralny, a u pacjenta z doświadczeniem hiperseksualności, dorosłego dziecka alkoholika i z nadpobudliwością lepszy będzie nurt psychodynamiczny. ©℗