W czwartek wieczorem Karol Nawrock przyjechał do Rzeszowa, żeby spotkać się ze swoimi wyborcami. Swoje wystąpienie na Rynku rozpoczął od nawiązania do wizyty w Warszawie nowego kanclerza Niemiec. Friedrich Merz spotkał się w środę z premierem Donaldem Tuskiem.

„Wczoraj lokaj i kamerdyner państwa niemieckiego Donald Tusk po raz kolejny pokłonił się przed kanclerzem Niemiec i powiedział - nie wiem w czyim imieniu - że kwestia reparacji od Niemiec jest załatwiona. A ja państwu mówię, że nie jest” - powiedział Nawrocki.

„Premier Donald Tusk nie będzie wypowiadał się w imieniu tych, których spalono, których zamordowano, w imieniu tych dzieci, które mordowano, w imieniu naszych przodków, których eksterminowano w obozach koncentracyjnych. Nie będzie się wypowiadał w imieniu, ani państwa, ani Instytutu Pamięci Narodowej, którego jestem prezesem” – podkreślił.

Powtórzył to, co już wcześniej mówił m.in. podczas spotkań wyborczych, że reparacje są potrzebne Polsce. „Odnoszą się do sprawiedliwości dziejowej, historycznej, ale również do naszej przyszłości” – powiedział w Rzeszowie Nawrocki.

Wskazał, że polskie straty spowodowane przez Niemców podczas II wojny światowej wyniosły 6 bln zł. „To mniej więcej 3 tys. Stadionów Narodowych i program 800 plus wypłacany dla polskich rodzin przez 120 lat” – mówił.

„Te pieniądze nam się po prostu należą. I gdy zostanę prezydentem Polski wprowadzę na salony europejskie i światowe konieczność wypłacenia reparacji przez Niemców państwu polskiemu” – deklarował w czwartek Nawrocki.

Stwierdził też, że wypłacenie odszkodowań za straty wojenne leży w interesie państwa niemieckiego, „które nosi w sobie moralną potrzebę przywództwa w Unii Europejskiej”.

Kandydat PiS na prezydenta Polski mówił też, że „jako naród mamy wszystko, aby być partnerem i na zachodzie, wschodzie i Stanach Zjednoczonych”. „Musimy odrzucić nasze postkolonialne , postsowieckie myślenie o tym, że zgodzimy się na to, żeby być gospodarstwem pomocniczym dla Ukrainy, nie licząc na żaden gest. Że będziemy się kłaniać państwu niemieckiemu, mimo że nasze interesy, choćby blokada na granicy, nie mogą być załatwione” – argumentował.

O wyborach, które odbędą się w kolejną niedzielę mówił, że „każdy z nas będzie decydował o losie Polski nie na pięć lat, a może na dekady”.